- I co, da radę? - o nowe stanowisko Marcina Kierwińskiego pytam polityka z władz Platformy. - Tak, da radę. Jedna z redakcji pisała o pocałunku śmierci, ale tu nie ma drugiego dna - odpowiada nasz rozmówca. - Drugiego dna może nie ma, ale wydaje się to funkcja, na której nie sposób nie przegrać własnej kariery - zauważam. - Dostał piekielnie trudne zadanie, ale spokojnie, Marcin jest właśnie do zadań specjalnych. Odbudowa Polski po powodzi. Klucz do powodzenia: Finanse Kiedy pytamy polityków Koalicji Obywatelskiej, a zwłaszcza samej Platformy, o nominację dla Kierwińskiego na pełnomocnika rządu ds. odbudowy po powodzi, otrzymujemy całą paletę reakcji. Przeplatają się ze sobą zaskoczenie, współczucie, urzędowy optymizm, ale też komplementy pod adresem nowego-starego ministra. - Jest pozamiatany, jeśli mam być szczery - wzrusza ramionami jeden z warszawskich polityków KO, nie kryjąc, że nowa funkcja Kierwińskiego niesie ze sobą tylko jedno pytanie: jak mocno straci na tym politycznie. - Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy w założeniu ma to być trampolina, czy pognębienie. Jeśli masz mniej więcej 100 tys. mocno poszkodowanych ludzi, to nie ma szans, że wszystkim dogodzisz. To fucha, która politycznie może zatopić cię w pięć minut - argumentuje nasz rozmówca. Inne z naszych źródeł, doświadczony samorządowiec Platformy, wyraża dużo więcej wiary w powodzenie misji Kierwińskiego. - Poradzi sobie na pewno, zresztą po to Donald wziął właśnie jego - słyszymy. - Najważniejsze, że ma zapewnione fundusze. Jak są finanse, to już połowa sukcesu. Zostaje tylko koordynowanie instytucji, samorządów, firm - dodaje polityk. Przypomnijmy, że na pomoc powodzianom i odbudowę Polski po przejściu wielkiej wody rząd planuje uruchomić niezwłocznie 23 mld zł. Wspomniana kwota obejmuje zarówno środki budżetowe, jak i pieniądze z Unii Europejskiej. - Takim propozycjom się po prostu nie odmawia - tak swoją nową misję skwitował sam Kierwiński podczas wywiadu w "Faktach po Faktach" TVN24. Jak wyjaśnił, rozmowy o zajęciu się odbudową Polski po powodzi były ekspresowe. - Premier zaprosił mnie na piątek rano, za pośrednictwem szefa swojej kancelarii, na rozmowę. Była dość krótka, na zasadzie takiej, że jest potrzeba, aby zająć się tym tematem - relacjonował sekretarz generalny Platformy. Marcin Kierwiński. Nowa-stara prawa ręka Donalda Tuska Osoby z otoczenia Kierwińskiego mówią Interii, że jego słowa o "propozycjach, którym się po prostu nie odmawia" zostały źle zinterpretowane - jako próba politycznego uśmiercenia przez szefa rządu. Tymczasem Kierwiński to jedna z najbardziej zaufanych osób "Kierownika", jak w PO nazywany jest Tusk. Według naszych informacji, to z jego zdaniem po powrocie do polskiej polityki Tusk liczył się najmocniej. - Donald chce mieć Marcina przy sobie, bo jest niezwykle lojalny, ale też bardzo sprawny politycznie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kontakty z Czarzastym i Zgorzelskim. Jeszcze przed wyjazdem do europarlamentu bardzo odciążał Kierownika w sprawie bieżących rozmów politycznych - relacjonuje nam polityk PO świetnie znający Kierwińskiego. Jak mówi, teraz mimo obowiązków związanych z powodzią, Kierwiński też ma być prawą ręką Tuska w relacjach z koalicjantami. - Bardzo pomoże mu w rozmowach koalicyjnych: głaskaniu, opie..., negocjowaniu - tłumaczy nasze źródło. Osoba z delegacji Koalicji Obywatelskiej w PE: - Jeśli ktoś zostaje europosłem i decyduje się wrócić do Polski, to chapeau bas. Pewnie Marcin zważył po jednej stronie mandat europosła z charakterem tej pracy i jej możliwościami, a po drugiej polską politykę, swoją przyszłość i propozycję premiera. Zupełnie nieironicznie: budzi duży podziw to, że zdecydował się wrócić. Jeśli się sprawdzi, to jeszcze nie raz usłyszymy o Kierwińskim. Wszyscy nasi rozmówcy podkreślają natomiast, że jeśli chodzi o zdolności organizacyjne i operatywność, to w Platformie nie ma drugiego tak sprawnego polityka jak Kierwiński. W tym kontekście decyzja Tuska wydaje się zatem oczywistością. - Marcin ma bardzo dobry charakter do tej funkcji - jest spokojny, odporny na stres, świetnie zorganizowany. Do tego techniczne wykształcenie i duże doświadczenie w zarządzaniu - choćby na czele MSWiA - mówi nam