Poczynania wojsk Kremla na froncie wskazują, że Władimir Putin nie liczy się z życiem swoich żołnierzy. Mobilizacje i kolejne deklaracje Kremla świadczą, że rosyjski dyktator jest gotowy kontynuować agresję niezależnie od rozmiaru strat i bez względu na to, że nie ma szans na przejęcie Kijowa. To wszystko sprawia, że daleka wydaje się perspektywa zakończenia wojny, a przez to odbudowy ukraińskiej infrastruktury, nie mówiąc o integralności terytorialnej. Pod znakiem zapytania stoi także perspektywa włączenia Ukrainy w struktury świata zachodniego. Dylemat Ukrainy. Neutralność jako "niebezpieczny scenariusz" Przeglądając opinie ekspertów, można natknąć się na wiele rozważań dotyczących przyszłości naszego sąsiada. Przyjrzyjmy się dwóm z nich: zachowania integralności terytorialnej Ukrainy w połączeniu z neutralizacją oraz zgody na częściowy rozbiór ziem w połączeniu z akcesją do NATO oraz UE. Trudno wyobrazić sobie, że Rosja, dysponująca znacznym potencjałem militarnym, w tym arsenałem nuklearnym, pozwoli Ukraińcom na odebranie Krymu (integralność terytorialna). Z kolei Ukraińcy zapewniają, że celem wojny jest odzyskanie całości ziem zajmowanych tymczasowo przez okupanta. - Scenariusz zachowania przez Ukrainę integralności terytorialnej w połączeniu z neutralizacją jest nierealny, a dla Ukrainy niebezpieczny - podkreśla w rozmowie z Interią znawca polityki ukraińskiej i rosyjskiej, prof. Andrzej Szeptycki z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW oraz Instytutu Strategie 2050. Ostatnio z pomysłu nadania Ukrainie po wojnie neutralnego statusu wycofał się weteran amerykańskiej dyplomacji Henry Kissinger, mówiąc że "idea ta nie ma już sensu". - Idea neutralnej Ukrainy jest opcją nierealistyczną. Po trwającym konflikcie byłoby to możliwe, gdyby zakończyło je porozumienie pokojowe zaakceptowane w pełni przez obie strony i dla obu satysfakcjonujące, a to raczej niemożliwe. Trudno mi sobie wyobrazić dziś zgodę Ukrainy na zakończenie walk, w sytuacji niezrealizowania celów dotyczących odzyskania ziem okupowanych przez Rosjan. Ukraina w 1994 r. otrzymała gwarancje dotyczące jej granic i wiemy, jak to się skończyło - podkreśla inny z rozmówców Interii prof. Marek Madej z Uniwersytetu Warszawskiego. Śmierć Stalina i historyczne analogie W miarę jak wojna nieubłaganie zmierza do drugiego roku konfliktu, eksperci powołują się na różne analogie. Wśród nich często pada porównanie do zakończenia wojny koreańskiej w latach 50 XX w. Wojna koreańska nigdy formalnie się nie zakończyła. Przerwanie walk umożliwiła dopiero śmierć Józefa Stalina. Po niej USA i ZSRR udało się doprowadzić do zawieszenia broni. Nie podpisano jednak formalnego traktatu pokojowego, a jedynie zamrożono konflikt. Jakie są podobieństwa wojny koreańskiej z tą w Ukrainie? Żadna ze stron nie jest w stanie osiągnąć takiej przewagi na polu bitwy, która pozwoliłaby jej na pokonanie przeciwnika. Ani Moskwa, ani Kijów nie są w stanie osiągnąć celów politycznych. Stanowiska obu państw są zbyt odległe, aby możliwe było zawarcie porozumienia pokojowego. Wreszcie, oba kraje ponoszą poważne straty. Wprawdzie Putin nadal mówi językiem zwycięstwa, ale fakty są takie, że Rosja już poniosła porażkę w Ukrainie. Wydaje się, że to niezdolność Putina do uznania skali katastrofy, a także zbrodnie wojenne, których Rosja dopuściła się na Ukrainie, są obecnie głównymi przeszkodami na drodze do pokoju. Ukraina jak Korea Południowa? Profesor studiów nad wojną sir Lawrence Freedman uważa że zawieszenie