Węgierska opozycja nawet przed swoimi wyborcami nie udaje, że jest zdolna odebrać Fideszowi władzę. - Liczymy na dobry rezultat razem z naszymi sojusznikami, w szczególności socjalistami. Wynik wyborów jeszcze nigdy nie był tak nieprzewidywalny, jednak sensacyjna wygrana opozycji nie jest prawdopodobna - uważa Istvan Vago. Mimo to jeszcze w sobotę rano toczyły się negocjacje między partiami opozycyjnymi na temat wycofywania kandydatów z jednomandatowych okręgów wyborczych tak, by na liście pozostał tylko ten, który ma największe szanse z kandydatem Fideszu. - W ostatniej chwili nastąpiły znaczące postępy w rozmowach, jest porozumienie w kolejnych okręgach, jednak do pełnego zjednoczenia nie doszło. Wiemy już na pewno, że w ani jednym okręgu nie będzie wspólnego kandydata opozycji np. Jobbik konsekwentnie trzyma się wszystkich swoich kandydatów. Na pytanie, dlaczego węgierska opozycja z jednej strony przestrzega przed autorytarnymi zapędami Viktora Orbana, a z drugiej nie potrafi się zjednoczyć, odpowiada: - Naprawa sytuacji po Fideszu może pójść w różnych kierunkach. Pojawiają się koncepcje liberalne, konserwatywne, socjalistyczne, skrajnie lewicowe, skrajnie prawicowe, a nawet anarchistyczne, na to, jak pogodzić pewne sprzeczności ekonomiczno-socjalne - wyjaśnia nasz rozmówca. Koalicja Demokratyczna jest przekonana, że trzecia z rzędu kadencja Viktora Orbana może doprowadzić do wyjścia Węgier z Unii Europejskiej. - Obawiamy się wzmocnienia więzi z Rosją, Turcją, Chinami i Azerbejdżanem - nie tylko więzi ekonomicznych, ale także kulturowych i legislacyjnych. Krótko mówiąc: autorytaryzmu wzorowanego na tych krajach - usłyszeliśmy. W ostatnich sondażach przed niedzielnymi wyborami parlamentarnymi Koalicja Demokratyczna zanotowała poparcie na poziomie 5 proc. Michał Michalak, Budapeszt