Wszystko zaczęło się w listopadzie 1972 roku, gdy 29-letni Joseph Robinette Biden Jr. wygrał wybory do Senatu, w którym przez 36 lat reprezentował stan Delaware. Wszystko skończy się 20 stycznia 2025 roku, gdy 82-letni Joe Biden stanie się byłym prezydentem USA. To, co urzekło w nim jego pierwszą żonę Neilię, było jego głębokie przekonanie, że wie, co chce robić w życiu, że chce być senatorem, a potem prezydentem Stanów Zjednoczonych. Przeprosił, że wygrał Demokraci w Delaware w młodym działaczu Partii Demokratycznej, który szturmem zdobył miejsce w radzie hrabstwa New Castle, widzieli szansę na odbicie republikanom miejsca w Senacie. Joe Biden, gdy dostał propozycję startu, miał 28 lat, a konstytucja wymaga, by senator USA miał przynajmniej 30 lat. Jednak matematyka politycznego kalendarza była po stronie Bidena. W dniu wyborów będzie miał już 29 lat, a gdyby je wygrał, to pierwsza sesja nowego Senatu odbyłaby się w styczniu 1973 roku, a wtedy Biden byłby już 30-latkiem. W kampanii, w której głównymi działaczami sztabu wyborczego była jego rodzina, zmagał się z zarzutami, że jest za młody i zupełnie niedoświadczony (wiele lat później będzie odpierał zarzuty, że jest za stary, by pozostać w polityce). Jego przeciwnikiem był republikanin J. Caleb Boggs, który walczył o reelekcję i któremu doświadczenia nie można było odmówić. Boggs był kongresmenem, gubernatorem Delaware i wreszcie senatorem. Walka z Boggsem wydawała się misją samobójczą, ale Biden tak bardzo chciał zostać senatorem, że się jej podjął. Niektórzy zwolennicy Boggsa żartowali, że Biden jest tak młody, że Boggs ma dużo starsze buty od niego. W sondażach Biden był daleko w tyle. Tracił do przeciwnika nawet 30 punktów procentowych, ale się nie poddawał i nagle trend się odwrócił; Biden zaczął prowadzić. Wybory wygrał. Zdobył 3162 głosy więcej. Gdy Boggs do niego zadzwonił z gratulacjami, Biden był tak wzruszony, że zdołał z siebie jedynie wykrztusić: - Przepraszam. Wielka polityka i wielka tragedia Tak się zaczęła kariera w wielkiej polityce Joe Bidena. Kariera naznaczona rodzinnymi tragediami. Zaledwie kilka tygodni po wygranej Bidena jego żona Neilia i ich roczna córeczka Naomi zginęły w wypadku samochodowym, a ich dwaj synowie, Beau i Hunter, zostali ciężko ranni. Biden na senatora został zaprzysiężony, stojąc przy szpitalnych łóżkach swoich synów. Pracował w Waszyngtonie, jego synowie mieszkali w Wilmington w Delaware, i każdego dnia Joe Biden pociągiem dojeżdżał do pracy. - Prawdziwy powód, dla którego każdego dnia wieczorem wracałem do domu, był taki, że ja moich dzieci potrzebowałem bardziej, niż one potrzebowały mnie - tak tłumaczył codzienne podróże. Trzy dekady w Senacie i osiem lat jako druga najważniejsza osoba w państwie Biden w Senacie spędził 36 lat. Zaczął pracę na Kapitolu, gdy prezydentem był Richard Nixon, a zakończył, gdy w Gabinecie Owalnym decyzje podejmował George W. Bush. Jako senator był jednym z głównych autorów ponad tysiąca projektów ustaw. Dał się poznać jako polityk umiejący współpracować ze wszystkimi. Sam mówił, że głosuje zgodnie z własnymi poglądami, a nie zgodnie z partyjną linią. Chociaż twierdził, że bycie senatorem jest olbrzymim zaszczytem, to jego ambicje sięgały Białego Domu. Pierwszy raz walkę o zostanie kandydatem demokratów ogłosił w 1987 roku. Na początku był spostrzegany jako polityk, który ma duże szanse na wygraną, jednak im dłużej trwała kampania, tym więcej problemów było do rozwiązania. Biden został oskarżony o plagiat w swoich przemówieniach, wyciągnięto