jedna z europosłanek KO. Inny z naszych rozmówców, polityk KO z Warszawy: - Premier ze stratami ludzkimi się nie liczy, a Marcin jest naprawdę świetnym organizatorem. W zamyśle Kierownika najpewniej nie było idealnego sposobu i idealnego kandydata do ogarnięcia tego bałaganu, ale ze wszystkich nieidealnych opcji Marcin był najlepszą. A jeśli w trakcie albo po wszystkim okaże się, że trzeba go poświęcić, to Kierownik go poświęci. Brukselska "złota klatka" Od jednej z osób, które pytamy o powrót Kierwińskiego do polskiej polityki, słyszymy, że "trafia na krzesło tak gorące, że można z niego zlecieć w każdej chwili". Dlaczego zatem tak doświadczony, ale jak na polskie realia wciąż młody, polityk zdecydował się podjąć ogromne ryzyko związane ze swoją nową funkcją? Nasi rozmówcy mówią wprost: realia Parlamentu Europejskiego rozczarowały Kierwińskiego. Pierwotnie bardzo chciał wyjazdu do Brukseli, chciał zwolnić po kilku bardzo intensywnych latach w polskiej polityce. Odpocząć, naładować baterie, więcej czasu poświęcić rodzinie, zwłaszcza małym dzieciom, których przed wyjazdem do PE prawie nie widywał. Funkcja europosła to również świetne, jak na polskie standardy, zarobki, co też nie jest bez znaczenia dla głowy rodziny. Kiedy jednak udało się już wywalczyć mandat europarlamentarzysty, nowa rzeczywistość okazała się daleka od wyobrażeń Kierwińskiego. - Nie czuł klimatu europejskiego. Mówił: "To nie dla mnie, ja lubię akcję". Źle się czuł w Brukseli, mówił, że nie jest w stanie odpoczywać - zdradza Interii osoba znająca kulisy decyzji byłego szefa MSWiA. Jak twierdzą nasze źródła w Platformie, nowe realia doskwierały Kierwińskiemu na tyle mocno, że podczas jednej z rozmów z Donaldem Tuskiem powiedział wprost: "Jeśli będzie szansa wrócić do Polski, to ja jestem pierwszy". - Dlatego to jest wyciągnięta przez Tuska ręka, danie szansy Marcinowi - tłumaczy nam polityk z władz PO. Europosłanka Koalicji Obywatelskiej: - Marcin jest jeszcze stosunkowo młodym politykiem, więc może polityka europejska jest jeszcze nie dla niego. Nie ma tu tych emocji, nie dzieje się tyle, co w Polsce. Zainteresowanie mediów też jest zdecydowanie mniejsze. A on jednak jest stworzony do emocji, walki, działania. To w tym czuje się najlepiej. Warszawski sen Sam Kierwiński uważa jednak, że jest stworzony do czegoś innego - do prezydentury w Warszawie. Politycy Platformy i osoby z otoczenia nowego pełnomocnika rządu ds. odbudowy po powodzi przyznają wprost, że to jego polityczny cel numer jeden. Już kiedy Kierwiński starał się o mandat europosła, pisaliśmy, że jego plan jest następujący - odpocząć i zregenerować się przez rok w Brukseli, a potem, w razie zdobycia przez Rafała Trzaskowskiego prezydentury Polski, wrócić do kraju i powalczyć o stołeczny ratusz. - Absolutnie, Warszawa to jest marzenie Marcina - bez chwili zastanowienia mówi nam polityk z kierownictwa Platformy. - Przyjął tę propozycję także dlatego, żeby udowodnić Donaldowi, że zasługuje na tę nominację - dodaje. Teraz przyszłość największego politycznego marzenia zależy od tego, czy i jak Kierwiński poradzi sobie z odbudową południowo-zachodniej Polski po powodzi. - Marcin musi pożegnać się z marzeniem o prezydenturze Warszawy - uważa jeden z warszawskich polityków KO, z którym rozmawiamy o sytuacji Kierwińskiego. Swoje stanowisko tłumaczy w ten sposób, że odbudowa po powodzi to projekt nie na kilka miesięcy, ale na kilka lat. Jeśli Kierwiński po pół roku czy roku na nowej funkcji zechce zostawić sprawy powodziowe i powalczyć o stołeczny ratusz, polityczni przeciwnicy zrównają go z ziemią jako tego, który ciężką robotę w imieniu dziesiątek tysięcy ludzi zostawia dla korony polskiego samorządu. - Klasyka gatunku w wydaniu Kierownika - dajemy najlepszego i jeśli jakimś cudem się wybroni, to o nim nie zapomnimy, ale jeśli sobie nie poradzi, to nikt słowem go nie wspomni - konkluduje nasz rozmówca. W podobnym tonie wypowiada się bliski znajomy Kierwińskiego z Platformy: - Donald podejdzie do tego bardzo pragmatycznie - jeśli Marcin spisze się z robotą przy powodzi, to ma duże szanse na błogosławieństwo w sprawie Warszawy. Ale jeśli będzie ryzyko, że wystawiając go możemy stracić Warszawę, to, mimo sympatii Donalda, Marcin się z tego nie wybroni.