Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazetPola Flegrejskie - superwulkan leżący niedaleko Neapolu - to tykająca bombaUczeni uznają, że erupcja tego wulkanu sprzed wielu tysięcy lat przyczyniła się do zniknięcia neandertalczykówDziennik "The Washington Post" sprawdził na miejscu, jak żyje się w cieniu wielkiego zagrożenia Jesteśmy w czerwonej strefie budzących się Pól Flegrejskich, najniebezpieczniejszego superwulkanu w Europie, gdzie liczące ponad dwa tysiące lat ruiny są wypychane z ziemi przez siłę sejsmiczną. W mieście Pozzuoli nieopodal Neapolu linia wybrzeża cofa się wraz z puchnięciem gruntu. Tysiące silnych drgań ziemi niepokoją malowniczą okolicę. W maju br. tysiące mieszkańców spędziło ze strachu noc pod gołym niebem z uwagi na dużą aktywność sejsmiczną. Włochy. Pola Flegrejskie budzą obawy mieszkańców Mieszkańcy szykują się na najgorsze. Pakują dobytek, przygotowując się na silniejsze wstrząsy lub na erupcję, która według niektórych ekspertów może okazać się katastrofalna w skutkach. Pola Flegrejskie to kaldera superwulkanu o średnicy 13 kilometrów. Znajduje się pod nią olbrzymie jezioro płynnej magmy. Liczące około 80 tys. Pozzuoli, gdzie wstrząsy podczas trwającej od kilku miesięcy aktywności sejsmicznej są szczególnie odczuwalne, umiejscowione jest w centrum kaldery. I tak od wielu lat mieszkańcy beztrosko zamieszkują niebezpieczną kalderę, prowadząc codzienne życie w domach z widokiem na słynne Capri oraz Ischię, wspaniałe szmaragdowe wyspy po drugiej stronie Zatoki Neapolitańskiej. Łącznie szacuje się, że w strefie zagrożenia dymiącego behemota - starożytni Rzymianie uważali Pola Flegrejskie za bramę do piekła - mieszka 485 tys. osób. Wybuch groźniejszy niż w przypadku Wezuwiusza Najbardziej pesymistycznie nastawieni eksperci sugerują, że być może nadszedł czas, by rozważyć całkowitą ewakuację mieszkańców. Bo kryzys eskaluje debatę na temat zagrożenia ze strony szerokiego na 13 kilometrów potwora, na którego składają się 24 formacje wulkaniczne różnego rodzaju (kratery, źródła termalne i fumarole). Uczeni podają, że włoski superwulkan jest odpowiedzialny za najbardziej gwałtowną erupcję w historii Europy. I chociaż nic nie wskazuje na nagły wzrost poziomu magmy, który mógłby sygnalizować zbliżającą się erupcję, jednak wydarzenia wulkaniczne mogą być wysoce nieprzewidywalne, a nowy cykl trzęsień ziemi - wraz z mierzalnym wzrostem gruntu o 2 cm miesięcznie - są niepokojącymi sygnałami. Erupcja może przybierać różne formy - od ograniczonego wybuchu, który w zeszłym miesiącu wyrządził niewielkie szkody w Parku Narodowym Yellowstone, po realizację katastrofalnej wizji. Eksperci twierdzą, że erupcja włoskiego superwulkanu może spowodować większe spustoszenie niż wybuch nieodległego Wezuwiusza podczas zniszczenia Pompejów w 79 r. n.e. Włochy. Naukowiec ostrzega przed czarnym scenariuszem. Neapol zagrożony Wielu naukowców ostrzega przed nadejściem punktu krytycznego - wśród nich Giuseppe Mastrolorenzo, badacz z włoskiego Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii (INGV). Badacz oskarża macierzysty instytut o lekceważenie ryzyka. Mastrolorenzo kreśli najgorszy scenariusz, wedle którego z głębokiej szczeliny w ziemi wyleciałaby chmura trującego gazu, przegrzanego popiołu i materiału piroklastycznego. W następstwie erupcji biało-szary popiół i skały pokryłyby ziemię. Według włoskiego naukowca nawet znacznie mniejsza, ale wciąż silna erupcja "mogłaby zdewastować cały obszar metropolitalny Neapolu, zamieszkiwany przez 3 mln mieszkańców". - Ciśnienie może uwolnić się niczym bomba - mówi Mastrolorenzo, stojąc w palącym słońcu i spoglądając w dół na ogromne jezioro kraterowe utworzone podczas ostatniej znaczącej erupcji Campi Flegrei w 1538 r. Rząd Giorgii