mu także kłamstwa na temat wykształcenia. Twierdził, że miał na studiach stypendium i że uniwersytet zakończył jako jeden z najlepszych studentów na roku - nie było to prawdą. Zaledwie po kilku miesiącach kampanii Biden ją zawiesił. Drugą walkę o Biały Dom rozpoczął 20 lat później - w 2007 roku. W prawyborach startowali także Hillary Clinton i Barack Obama. Siłą Bidena miało być jego olbrzymie doświadczenie w polityce, jego umiejętność zawierania kompromisów. Jednak Biden wyborców nie porwał. Na spotkaniach z nim nie było tłumów, notowania w sondażach były marne. Bidenowi brakowało tego, czego najbardziej pragnęli wtedy wyborcy - nadziei na zmianę, tę uosabiał młody senator z Chicago - Barack Obama. Joe Biden wycofał się z wyścigu do Białego Domu po pierwszym głosowaniu w prawyborach. Barack Obama, zanim jeszcze wygrał prawybory, szukał u Bidena poparcia, bo - jak mówił - to, co zobaczył podczas kampanii i gdy razem pracowali w Senacie, spodobało mu się. Gdy Obama zaproponował wiceprezydenturę Bidenowi, usłyszał: - Jeśli chcesz, abym do ciebie dołączył po to, aby pomóc ci rządzić, a nie tylko po to, aby pomóc ci wygrać wybory, to jestem zainteresowany... ale nie chcę być wiceprezydentem, który nie będzie częścią ważnych decyzji, jakie będziesz podejmował - takie warunki postawił Biden. Obama je przyjął i na takich zasadach współpracowali przez osiem lat. Śmierć syna i decyzja o wycofaniu się Gdy Barack Obama kończył drugą kadencję, jego wiceprezydent był naturalnym kandydatem demokratów na prezydenta. Jednak Biden nie wystartował. Był w żałobie. Jego starszy syn, Beau, zmarł. Miał guza mózgu. To właśnie w Beau Biden widział swojego politycznego następcę, tego, który z rodziny Bidenów powinien walczyć o to, aby zasiąść w Gabinecie Owalnym. Beau, już ciężko chory, mówił ojcu, że walka o prezydenturę jest jego obowiązkiem i kazał mu obiecać, że pozostanie zaangażowany politycznie. Jednak ból po stracie dziecka był tak silny, że Biden walki nie podjął. Przeciwko Donaldowi Trumpowi demokraci wystawili Hillary Clinton, która, chociaż dostała trzy miliony głosów więcej, to jednak głosów elektorskich zdobyła za mało i to Donald Trump został 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Marsz z pochodniami zmienił wszystko W sierpniu 2017 roku w Charlottesville w Wirginii biali suprematyści, neonaziści i zwolennicy Ku Klux Klanu najpierw przeszli w marszu z pochodniami przez miasto, wznosząc antysemickie i rasistowskie okrzyki, a następnego dnia starli się z kontrprotestującymi, z których jedna osoba zginęła, gdy w tłum wjechał rozpędzony samochód. Poproszony o komentarz prezydent Trump, odpowiedział: "Po obu stronach byli porządni ludzie". To był ten moment, jak mówił potem Biden, gdy zdecydował, że musi wrócić do polityki i rzucić wyzwanie Trumpowi. Najpierw jednak musiał wygrać prawybory w Partii Demokratycznej. W debatach radził sobie dobrze, a sondaże były dla niego korzystne. Mimo tego w pierwszych głosowaniach w prawyborach wypadł bardzo słabo. Odrodzenie Bidena jako kandydata nastąpiło wraz z superwtorkiem, gdy wygrał w większości stanów, które wtedy głosowały. Kontrkandydaci zaczęli się wykruszać i przerzucać swoje poparcie na Bidena. Jako ostatni zrezygnował ten, który najdłużej mu zagrażał - czyli senator Bernie Sanders. Kampania była trudna i nietypowa, bo prowadzona w czasie szalejącej pandemii i głównie rozgrywała się w sieci. Biden z piwnicy swojego domu w Delaware zrobił centrum dowodzenia, z czego szydził Donald Trump, nazywając Bidena kandydatem