Kontrolerzy zabezpieczyli dokumenty, które mogą rzucić nowe światło, kto był w grudniu informowany, że nieznany obiekt wleciał ze wschodu do Polski - przekazała w czwartek "Rzeczpospolita". - Z tych informacji wyłania się kompletnie inny obraz niż to, co minister Błaszczak, czy premier Morawiecki próbowali nam w tej sprawie przedstawiać. Otóż dowiadujemy się, że premier Morawiecki został natychmiast poinformowany o incydencie z rosyjską rakietą przez dowódcę operacyjnego w rozmowie telefonicznej - przekazał podczas konferencji w Sejmie Tomasz Siemoniak. Według doniesień "Rz" o obiekcie powiadomiono również służbę dyżurną ministra obrony oraz szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. - W maju premier Morawiecki powiedział, że dowiedział się pod koniec kwietnia, więc mamy do czynienia z absolutnym kłamstwem, wprowadzeniem w błąd opinii publicznej w sprawie, która dotyczy bezpieczeństwa państwa, bezpieczeństwa obywateli, przelotu rosyjskiej rakiety - mówił Siemoniak i dodał, że publikacji wynika, iż również szef MON Mariusz Błaszczak został poinformowany. Siemoniak zaznaczył, że dwa komunikaty ministra, którymi "próbował wmówić opinii publicznej, że nie wiedział" i o wszystko obwinił dowódcę operacyjnego, też "są kompletnie niewiarygodne". - Mamy do czynienia z minister obrony, który ucieka przed jakąkolwiek odpowiedzialnością - powiedział polityk PO. Wniosek do prokuratury ws. premiera Cezary Tomczyk przypomniał, że w związku z pojawieniem się obiektu złożono wcześniej wniosek o wotum nieufności wobec szefa MON. Z kolei 12 maja posłowie PO przekazali, że składają wniosek do prokuratury w sprawie niedopełnienia obowiązków przez ministra. - Dzisiaj do tego chcemy dołożyć drugi wniosek, który dotyczy premiera Morawieckiego. (...) Chcemy zawiadomić o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego, w związku z niedopełnieniem obowiązków - powiedział. Tomczyk dodał, że przez pięć miesięcy, kiedy rakieta leżała w lesie nie zrobiono nic. - To jest najpoważniejszy zarzut, który dotyczy premiera Morawieckiego. My wszyscy wiemy i on wielokrotnie to udowodnił, że jest kłamcą. Dzisiaj trzeba to powiedzieć z wielką mocą: na czele polskiego rządu stoi kłamca - powiedział polityk PO. Powołując się na doniesienia "Rzeczpospolitej" Tomczyk przekazał, że premier o incydencie "dowiedział się z pierwszej ręki od gen. Piotrowskiego". - Doszło do próby mataczenia, zamiecenia sprawy pod dywan i to jest bardzo poważna historia - stwierdził Tomczyk. "Tajemnicza rola Kaczyńskiego" Polityk poruszył też - jak to nazwał - "tajemniczą rolę pana Jarosława Kaczyńskiego". - Spójrzmy też jak wyglądają fakty. 16 grudnia spada na Polskę rakieta. Jednocześnie 28 listopada pan Kaczyński informuje, że nam Patrioty w Polsce są niepotrzebne, że one w Polsce będą pełniły funkcję raczej estetyczną niż militarną - mówił Tomczyk. Dalej zaprezentował tezę wedle, której doszło do "mataczenia ze względu na próbę ochrony Kaczyńskiego, który podjął decyzję polityczną sprzeczną z decyzją militarną". - Jako szeregowy poseł podjął decyzję za ministra obrony, że my żadnych Patriotów od zachodnich sojuszników nie potrzebujemy - powiedział. - W każdej normalnej demokracji premier oszust i minister obrony krętacz wylecieliby z rządu na zbity pysk - podsumował Tomczyk. Polityk PO zażądał, żeby całość informacji, która "dotyczy tego nieszczęsnego incydentu została natychmiast ujawniona przez MON". Z kolei Siemoniak na koniec podkreślił, że oczekujemy "od NIK i prokuratury rzetelnego działania". - Prawda musi wyjść tutaj na wierzch - dodał. Ustalenia "Rzeczpospolitej" W czwartek "Rzeczpospolita" opublikowała ustalenia swoich dziennikarzy w kwestii komunikacji między wojska i rządu. Do tej pory zarówno premier jak i minister obrony utrzymują, że o rosyjskim pocisku dowiedzieli się dopiero w kwietniu, kiedy został przypadkowo znaleziony w lesie pod Bydgoszczą. Jak się okazuje wersje Morawieckiego i Błaszczaka nie pokrywają się z informacjami do jakich dotarła "Rz". "Z naszych ustaleń wynika, że dowódca operacyjny poinformował obydwu polityków o nietypowym zdarzeniu w polskiej przestrzeni powietrznej" - czytamy. Do incydentu doszło 16 grudnia, kiedy Rosjanie przeprowadzali zmasowany atak rakietowy na Ukrainę. Około godziny 8:50 strona ukraińska powiadomiła służbę dyżurną Centrum Operacji Powietrznych Dowództwa Operacyjnego o ataku. Wtedy stacje radiolokacyjne w Polsce