Meloni wysyła sprzeczne sygnały Niektórzy z przełożonych Giuseppe Mastrolorenzo - a także burmistrz Pozzuoli Luigi Manzoni - odrzucają takie wypowiedzi jako niepotrzebnie podsycające strach. Argumentują, że nie ma potrzeby porzucania domostw. Twierdzą, że niebezpieczeństwo jest poważne, ale możliwe do opanowania, a groźba poważnej erupcji jest odległa. Większym zagrożeniem byłaby nowa fala wulkanicznych trzęsień ziemi. Według części ekspertów można sobie z tym poradzić bez kosztownych społecznie i ekonomicznie ewakuacji i wzmacniania budynków. Ostatnie takie inicjatywy miały miejsce w latach 80., kiedy Pola Flegrejskie po raz ostatni przypomniały o swej niszczycielskiej sile. Tymczasem rząd premier Giorgii Meloni wysyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony Rzym w zeszłym miesiącu nałożył tymczasowy zakaz nowych inwestycji w okolicy, a jeden z czołowych ministrów nazwał "przestępstwem" fakt, że ludzie kiedykolwiek mogli osiedlać się w miejscu zagrożenia. Jednak szefowa włoskiego rządu wydaje się zachęcać do pozostania. Uległa lokalnym politykom i poparła wartą 1,2 miliarda euro przebudowę zniszczonego nabrzeża zagrożonego przez wulkan, w tym nowy park miejski, projekty rekultywacji gruntów, nowe mieszkania i infrastrukturę. Zagrożenie "zawsze istniało w Pozzuoli" - twierdzi Manzoni. - Musimy nauczyć się z nim żyć - przekonuje. Włochy - kraj niebezpiecznych wulkanów Włochy są najbardziej aktywnym wulkanicznie krajem w Europie kontynentalnej, a dwa z najbardziej aktywnych wulkanów w kraju są w trakcie niewielkich erupcji. Położony na włoskiej wyspie wulkan Stromboli uaktywnił się kilka tygodni temu i wyrzucił w powietrze fontannę lawy. Na Sycylii erupcja Etny kilkanaście dni temu spowodowała liczne niedogodności, w tym problemy na lotnisku w Katanii. W przypadku Pól Flegrejskich prawie połowa kaldery znajduje się na Morzu Śródziemnym. Próbki skał sugerują, że ogromna erupcja w tym miejscu 39 tys. lat temu zapoczątkowała wulkaniczną zimę w Europie związaną z wyginięciem neandertalczyków. I chociaż magma pod Polami Flegrejskimi nie wzrasta, wulkan staje się coraz bardziej niebezpieczny - twierdzi Giovanni Chiodini, emerytowany geochemik, który był odpowiedzialny za nadzór tego obszaru. Magma wulkanu zmniejsza ciśnienie, uwalniając gaz i parę, która unosi się przez skały i skrapla. - Gdyby chodziło o wulkan na Antarktydzie, wszyscy mówilibyśmy, że zmierza on w kierunku erupcji - przekonuje Chiodini, sugerując, że istnieje większa niechęć do alarmowania ludzi w zaludnionym obszarze, takim jak Włochy. Według Chiodiniego wulkan może się równie dobrze uspokoić, jak i wybuchnąć, a niepewność wzmaga niepokój. Nikt nie wie przecież, ile ostrzeżeń otrzymają mieszkańcy. Podczas erupcji w 1538 r. trzęsienia ziemi były tak silne i ciągłe, że mieszkańcy mieli wiele dni, a nawet tygodnie na opuszczenie niebezpiecznej strefy. Obecne plany ewakuacji - dopracowywane pod kątem szybkości - zakładają 72 godziny na zapewnienie bezpieczeństwa 0,5 mln ludzi. "Nie wolno nie doceniać ryzyka" Mastrolorenzo twierdzi jednak, że erupcja może nastąpić z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem i zagrozić Neapolowi, trzeciemu co do wielkości miastu we Włoszech. To duże wyzwanie dla służb, a mieszkańcy twierdzą, że ewakuacje podczas majowego trzęsienia ziemi o magnitudzie 4,4 stopni były katastrofalne w skutkach. Część kierowców utknęła w korkach i była zmuszona udać się pieszo na bezpieczną plażę. W kolejnej ewakuacji wzięła udział tylko garstka osób. Przez dziesięciolecia macellum w Pozzuoli, ruiny starożytnego rynku z kolumnami, wznosiły się i opadały, w rytm aktywności wulkanu pod fundamentami. Ruiny ponownie znajdują się w fazie podniesienia, a poziom wody rośnie się od 2 do 4 cm na miesiąc