broni między Seulem a Pjongjangiem wskazuje na możliwość "zatrzymania walk" bez osiągnięcia pełnego porozumienia pokojowego. Podobnie uważa historyk Niall Ferguson, który na łamach "Die Welt" przyznał wprawdzie, że "rozwiązanie koreańskie" byłoby "kulawe", niemniej "pozwoliłoby ono Ukrainie stać się drugą Koreą Południową". "Wyobraźmy sobie, że za 12 miesięcy nadal trwa ta wojna - (...) dwa lata walki na wyniszczenie. W przypadku Korei śmierć Stalina w zasadzie pozwoliła na remis. Wyznaczono granicę, podzielono kraj" - podkreślił. Ale dlaczego Ukraińcy mieliby się na to kiedykolwiek zgodzić? Moralne, polityczne i egzystencjalne argumenty przemawiają za tym, by walczyli dalej. Prezydent Wołodymyr Zełenski obiecał odzyskać każdy centymetr okupowanego terytorium, w tym Krym. - Być może Rosja byłaby gotowa pójść na "jakieś" niewielkie ustępstwa w kwestii ziem na wschodzie, ale z perspektywy Kremla nie ma powrotu do integralności Ukrainy, np. jeśli chodzi o status Krymu. Ukraina "neutralna", czy "zneutralizowana", zdemilitaryzowana byłaby wciąż pod zagrożeniem ze strony Rosji czy wspieranych przez nią separatystów - mówi prof. Szeptycki. Rozmowy pokojowe Ukraina-Rosja "mało realne" W ubiegłym tygodniu niemiecko-szwajcarska gazeta "Neue Zürcher Zeitung" (NZZ) opublikowała raport, w którym, powołując się na niemieckich polityków, przekazano, że dyrektor CIA William Burns przedstawił Rosji i Ukrainie plan pokojowy. Zgodnie z nim Moskwa miałaby zakończyć działania wojenne, otrzymując jedną piątą terytorium Ukrainy. Burns w tym celu w styczniu miał udać się z tajną wizytą do Moskwy. Jednak według zastępcy rzecznika Rady Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu doniesienia o przedstawianiu planu Rosji i Ukrainie są "całkowicie fałszywe". Również rzecznik prezydenta Federacji Rosyjskiej, Dmitrij Pieskow zaprzeczył rewelacjom NZZ. W sugestie rozmów pokojowych wątpi prof. Szeptycki. Według naszego rozmówcy "jakiekolwiek porozumienie w dobrej wierze z Rosją wydaje się mało realne". - Moskwa pokazała, że nie można jej ufać, a poza tym jest krajem bandyckim, co udowodniła agresją na sąsiada oraz zbrodniami wojennymi swojej armii. Nie twierdzę, że nie warto podejmować prób dialogu, np. w kwestii dostaw ukraińskiego zboża do państw Południa, by zapobiec głodowi w tych krajach, lecz szansa na ich powodzenie w odniesieniu do Ukrainy jest obecnie ograniczona ze względu na postawę rządzących na Kremlu - podkreśla ekspert. Nasz rozmówca dodaje, że jednym z celów Kremla może być zamrożenie konfliktu. - Rosja już korzystała z takiej możliwości, np. w Donbasie po 2014 r. i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Tym razem Władimir Putin również może skorzystać z chwili oddechu, by odtworzyć armię i uderzyć ponownie za rok czy dwa. Scenariusz koreański "możliwy do realizacji" Ukraina ma więc słuszne obawy dotyczące zamrożenia wojny przy czasowej rezygnacji ze swoich celów politycznych. Fakt, że zachodni sojusznicy Ukrainy wyzbyli się złudzeń co do natury putinowskiej Rosji, pozwala myśleć, że Kijów po zawieszeniu broni nie zostałby pozostawiony sam sobie. Korea Południowa była całkowicie zniszczona po wojnie koreańskiej, ale teraz jest zamożnym, rozwiniętym krajem. Rosja z kolei może spodziewać się w przyszłości izolacji międzynarodowej ze strony państw Zachodu, a to z kolei może (nie musi) zapoczątkować długo oczekiwaną polityczną przebudowę kraju. - Jestem w stanie wyobrazić sobie zamrożenie konfliktu. Możliwość zwycięstwa w wojnie