zarejestrowały tzw. odbicie radarowe. Tego dnia decyzje podejmował generał Tomasz Piotrowski, dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, który pełnił dyżur w połączonym centrum operacyjnym. Analiza tego co pojawiło się na monitorach radarów miała trwać do 10 minut. W konsekwencji podniesiona została gotowość systemu obrony powietrznej odpowiedzialnego za ochronę Jasionki koło Rzeszowa. W tym samym czasie poderwane zostały dwa MiG-i 29 oraz - jak wynika z relacji premiera - dwa F-35. Samoloty miały śledzić trajektorię tej rakiety nad terytorium Polski. Nie udało się jednak przechwycić pocisku. Zdaniem informatorów "Rz" powodem tego były ciężkie warunki atmosferyczne, które utrudniały pracę radarom. Gen. Piotrowski zadzwonił do premiera Morawieckiego "Rzeczpospolita" ustaliła, że gen. Piotrowski zadzwonił do premiera Morawieckiego, żeby poinformować go o obiekcie, który wleciał w polską przestrzeń powietrzną. Szef rządu jednak nie odebrał. W tym czasie generał przekazał wiadomość do służby dyżurnej ministra obrony oraz szefa Sztabu Generalnego WP. Szef rządu oddzwonił po kilkunastu minutach i dowiedział się o sprawie. Powiadomiona o możliwości upadku pocisku została też policja. Żaden wybuch nie został zarejestrowany, nie odnotowano też promieniowania chemicznego czy biologicznego. "Informacja o niezidentyfikowanym obiekcie i tym, kto został o tym poinformowany, znalazła się w dokumentach służby dyżurnej Centrum Operacji Powietrznych, w meldunku doraźnym tej służby, który powstał przed południem tego dnia, oraz w meldunku szczegółowym, który powstał około godziny 2.30 - 17 grudnia" - czytamy. Dokumenty w ostatnich dniach miały zostać zabezpieczone przez Najwyższą Izbę Kontroli, która prowadzi swoje postępowanie ws. rakiety pod Bydgoszczą. Rzecznik rządu zaprzecza Chwilę po konferencji polityków PO do doniesień prasowych odniósł się rzecznik rządu Piotr Müller. "Informacje z artykułu w dzienniku 'Rzeczpospolita' dotyczące raportowania do premiera o wydarzeniach w dniu 16 grudnia 2022 są absolutnie nieprawdziwe" - napisał na Twitterze. Zapewnił, że "premier nie był informowany w grudniu o incydencie". Zaprzeczył, że do Morawieckiego ktoś w tej sprawie dzwonił, a doniesienia gazety nazwał kłamstwem. Rakieta mogła uderzyć w centrum szkolenia NATO We wtorek amerykański dziennik "The Wall Street Journal" poinformował, że "pocisk manewrujący spadł w pobliżu centrum szkolenia sił połączonych NATO". Incydent "unaocznił wyzwania dla obrony przestrzeni powietrznej Sojuszu" - podkreślono w artykule. "Pocisk manewrujący, wystrzelony podczas rosyjskich ataków na Ukrainę, wleciał do Polski w grudniu ubiegłego roku, a następnie uderzył we fragment lasu około 16 km od centrum szkoleniowego NATO, co - jak uważają zachodni przedstawiciele władz - unaoczniło wyzwania dla obrony przestrzeni powietrznej Sojuszu" - podał "WSJ". W Bydgoszczy znajduje się Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO. "Podczas gdy polski rząd odmówił zidentyfikowania odłamków do czasu zakończenia śledztwa, analitycy bezpieczeństwa i zachodni przedstawiciele władz twierdzą, że dowody wskazują na wariant Ch-55, pocisku manewrującego, którego Rosja używała do oszukiwania ukraińskich systemów obrony powietrznej" - przekazał amerykański dziennik. Więcej TUTAJ. Rosyjska rakieta pod Bydgoszczą Pod koniec kwietnia MON poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Natknęła się na niego w lesie przypadkowa osoba. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła w tej sprawie śledztwo, które następnie zostało przejęte przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej. W maju szef MON Mariusz Błaszczak oświadczył, że podległe Dowódcy Operacyjnemu Rodzajów Sił Zbrojnych Centrum Operacji Powietrznych-Dowództwo Komponentu Powietrznego otrzymało 16 grudnia ub.r. od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę Polski "obiekcie, który może być rakietą". Dodał, że "procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu Dowódcy Operacyjnego", który nie poinformował go, "ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej". W reakcji na słowa szefa MON Dowódca Operacyjny RSZ gen. Tomasz Piotrowski zaapelował "o rozsądek, o to abyśmy w nadchodzących dniach bardzo ważyli emocje, abyśmy byli rozsądni w tym co robimy, abyśmy bardzo ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi nie dawali pożywki, nie dawali się dzielić na grupy".