- Jest to przejście od słów do czynów - mówi o przełomowej decyzji Amerykanów dr Tomasz Pawłuszko. - Podczas szczytu w Wilnie koalicja 11 państw NATO obiecała w przyszłości wspierać Ukrainę właśnie w zakresie dostarczenia myśliwców F-16 i szkolenia ukraińskich pilotów. Teraz wywiązują się z danego słowa - przypomina amerykanista i ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Instytutu Sobieskiego. Ukraina dopięła swego Głównymi orędownikami wsparcia ukraińskich sił zbrojnych kultowymi myśliwcami były jednak nie Stany Zjednoczone, a Dania i Holandia. To właśnie te dwa kraje jako pierwsze zobowiązały się nie tylko do przekazania swoich maszyn - holenderski premier Mark Rutte wspomniał o tym już w maju - ale również do wytrenowania ukraińskich pilotów i zespołów wsparcia naziemnego, a także pomocy w serwisowaniu samolotów. Inicjatywę i zdecydowanie Duńczyków i Holendrów docenił też Waszyngton. Sekretarz Stanu Antony Blinken podziękował swojemu duńskiemu i holenderskiemu odpowiednikowi w specjalnym liście, którego treść opublikował Reuters. "Piszę, żeby wyrazić pełne poparcie Stanów Zjednoczonych zarówno dla przekazania myśliwców F-16 Ukrainie, jak również szkolenia ukraińskich pilotów przez wykwalifikowanych instruktorów" - czytamy. "To absolutnie kluczowe dla Ukrainy, żeby była w stanie bronić się przed wciąż trwającą rosyjską agresją i pogwałceniem swojej suwerenności" - podkreślił amerykański polityk. Przekazanie myśliwców F-16 od dawna było też oczkiem w głowie prezydenta Ukrainy. Wołodymyr Zełenski niemal przy każdej okazji i na każdym spotkaniu z zachodnimi przywódcami przypominał o konieczności zaopatrzenia ukraińskich sił zbrojnych w NATO-wskie maszyny. Na początku czerwca tego roku mówił o "mocnym wsparciu ze strony wielu państw" w tej sprawie i "dużej liczbie myśliwców", która ostatecznie trafi do ukraińskich sił powietrznych. Nie pomylił się. Już teraz wiadomo, że tylko od Danii i Holandii Ukraina otrzyma łącznie 61 maszyn - 19 od pierwszego i 42 od drugiego kraju. Po spotkaniu z prezydentem Ukrainy 20 sierpnia duńska premier Mette Frederiksen powiedziała, że pierwsze sześć myśliwców Ukraina otrzyma w okolicach Nowego Roku, kolejne osiem w 2024 roku, a ostatnie pięć w roku 2025. Obecnie Dania posiada 43 myśliwce F-16, ale w latach 2024-25 zamierza przezbroić się na maszyny nowszej generacji - F-35. - Mamy nadzieję, że duńskie samoloty pomogą wam w obronie nieba - podkreśliła szefowa duńskiego rządu po spotkaniu z Zełenskim. Ukraiński polityk udał się też w ostatnich dniach do Holandii. Wizytował m.in. bazę holenderskich sił powietrznych w Eindhoven, gdzie stacjonują holenderskie F-16. Po spotkaniu z premierem Markiem Rutte poinformował na Telegramie, że Ukraina otrzyma 42 holenderskie maszyny. "Będą to samoloty, które wykorzystamy, by utrzymać rosyjskich terrorystów jak najdalej od ukraińskich miast i wsi" - podkreślił Zełenski. Kontrofensywa bez F-16 Ukraina na razie będzie musiała jednak radzić sobie bez F-16. Zanim trafią na Ukrainę, tamtejsi piloci muszą przejść zaawansowane szkolenie prowadzone przez NATO-wskich instruktorów. To zresztą już się dzieje - piloci szkolą się w Danii, a gotowi do działań bojowych powinni być po mniej więcej roku, a więc latem 2024. Prezydent Zełenski nie zdradził, ilu ukraińskich lotników przygotowuje się do latania na F-16. Jak stwierdził, chce, żeby było to zaskoczeniem dla Rosjan. Zapewnił jednak, że 61 maszyn od Danii i Holandii to dopiero początek modernizacji ukraińskich sił powietrznych i wzmocnienia obrony ukraińskiego nieba. Dr Tomasz Pawłuszko z Instytutu Sobieskiego podkreśla, że długość procesu szkolenia pilotów F-16 nie powinna dziwić i jest rutynową procedurą, bez której przekazanie Ukrainie sprzętu nie miałoby szans dojść do skutku. - To ogromny test dla Ukrainy - mówi Interii. I dodaje: - To też jednak znak, że Amerykanie wierzą, że ta wojna jest do wygrania i świadectwo wiarygodności oraz kompetencji Ukrainy w ich dotychczasowym prowadzeniu działań zbrojnych na froncie. Problemów jednak nie brakuje. Jak dotąd Ukraina wskazała zaledwie ośmiu pilotów posługujących się językiem angielskim na tyle biegle, żeby móc z marszu rozpocząć NATO-wskie szkolenie. Cała reszta - z informacji "The New York