- Od tego zależy wszystko. Gospodarczo i politycznie. Spójrzmy tylko na giełdę i jakie tam są ostatnio ruchy. Gigantyczne spadki, niektóre spółki potraciły niemal 10 proc. wartości. Tu już nie ma żartów - przyznał niedawno w rozmowie z Interią dobrze zorientowany w branży energetycznej polityk Prawa i Sprawiedliwości. W ten sposób skomentował trwającą w rządzie "wojnę węglową" pomiędzy premierem Morawieckim a jednym z jego zastępców Jackiem Sasinem. Wojna Morawieckiego z Sasinem trwa i będzie trwać. Szef rządu na razie zdołał wygrać jedynie bitwę, a i to okupił poważnymi stratami. Na ołtarzu tego zwycięstwa musiał bowiem złożyć swojego najbliższego współpracownika i prawą rękę - Michała Dworczyka. Dymisja szefa Kancelarii Premiera kupiła Morawieckiemu nieco czasu, mniej więcej do wiosny. Wtedy będzie już wiadomo, czy rząd poradził sobie z kryzysem węglowym i czy nie pozostawił Polaków w lodowatych domach. Problem numer jeden Według prof. Ewy Marciniak właśnie wspomniane powyżej kwestie - kryzys energetyczny i będąca z nim związana "wojna premierów" w rządzie - to dwa najpoważniejsze problemy Zjednoczonej Prawicy na najbliższe miesiące. Politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę, że tym razem kryzys rządowy dotyczy nie konfliktu PiS-u z Solidarną Polską, co w przeszłości obserwowaliśmy już niejednokrotnie. Obecnie przesilenie dokonuje się w samym PiS-ie. Kryzys węglowy tylko to przesilenie wzmaga i eksponuje na zewnątrz. Sam zresztą stanowi dla Nowogrodzkiej równie poważny, o ile nie jeszcze większy, kłopot. - Niektóre źródła podają, że 3, inne że 3,5 mln gospodarstw domowych w Polsce ogrzewa się węglem. To ogromna liczba, bo należy ją jeszcze przemnożyć przez liczbę członków tych gospodarstw domowych. To daje pokaźną część całego społeczeństwa, która oczekuje rozwiązań systemowych - podkreśla ekspertka ds. marketingu politycznego. Również prof. Rafał Chwedoruk nie ma wątpliwości, że kryzys energetyczny to dzisiaj zdecydowanie najpoważniejsze wyzwanie stojące przed rządem i obozem Zjednoczonej Prawicy. - Co więcej, to zagadnienie będzie tylko coraz silniej oddziaływać na polską politykę i na samo Prawo i Sprawiedliwość - zauważa nasz rozmówca, dodając, że liczne skutki podwyżek cen energii będziemy w stanie zaobserwować dopiero w przyszłym roku, "ponieważ w tym roku w dużym stopniu byliśmy jeszcze obsługiwani przez umowy i kontrakty z wcześniejszych lat i wcześniejszych źródeł". Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca też uwagę, że kryzys energetyczny stawia PiS w mocno niekomfortowym położeniu, jeśli chodzi o cele i aspiracje społeczeństwa, ale również długoterminową politykę energetyczną państwa. - Z jednej strony, większość społeczeństwa oczekuje proekologicznego zwrotu. Z drugiej, oczekujemy również utrzymania dotychczasowego poziomu zużycia energii. Dlatego PiS siedzi okrakiem na barykadzie, zastanawiając się, na którą stronę - zielonej agendy czy sztucznego podtrzymywania węgla przy życiu - przechylić się, kiedy zaczną się poważne kłopoty - analizuje rozmówca Interii. I dodaje: - Tymczasem wygląda na to, że finałem tej sytuacji jest coś zupełnie innego, a mianowicie zawalenie się samej barykady. Elektorat w potrzebie Nasi rozmówcy podkreślają, że dla PiS-u obecna sytuacja jest z politycznego punktu widzenia o tyle niewdzięczna, że kryzys węglowy dotyka przede wszystkim właśnie ich wyborców - zamieszkujących prowincję i małe miejscowości, mniej zamożnych, mających stare i niezmodernizowane domy. To sprawia, że każdy błąd i każde zaniedbanie będą kosztować obóz władzy podwójnie. Wściekłość suwerena to jedna strona medalu, ale drugą jest możliwość rewanżu z jego strony w zaczynającym się już niedługo roku