od zeszłego roku, choć nadal jest znacznie niższy niż rekordowe 14 metrów na niecały rok przed erupcją w 1538 r. Carlo Doglioni, dyrektor INGV, twierdzi, że podwyższenie poziomu gruntu nie jest tak dramatyczne, jak ostatnie poważne zaburzenia wulkaniczne 40 lat temu. Przekonuje on, że obywatele powinni się niepokoić, krytykuje jednak fatalistyczne prognozy Mastrolorenza. I chociaż na tym obszarze obowiązuje żółta strefa alarmowa, to obecne odczyty, jego zdaniem, nie sugerują, że "w tej chwili ludzie powinni się ewakuować". - Mastrolorenzo chce przyciągnąć uwagę - przekonuje. Mimo to Doglioni podkreśla, że "błędem" byłoby niedocenianie ryzyka. Na pytanie, czy mieszkańcy powinni opuścić Pozzuoli, odpowiada: - Osobiście nie chciałbym tam mieszkać. Superwulkan budzi się. Niebezpieczne lipcowe popołudnie A jak może wyglądać codzienne życie mieszkańców na tykającej bombie? 26 lipca o godzinie 13:46 Andrea Vitale, 67-letni emerytowany nauczyciel, zamarł w kuchni mieszkania zbudowanego w kalderze Pól Flegrejskich. Usłyszał wielki huk i poczuł falowanie, jakby budynek płynął. W salonie jego wnuczka krzyknęła. Pies szczekał bez przerwy. Na ścianie salonu pojawiło się pęknięcie. - W Pompejach nie mieli pojęcia o zagrożeniu. Ale dla nas jest ono jasne. To właśnie powiedzą, gdy znajdą nas w popiele - twierdzi. Lipcowe trzęsienie ziemi o magnitudzie 4,0 było drugim znaczącym w ciągu dwóch miesięcy. Trzęsienie ziemi z 20 maja o magnitudzie 4,4 wyrządziło więcej szkód, zmuszając do ewakuacji trzech szkół, więzienia dla kobiet i ponad 100 rodzin. Inni mieszkańcy, jak Vitale, mają domy wzmocnione w latach 80., kiedy ewakuowano jego okolicę na 18 miesięcy. Ale nawet niektóre z tych budowli zaczęły pękać. Organizacje obywatelskie twierdzą, że samorząd celowo bagatelizuje zagrożenie, a rząd powinien zrobić więcej, m.in. oferując dodatkową, szybszą pomoc w naprawach, a także ułatwienia dla chcących się przenieść w bezpieczniejsze miejsce. - Zminimalizowali problem, aby nie straszyć ludzi, ponieważ bardziej przejmują się gospodarką - mówi Laura Lovinelli, przewodnicząca grupy obywatelskiej Campi Flegrei. Superwulkan problemem dla biznesu Nello Musumeci, włoski minister ds. obrony cywilnej, przyznał, że rządowy plan przebudowy sąsiedniego miasta znajdującego się w czerwonej strefie wydaje się sprzeczny z wysiłkami mającymi na celu zniechęcenie do nowych inwestycji w okolicy. Władze lokalne po majowym trzęsieniu ziemi oferują doraźną pomoc w postaci np. tymczasowych mieszkań, a rząd krajowy zatwierdził dotacje na pomoc w remontach. Jednak państwo nie jest w stanie pokryć wszystkich wydatków, powiedział Musumeci, sugerując, że mieszkańcy, którzy zdecydują się tu zamieszkać, muszą także ponieść własne koszty. Niepewna sytuacja ma wpływ na lokalną gospodarkę. Wraz ze spadkiem liczby odwiedzających cierpi turystyka, zamykane są restauracje, biznes mierzy się z trudnościami. 56-letnia Rossana Maurelli twierdzi, że sprzedaż w rodzinnym sklepie z ceramiką, w którym można nabyć naczynia ozdobione ognistymi scenami erupcji wulkanów, spadła od zeszłego roku o 60-70 procent. Kobieta nie lekceważy niebezpieczeństwa. Dla niej lokalna plaża jest jedynym miejscem, w którym odnajduje spokój. Chodzi tam codziennie, by uniknąć siedzenia w swoim mieszkaniu, w którym wyobraża sobie, jak zapadają się ściany. Nie wyobraża sobie jednak opuszczenia Pozzuoli, domu jej rodziny od wielu pokoleń. - Jesteśmy bardzo zakochani w naszej ziemi. Tutaj są nasze firmy i domy - kończy. --- Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Artykuł przetłumaczony z "The Washington Post". Autorzy: Anthony Faiola, Stefano Pitrelli Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji. Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji. ---