z bunkru. W listopadzie 2020 roku Amerykanie zdecydowali - w Białym Domu chcieli zobaczyć Joe Bidena. Trump wyniku wyborów nie uznał, podobnie jak wielu jego zwolenników, z których część 6 stycznia 2021 roku, gdy Kongres certyfikował wynik wyborów, ruszyła na Kapitol. Jednak połączone izby Kongresu, którym przewodniczył wiceprezydent Mike Pence, wynik wyborów certyfikowały. Joe Biden na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych został zaprzysiężony 20 stycznia 2021 roku. Trudna prezydentura Wprowadzając się do Białego Domu, Joe Biden obiecał umęczonym pandemią i politycznymi podziałami Amerykanom powrót do normalności, zjednoczenie i pracę ponad podziałami. Biden zawsze chwalił się, że potrafi znaleźć kompromis w nawet najtrudniejszych momentach i że lata spędzone w Senacie nauczyły go, jak pracować, nie patrząc na polityczne barwy. Nawet jego polityczni przeciwnicy przyznają, że to za jego prezydentury doszło do uchwalenia przełomowych ustaw, np. pozwalających na gigantyczne inwestycje w modernizację infrastruktury, czy wspierających produkcję mikroprocesorów w USA, tak aby Ameryka nie była uzależniona od dostaw z innych państw. To Biden również poprowadził do największej w historii USA inwestycji w programy przeciwdziałające zmianom klimatu. Jednak problemy przyszły bardzo szybko. Stany Zjednoczone, tak jak inne kraje, po pandemii borykały się z inflacją. Amerykanów przerażały rosnące na stacjach paliwowych ceny. Do tego cały świat widział, w jakim chaosie Amerykanie wycofywali się z Afganistanu. Zginęli amerykańscy żołnierze. I to był ten moment, gdy notowania Joe Bidena zaczęły spadać. Nie pomogło mu zbudowanie koalicji ponad 50 państw, które wsparły Ukrainę, ani doprowadzenie do rozszerzenia NATO, ani wzmocnienie sojuszy w regionie Indo-Pacyfiku. Amerykanie nadal się od niego odwracali. Biden, gdy walczył o Biały Dom, obiecał, że będzie prezydentem tylko jedną kadencję, bo już cztery lata temu był najstarszym urzędującym prezydentem. Słowa nie dotrzymał. Postanowił walczyć o reelekcję. Problem wieku powrócił ze zdwojoną siłą. Każde przejęzyczenie i każde potknięcie były mu wypominane. Biden twierdził, że tylko on jest w stanie pokonać Donalda Trumpa. Tylko że to Trump pokonał Bidena w ich pierwszej i jedynej debacie. Biden wypadł tak źle, że odwrócili się od niego nawet jego sojusznicy w partii. Zaczęły się naciski, aby zawiesił kampanię i wycofał się z walki o drugą kadencję. Po kilku tygodniach nacisków, przy słabnącym poparciu, tak zrobił i jako kandydatkę namaścił swoją wiceprezydent. Kamala Harris na kampanię miała tylko 107 dni. Walczyła zażarcie, ale z Donaldem Trumpem przegrała, a demokraci stracili wszystko, co mogli: Biały Dom, większość w Senacie i nie udało im się odbić z rąk republikanów Izby Reprezentantów. Nie obwiniali Harris, ale Bidena, za to, że był uparty i arogancki, że nie wiedział, kiedy się w porę wycofać i w konsekwencji wyborcy odwrócili się nie tylko od niego, ale od całej Partii Demokratycznej. Joe Biden kończy swoje ponad 50 lat w amerykańskiej polityce jako jeden z najmniej popularnych prezydentów w historii USA, a do Białego Domu powraca jego największy polityczny wróg. Zapewne nie o takim finale swojej politycznej kariery marzył 29-letni Joe Biden, gdy pierwszy raz wygrał wybory do Senatu. Niewykluczone, że 82-letni Joe Biden powtarza sobie to, co zawsze mówił mu ojciec: że trudności trzeba znosić z godnością. Dla Interii Magda Sakowska, Polsat News, Waszyngton ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!