- Jak to w PiS. Z jednej strony niby nikt nie wierzy w to, że prezes odejdzie, z drugiej ruszyła już wojna o schedę - śmieje się jeden z posłów PiS, którego pytamy, jak wygląda sytuacja w partii w kontekście zapowiedzi prezesa o rezygnacji z kierowania PiS w 2025 roku. - W partii tak buzuje, że na dziś wszystko jest możliwe, łącznie z tym, że PiS nie dotrwa w obecnym kształcie do tego nieszczęsnego 2025 roku - dodaje już całkiem poważnie. Jarosław Kaczyński zarówno publicznie, jak i na zamkniętych spotkaniach podtrzymuje swoją deklarację o tym, że w wewnątrzpartyjnych wyborach w 2025 roku on sam nie będzie już kandydował i przekaże władzę komuś innemu. Młodszemu. Ale nie za bardzo. - Prezes niby w żartach, ale wiadomo, że naprawdę tak myśli, mówi, że musi być zachowana różnica co najmniej jednego pokolenia, więc to musi być ktoś bliżej 50-tki niż 40-tki - relacjonuje nam jeden z polityków PiS. Emerytura Kaczyńskiego w 2025 roku? Czy odejście Kaczyńskiego w 2025 roku jest przesądzone? Sam prezes zwykł mawiać swoim współpracownikom, że ma już "swoje lata" i wchodzi w "wiek kardynalski", tłumacząc, że tak jak kardynałowie w wieku 75 lat przechodzą na emeryturę, tak najwyższy czas, by i on to zrobił. Dodajmy, że Jarosław Kaczyński 75. urodziny będzie obchodził w czerwcu tego roku. Część polityków jest jednak przekonana, że prezes w ten sposób jedynie sonduje reakcje na takie zapowiedzi. Mało kto wierzy, że prezes odejdzie naprawdę. Tylko od jednego z ważnych polityków PiS słyszymy, że "obstawia 50/50", podczas gdy zdecydowana większość naszych rozmówców z partyjnej wierchuszki nie wierzy w to, by prezes w pełni spełnił swoje zapowiedzi. Zarówno z powodów politycznych, jak i czysto ludzkich. - Nie wierzę, że prezes zrezygnuje z przywództwa. Co miałby niby wtedy robić? Czym się zajmować na tej swojej emeryturze? Dla niego polityka to życie, a bez polityki nie ma życia - mówi jeden z naszych rozmówców. O wiele ciekawsze są jednak powody polityczne. Najbardziej oczywisty i najczęściej przywoływany to ten przewidujący, że bez silnej ręki prezesa PiS się rozleci, wcześniej pogrążając się w wewnętrznej wojnie. Prezes, wiedząc o tym, nigdy się więc na ten krok nie zdecyduje. A jeśli się zdecyduje, to w niepełnym wymiarze. Co to znaczy? Oddanie formalnej władzy w partii wyznaczonemu następcy przy jednoczesnym zachowaniu głosu decydującego w sprawach dla partii fundamentalnych, a także w kwestii odwołania prezesa w dowolnym momencie. Prezes PiS jak rada nadzorcza w partii - Prezes będzie jak rada nadzorcza, która kontroluje zarząd - mówi jeden z polityków. Inny nawiązuje do struktury... PSL. U ludowców partią rządzi prezes, wybierany przez gremialne ciało zwane Radą Naczelną. Rada ma sporo kompetencji, w tym tę najważniejszą - może w dowolnym momencie wymienić szefa partii. Posłowie PiS snują rozważania, że do takiej Rady w wersji PiS można by odesłać prezesa razem ze wszystkimi "najbardziej zasłużonymi" druhami, którzy dziś - w ocenie wielu partyjnych kolegów - wizerunkowo bardziej szkodzą partii niż jej pomagają. - Widziałbym tam wszystkich Suskich, Terleckich, Krasulskich, Macierewiczów i całe to towarzystwo - wylicza jeden z posłów PiS. Jednak prezes Kaczyński może też wybrać scenariusz o wiele mniej skomplikowany. Po prostu zachowa tytuł prezesa honorowego i będzie nadal kontrolował partię, nawet jeśli codzienne, bieżące sprawy odda komuś młodszemu. Komu prezes PiS odda partię? Pytanie, które rozgrzewa