Times" wynika, że na ten moment mowa o 20 wojskowych - najpierw uda się do Wielkiej Brytanii na specjalny kurs językowy. Dopiero po jego ukończeniu lotnicy przystąpią do rzeczywistego szkolenia na F-16. - Jest dla nas jasne, że nie będziemy w stanie bronić Ukrainy na F-16 już tej jesieni i tej zimy - przyznał Jurij Ihnat, rzecznik prasowy Ukraińskich Sił Powietrznych. Jasnym jest więc, że NATO-wskie myśliwce nie pomogą Ukrainie w doprowadzeniu do pomyślnego końca rozpoczętej na początku lata kontrofensywy. Zachodni analitycy wojskowi są jednak zdania, że nawet bez przewagi w powietrzu, którą zapewniłyby myśliwce, Ukraina jest w stanie dopiąć swego na polu walki. Będzie to jednak bez porównania trudniejsze, niż gdyby miała do dyspozycji 61 maszyn z Danii i Holandii. - Ukraińscy piloci wrócą ze szkolenia, a myśliwce trafią do nas razem z nimi - zapowiedział 17 sierpnia Dmytro Kułeba, szef MSZ Ukrainy. Dla strony ukraińskiej transfer nowoczesnych zachodnich myśliwców ma kluczowe znaczenie. Na razie tamtejsi lotnicy walczą na pochodzących z czasów sowieckich Suchojach i MiG-ach. Nie pozwala im to jednak zyskać kontroli w powietrzu. Kluczowymi problemami są rosyjskie ataki rakietowe i bombardowania oraz śmigłowce niszczące ukraińskie czołgi i transportery opancerzone. Kijów skarżył się też, że bez F-16 ukraińskim siłom zbrojnym dużo trudniej stosować na polu walki NATO-wskie taktyki wojskowe, ponieważ są pozbawieni jednego z kluczowych komponentów. Mówi dr Tomasz Pawłuszko z Instytutu Sobieskiego: - F-16 to nie będzie game changer, tylko dostosowanie się do przyjętego przez Rosjan sposobu obrony. Rosjanie są mocno okopani na swoich pozycjach, bronią się, mają małe zdolności ofensywne. Przypomina to działania frontowe rodem z pierwszej wojny światowej. Dostarczenie Ukrainie myśliwców pozwoli sprawniej prowadzić działania ofensywne, ale ze względu na rosyjskie siły powietrzne i obronę przeciwlotniczą nie przesądzi o losach wojny. Na pewno natomiast pomoże chociażby w bronieniu swoich pozycji i statków na Morzu Czarnym. Zachód nie daje się nabierać Putinowi W całej sytuacji nie można pomijać też symboliki i politycznej strony przekazania Ukrainie NATO-wskich myśliwców. Dr Pawłuszko widzi tutaj analogię do sytuacji z zachodnimi czołgami (m.in. amerykańskimi Abramsami), gdzie również strona ukraińska przez wiele miesięcy lobbowała i przełamywała obawy zachodnich sojuszników, zanim zdołała postawić na swoim. - Ukraina dobrze radzi sobie na ziemi, więc racjonalnym i wskazanym jest potwierdzenie również wsparcia w powietrzu - analizuje ekspert od bezpieczeństwa międzynarodowego z Instytutu Sobieskiego. - Zwłaszcza, że państwa członkowskie NATO mają pod dostatkiem myśliwców F-16, wiele krajów przezbraja swoje siły powietrzne na nowsze modele F-35 - argumentuje. Przekazanie Ukrainie NATO-wskich maszyn ma też swoją wagę polityczną. Przez cały okres trwania wojny Rosja używała argumentu, że jakiekolwiek przekazanie należącego do Sojuszu sprzętu wojskowego oznaczałoby zaangażowanie się NATO w wojnę po stronie Ukrainy. Niejednokrotnie towarzyszyły temu mniej lub bardziej finezyjne groźby. Zaopatrzenie Ukrainy w F-16 pokazuje, że tego rodzaju fortele Kremla działają coraz słabiej i nie są w stanie zastopować pomocy Zachodu dla Ukrainy. - NATO zrozumiało, że uginanie się pod taką argumentacją to wpisywanie się w narrację Kremla i działanie na szkodę Ukrainy - podkreśla dr Pawłuszko. Wskazuje też, że w przekazaniu myśliwców ważny dla Kijowa jest też atut propagandowy. Administracja prezydenta Zełenskiego może pokazać obywatelom, że przełamała kolejną blokadę po stronie Zachodu i zyskała bardzo wartościowy dla obronności kraju sprzęt. To również kolejny propagandowy sukces w ostatnim czasie. - W lipcu był to szczyt NATO w Wilnie, w sierpniu informacja o przekazaniu F-16, a we wrześniu będzie to kolejna dostawa ciężkiego sprzętu. To próba podtrzymania pozytywnej narracji - wyjaśnia rozmówca Interii. Jego zdaniem, rywalizacja Zachodu z Rosją przypomina dzisiaj czasy zimnowojenne. - Granie tą kartą przez Rosję pokazuje jej słabość - nie ma wątpliwości analityk. I dodaje: - Jednak NATO, a z pewnością Joe Biden, doskonale pamięta realia zimnowojenne i nie nabierze się na takie zagrania Moskwy.