przez Ukrainę jest ograniczona, biorąc pod uwagę determinację Rosji Putina w niszczeniu sąsiada - podkreśla prof. Marek Madej z Uniwersytetu Warszawskiego. - Da się funkcjonować i rozwijać w ramach takiego porozumienia, co pokazał przykład Korei Południowej. Jednocześnie to kosztowne rozwiązanie. Wymaga militaryzacji granic, zapewnienia stabilnego wsparcia finansowego dla ukraińskiej armii, która bez wsparcia Zachodu mogłaby nie udźwignąć wyzwania - zwraca uwagę nasz rozmówca. Prof. Madej dodaje, że "to rozwiązanie może być korzystne dla Rosji". - Putinowi trudno będzie wycofać się z decyzji o anektowaniu czterech obwodów ukraińskich, ale zarazem może nie być w stanie ich zająć w całości. Wszystko zależy od tego, w jakim kierunku doszłoby do zmiany reżimu w Rosji, a to wielka niewiadoma - dodaje. Ukraina i Rosja jak RFN i NRD? Rozmówca Interii zwraca uwagę, że w praktyce obecnie realizuje się scenariusz zgody na częściowy rozbiór ziem Ukrainy w połączeniu z akcesją do NATO oraz UE. - Ukraina, choć nie kontroluje w pełni swojego terytorium, uzyskała status kandydata do UE - właśnie odbył się w Kijowie szczyt Unia Europejska-Ukraina. Państwo ukraińskie szybko wdraża obecnie reformy niezbędne, by stać się członkiem UE, choć jej akcesja do Unii to zapewne kwestia co najmniej dekady - podkreśla prof. Szeptycki. Ekspert zwraca uwagę, że "w historii mieliśmy już do czynienia z podobnymi przypadkami". - Po II wojnie światowej istniały dwa państwa niemieckie, podzielone przez ponad 40 lat, nieuznające się nawzajem do początku lat 70. Oba kraje funkcjonowały w strukturach międzynarodowych, a RFN rozwijała się jako pełnoprawny członek struktur europejskich oraz euroatlantyckich - podkreśla. Ukraina jako wschodnioeuropejski Izrael Ukraina jako nowa Korea Południowa to nie jedyny pomysł na przyszłość naszego wschodniego sąsiada. Były szef NATO Anders Fogh Rasmussen proponuje przekształcenie Ukrainy we wschodnioeuropejski Izrael. Według Duńczyka porozumienie USA z Izraelem ma zapewnić temu państwu możliwość samoobrony "za wszelką cenę". Były szef NATO uważa, że w przypadku Ukrainy może być tak samo. - Takie porównanie jest adekwatne w tym sensie, że Izrael funkcjonuje w stanie ciągłego zagrożenia ze strony sąsiadów - z niektórymi zawarł już porozumienia pokojowe - a jednocześnie dysponuje technologiami, jak Żelazna Kopuła (system obrony powietrznej), które pozwalają mu na istnienie - analizuje prof. Szeptycki. - Na obecnym etapie są pewne analogie między Ukrainą a Izraelem, jeśli chodzi o ich relacje z Zachodem. Wątpię jednak, czy docelowo to dobre rozwiązanie - dodaje nasz rozmówca. Prof. Szeptycki podkreśla, że w przypadku Izraela występują takie czynniki jak geografia, historia, tożsamość. - Nie zapominajmy, że Izrael nie postrzega się jako państwo europejskie, podczas gdy Ukraina dąży do bycia częścią Europy i Zachodu. Dlatego docelowo zaproponowanie Ukrainie statusu "wschodnioeuropejskiego Izraela" spotkałoby się z rozczarowaniem Ukraińców. Nieco inaczej sprawę widzi prof. Madej. - Izrael jest w innej sytuacji. Nie ma gwarancji ze strony NATO czy innych państw dotyczących bezpieczeństwa, to raczej kwestia prowadzonej przez np. USA polityki wobec tego kraju. Trudno powiedzieć, czy takie rozwiązanie jest przeszczepialne na grunt ukraiński. Propozycja Rasmussena nic nie mówi o kwestii, jaką politykę prowadziłby Kijów w przyszłości, co jest sporym ryzykiem dla państw gwarantujących prawnie taki status, jak przewiduje jego propozycja - konkluduje.