dziś PiS do czerwoności brzmi: kogo wyznaczy prezes? Lista polityków, którzy mniej lub bardziej otwarcie szykują się do tej walki jest całkiem długa. Na razie oficjalnie zadeklarował się jedynie Mateusz Morawiecki, co w partii często jest oceniane jako błąd. - Chciałbym, żeby pan prezes jak najdłużej był szefem Prawa i Sprawiedliwości, spajał nasz obóz. A potem chciałbym również wystartować w tym zaszczytnym wyścigu, w tej konkurencji - odpowiedział w Radiu Zet Morawiecki, zapytany przez Bogdana Rymanowskiego, czy chce zostać szefem PiS. Jego deklaracja miała nie spodobać się Kaczyńskiemu, który uznał, że to nie jest dobry moment na rozpoczynanie dyskusji o przywództwie. Niemniej żadne konsekwencje byłego premiera za to nie spotkały. W partii odczytano to jednoznacznie: Morawieckiemu wolno więcej. Toteż nic dziwnego, że jego notowania na wewnętrznej giełdzie nazwisk stoją wysoko. Zwłaszcza że łączy się go z prezydentem Andrzejem Dudą. W PiS jest sporo polityków wierzących w sojusz tych dwóch polityków, który cementować ma postać Marcina Mastalerka, mającego dobre relacje z otoczeniem Morawieckiego. Sam prezydent Duda nie chce na razie mówić o swoich politycznych planach na przyszłość. - Skupiam się na tym, co robię teraz, by swoją funkcję sprawować najlepiej jak potrafię - ucinał w niedawnym wywiadzie dla Interii. - Nie zgadzam się z opiniami, że prawica trwale straciła już w Polsce możliwość wygrywania wyborów czy możliwość rządzenia. Jest w szeregach prawicy dużo zdolnych, młodych polityków, już z doświadczeniem w resortach i innych instytucjach. To kapitał, na którym można budować. Myślę, że sporo partii politycznych w Europie chciałoby dziś być w tak "złej" sytuacji jak PiS, z tak dużym poparciem i tyloma perspektywicznymi politykami - dodawał jednak. Obok Mateusza Morawieckiego najczęściej wymienianym nazwiskiem jest Mariusz Błaszczak. I to on jest wskazywany przez większość jako "pewniak". Ze względu na lojalność i na to, że jego nominacja, w przeciwieństwie do Morawieckiego, nie wzbudziłaby wewnętrznych emocji w partii. Najwięksi przeciwnicy Morawieckiego jak Jacek Sasin, Elżbieta Witek czy Beata Szydło chwilowo stanęli z boku i przyglądają się rozwojowi sytuacji. Nawet jeśli przejście do opozycji wygasiło część dawnych wzajemnych animozji, to całkiem ich nie usunęło. - Z pewnym zdumieniem obserwuję pewien wysyp informacji o rzekomych planach odejścia prezesa - powiedział pod koniec stycznia w Radiu Zet Jacek Sasin. Stwierdził też, że będzie namawiał lidera PiS, by pozostał na stanowisku i że "wymiana lidera dziś byłaby czymś nierozsądnym". Beata Szydło z kolei w rozmowie z Wirtualną Polską nie zaprzeczyła, że chce wystartować w wyborach prezydenckich w 2025 roku, co pokazuje, że wciąż chce się liczyć także w krajowej rozgrywce. Niezmiennie cieszy się także ogromną popularnością wśród wyborców PiS. - Mogę jedynie powtórzyć, że ogłosimy kandydata zapewne jeszcze w tym roku. I będzie to najlepszy kandydat, taki, który będzie miał największe szanse wygrać - powiedziała była premier Beata Szydło, która zamierza ponownie wystartować do europarlamentu. Jeśli znów zrobi w tych wyborach bardzo dobry wynik (poprzednio zdobyła pół miliona głosów), jej notowania w PiS znów poszybują w górę. Zarówno w kontekście znaczenia wewnątrz partii jak i rozgrywki wokół kandydata na prezydenta. Gwiazda Przemysława Czarnka Ostatnio w PiS wyrasta jednak całkiem nowa gwiazda, na którą zaczynają spoglądać z nadzieją