wyborczym. A tu na szali jest wielkie marzenie Jarosława Kaczyńskiego - trzecia kadencja z rzędu u władzy, dzięki której na trwałe zapisałby się w historii polskiego parlamentaryzmu po 1989 roku. Do tego na razie jednak droga daleka. Prof. Marciniak dostrzega pewną polaryzację wewnątrz elektoratu PiS-u, jeśli chodzi o ocenę działań rządu na polu energetyki. Jedna grupa wyborców surowo ocenia rząd oraz jego działania i zaniechania. To w polityce rządzących dopatrują się braku węgla i podwyżek cen energii. Druga grupa elektoratu bierze rząd w obronę i przyczyn trudnej sytuacji szuka w okolicznościach zewnętrznych - takich jak wojna w Ukrainie i jej ekonomiczne konsekwencje. Nasza rozmówczyni jest świadoma tego, że PiS przez siedem lat swoich rządów zazwyczaj sprawnie i skutecznie radziło sobie z aferami i skandalami. A raczej: że nie przynosiły one rządzącym proporcjonalnej do ich wagi szkody politycznej. Tym razem sytuacja może wyglądać inaczej. - Konfrontuje się tutaj narracja rządowa z doświadczeniem ludzkim, doświadczeniem życia codziennego w sposób, którego dotąd nie praktykowaliśmy - podkreśla politolożka. - Ta konfrontacja jest przegrana przez rząd, jeśli chodzi o część elektoratu PiS-u. Przegrana, ponieważ doświadczenie pustki na placu w składzie węgla to coś, co widzimy. To nie jest coś, co sobie wyobrażamy, co możemy przyjąć za dobrą monetę - argumentuje. - Niemal wszystko od tego zależy - tak stawkę walki z kryzysem węglowym ocenia w rozmowie z Interią prof. Chwedoruk. Jego zdaniem, Zjednoczona Prawica nie ma już marginesu błędu i "miękkiej poduszki" sondażowego poparcia, na którą mogliby spaść w razie trudnej i bolesnej zimy. - PiS-owi znacząco stopniał elektorat w tej kadencji. Przede wszystkim ze względu na polityczne błędy popełniane przy różnych okazjach - stwierdza ekspert, dodając, że zwłaszcza zaostrzenie prawa aborcyjnego kosztowało PiS możliwość manewru i poszerzenia elektoratu w młodszych grupach wiekowych, co z czasem może się na Nowogrodzkiej zemścić. Prof. Chwedoruk dodaje, że dzisiaj "w najbardziej optymistycznych dla PiS-u sondażach, formacja Jarosława Kaczyńskiego sytuuje się na poziomie podobnym do wyniku z wyborów w 2015 roku". Różnica polega jednak na tym, że siedem lat temu obecnie rządzący zdobyli władzę dzięki splotowi licznych, korzystnych dla nich okoliczności. Kilkanaście procent oddanych w wyborach głosów poszło na partie, które ostatecznie nie znalazły się w Sejmie. Dzięki ordynacji wyborczej najbardziej skorzystała na tym zwycięska formacja, a więc PiS. Zdaniem prof. Chwedoruka tak duża doza szczęścia drugi raz PiS-owi się nie trafi. - Dzisiaj mamy niezwykle stabilny system polityczny z bardzo małą liczba znaków zapytania. Jeśli z tego poziomu PiS jeszcze, choćby za sprawą kryzysu węglowego, straci choć trochę, to na dobrą sprawę wyborów moglibyśmy nie urządzać, bo pytanie, kto będzie rządzić byłoby pytaniem banalnym. Opozycja w każdej konfiguracji miałaby wówczas więcej mandatów - zapewnia rozmówca Interii. Politolog z UW wskazuje jeszcze jedno zagrożenie dla PiS-u. Problem z ogrzaniem własnych mieszkań i domów, a także dostępnością do opału w rozsądnych cenach dotyka głównie tej części elektoratu PiS-u, która "nie zawsze chętnie stawia się przy urnach, a łatwo się zniechęca. Z wielu powodów - i historycznych, i często banalnych, takich że np. ci wyborcy mogą mieć trochę dalej do najbliższej komisji wyborczej". Dlatego - jak twierdzi prof. Chwedoruk - najbliższa zima będzie najpoważniejszym testem czegoś, czym PiS chlubiło się przez siedem lat swoich rządów - sprawstwa. - Wielokrotnie politycy różnego szczebla w PiS-ie twierdzili, że w kwestiach energetycznych wszystko jest zabezpieczone, jesteśmy