Międzynarodowy Trybunał Karny wydał w ubiegły piątek nakaz aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina. Jednym z zarzutów ciążących na Putinie są zbrodnie wojenne polegające na bezprawnych deportacjach dzieci z okupowanych terenów Ukrainy do Rosji. Panika wśród ludzi Putina Oficjalna reakcja Moskwy została wyrażona przez rzeczniczkę MSZ Marię Zacharową, która uznała nakaz za prawnie niewiążący. W kuluarach wybuchła jednak panika - donoszą niezależni dziennikarze zrzeszeni w grupie Verstka. Redakcja zebrała anonimowe komentarze i dowiedziała się, że w prywatnych czatach aż buzują emocje. Urzędnicy boją się, że otwarte sprzyjanie Putinowi sprawi, że i oni znajdą się na czarnej liście. A wtedy każdy ruch poza Rosję stanie się niemożliwy. W kuluarach zapanował strach. Nikt nie spodziewał się takiej decyzji MTK i dopóki Zacharowa nie wystąpiła ze swoim oświadczeniem, urzędnicy bali się wypowiadać, nie wiedząc, jaka reakcja będzie pożądana. - To był policzek dla nas wszystkich. W prywatnych rozmowach czuć panikę - mówi redakcji jeden z cytowanych anonimowo urzędników. Boją się odpowiedzialności - Pojawiła się myśl, że to nie tylko sankcje, ale i dużo poważniejsze reperkusje. Będziemy jak Heinrich Himmler i Joseph Goebbels? - zastanawia się. Wspomniane postaci to naziści, zbrodniarze wojenni z najbliższego otoczenia Adolfa Hitlera. Kiedy przegrana wojny przez III Rzeszę stała się faktem, każdy z nich popełnił samobójstwo. Goebbels poprzedził samobójstwo zamordowaniem całej swojej rodziny (żony i sześciorga dzieci). Rosyjscy urzędnicy dzielą się na czatach pomysłami, jak wybrnąć z patowej sytuacji. - Jeszcze nic konkretnego nie wymyśliliśmy - mówi dziennikarzom anonimowe źródło. Jak czytamy, w otoczeniu Putina nastąpił jeszcze większy podział niż miało to miejsce do tej pory. Zagorzali, najbardziej lojalni towarzysze Putina idą w kierunku ostrej krytyki decyzji MTK i Zachodu. Nieufna i niepewna część rosyjskiej administracji obiera ścieżkę milczenia i przeczekiwania największej burzy.