prawicowi wyborcy. Odnotowują to zarówno posłowie PiS, jak i kierownictwo z Nowogrodzkiej. Chodzi o byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka, który nie dość, że dobrze wypada w sejmowych potyczkach z politykami PO, to zjednuje do siebie sympatyków prawicy swoimi występami w mediach, ostatnio choćby w Kanale Zero. Jeden z posłów, z którymi rozmawialiśmy, użył nawet w stosunku do byłego szefa MEN sformułowania, że staje się "bożyszczem sympatyków PiS". To właśnie Czarnka jako przyszłą nadzieję PiS (obok Patryka Jakiego) wskazał niedawno prof. Andrzej Nowak, krytykując poczynania Kaczyńskiego i podkreślając, że PiS musi stawiać na nowe, młodsze twarze. - Czarnek ma coś, czego nie ma większość polityków PiS: charyzmę. Wie, jak sprawić, by lud PiS-owski go kochał. Niestety nikogo więcej poza tym ludem nie przekona, bo jest zbyt radykalny i to jego główna wada - przyznaje nasz rozmówca z PiS. Poza tym Przemysław Czarnek jest w polityce krajowej stosunkowo krótko, to jego druga kadencja w Sejmie. Prezes PiS, jak słyszymy, lubi go i ceni, choć była już sytuacja, w której Czarnek mu podpadł. Były szef MEN otwarcie (podczas posiedzenia klubu PiS) sprzeciwił się temu, by PiS głosował za odwołaniem Krzysztofa Bosaka z prezydium Sejmu. Starł się w tej sprawie z Mariuszem Błaszczakiem, który prezentował stanowisko Kaczyńskiego. Część posłów PiS jest przekonana, że to zaważyło na decyzji, by nie zrobić Czarnka szefem sztabu wyborczego na wybory samorządowe. Prezes PiS miał wcześniej poważnie taki pomysł rozważać, o czym pisała Wirtualna Polska. - Wyobrażam sobie jednak, że Czarnek stanie na czele jednej z frakcji PiS, trochę w miejsce ziobrystów, których obecność w naszym obozie jest niepewna. Myślę, że mogliby się dobrze uzupełniać np. z Morawieckim. O ile by się nie pozabijali od razu - spekuluje nasz rozmówca, ważny w partyjnej układance poseł. Prezes postawi na "pewniaka". Kto nim jest? Mimo to w PiS najczęstsze jest dziś przekonanie, że jeśli prezes PiS będzie chciał kogoś wskazać na swoje miejsce, będzie to jednak Mariusz Błaszczak. To z punktu widzenia jedności partii i utrzymania w ryzach podziałów najbezpieczniejsze rozwiązanie. Najciekawsze jest jednak to, że nie wszyscy wierzą, że Błaszczak byłby w stanie długofalowo daną mu przez prezesa władzę utrzymać. Coraz częściej można bowiem usłyszeć, że stare podziały w PiS odchodzą do lamusa, a nowe idą zupełnie innymi torami, głównie po linii pokoleniowej. Młodsi posłowie kwestionują obecny kierunek PiS, zbyt mocno spychający partię w prawą stronę. Nie podoba im się ani dobór tematów, które PiS bierze na sztandary ani wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o "mordach politycznych". W nieoficjalnych rozmowach z dziennikarzami krytykują wytyczony przez prezesa kierunek, tłumacząc, że zeszłoroczna kampania pokazała już dobitnie, że sama reaktywność względem działań Donalda Tuska nie działa. Wróżą też, że jeśli nic się w myśleniu kierownictwa nie zmieni, partię może czekać albo powolne dogorywanie albo rozłam. - Pytanie, czy pojawi się ktoś, kto to powstrzyma. PiS jest w takim momencie, że nie musi to być wcale ktoś wskazany przez prezesa, może być ktoś, kto wbrew decyzji prezesa zacznie ogniskować wokół siebie ludzi w myśl zasady, że władzę ma ten, kto sobie ją wyszarpie, a nie dostanie w prezencie. To mogłoby być prawdziwym gejmczendżerem. I być może jakimś ratunkiem dla PiS - snuje nasz rozmówca z PiS. Kamila Baranowska