przygotowani na trudne wyzwania, w pełni gotowi i na zmiany klimatyczne, i na kryzys, i na odcięcie od rynków wschodnich. A to jest sprawstwo, które dotyczy najbardziej elementarnej kwestii, bo ogrzewania mieszkań. Ma także wpływ na gospodarkę jako taką - analizuje politolog. Morawieckiego gra o wszystko Oboje naszych rozmówców jest tego samego zdania, co do sytuacji premiera Morawieckiego - najbliższa zima to klucz do jego politycznej przyszłości. Nie tylko tej na stanowisku szefa rządu, ale w ogóle. Jeżeli węgla nie zabraknie i będzie w akceptowalnych dla większości Polaków cenach, to - według prof. Marciniak - Morawiecki obroni wizerunek dobrego gospodarza i sprawnego polityka, który z powodzeniem stawił czoła kryzysowi. - Jeśli nie, to przed wyborami ze strony PiS-u musi być nowy impuls i nowa nadzieja, a impulsu i nadziei nie zapewni ktoś, kto będzie kojarzony z aktualnym kryzysem - mówi ekspertka. Prof. Chwedoruk dodaje, że Morawiecki "miał dawać PiS-owi technokratyczną legitymizację, łączyć ją z sprawczością PiS-u, nawet odciągając partię od imponderabiliów ideologicznych". - Tymczasem problemy z ciepłem, energią elektryczną, wartością złotego - odbierają mu tę legitymizację. Jeśli państwo nie jest w stanie zapewnić węgla i ciepła w domach i mieszkaniach, to po co w ogóle jest to państwo? - pyta retorycznie politolog. Nasz rozmówca dodaje, że utrata fotel premiera przed zaplanowanymi na jesień 2023 roku wyborami parlamentarnymi oznaczałaby de facto koniec kariery Morawieckiego w PiS-ie. - To oznaczałoby, że Morawiecki na pewno nie byłby kandydatem do zastąpienia prezesa Kaczyńskiego w partii. To oznaczałoby też, że PiS pogodziło się z porażką wyborczą - ocenia prof. Chwedoruk. Z jego analizy wynika, że usunięcie tak istotnej i tak mocno kojarzonej z PiS-em figury byłoby obliczone na utwardzenie poparcia żelaznego elektoratu Zjednoczonej Prawicy i przygotowania się do przejścia do opozycji. Jak mówi, byłby to znak, że "nikogo nowego PiS pozyskać już nie zdoła i lepiej zabezpieczyć struktury, trwałość istnienia, pozbyć się wątpiących z politycznego pokładu i ustabilizować w rok czy dwa po przegranych wyborach swoją pozycję". Może być jednak tak, że po trudnej zimie i przegranej walce z kryzysem węglowym Zjednoczona Prawica po prostu nie będzie mieć wyboru. A raczej będzie on brutalny: wymienić premiera albo pójść na dno razem z nim. - Jeśli zima będzie trudna i kryzysowa, to utrzymanie entuzjazmu politycznego wyborców PiS-u wiosną musi wiązać się z nową osobą - nie ma wątpliwości prof. Marciniak. Zaznacza jednak, że na razie następcy (albo następczyni) Morawieckiego, który byłby równie znany i równie popularny w elektoracie obozu władzy po prostu nie ma. Wszystkie przewijające się w mediach potencjalne kandydatury do jego zastąpienia - m.in. marszałkini Sejmu Elżbieta Witek czy szef MON Mariusz Błaszczak - to politycy mniejszego formatu i mający duże ograniczenia. To małe pocieszenie dla premiera Morawieckiego i pewien atut w jego ręku. Z pewnością jednak nie powstrzyma jego wewnątrzpartyjnej opozycji od kolejnych prób osłabienia czy wręcz wymiany szefa rządu. Tu większą pewność politycznego jutra może Morawieckiemu zapewnić jedynie wyjście z tarczą z kryzysu węglowego. Wtedy nawet polityczna starszyzna PiS-u, która za szefem rządu nie przepadała i nie przepada, nie będzie mieć argumentów do dalszych ataków. - W tym sensie premier Morawiecki gra o wszystko. Jeśli jednak tę grę wygra, to wyciągając wnioski ze słów prezesa - zostanie jego następcą. Jeśli jednak tę grę przegra, to przejdzie do historii jako premier, który dosyć długo sprawował swoje rządy, ale potem już nie odgrywał w poważnej polityce żadnej roli - przewiduje prof. Chwedoruk.