Kampania samorządowa PiS ma być inna niż kampania parlamentarna, która doprowadziła do utraty władzy przez Zjednoczoną Prawicę. Jak słyszymy, ma być "więcej przekazu o przyszłości niż przeszłości" i większy nacisk na to, co rząd Zjednoczonej Prawicy zrobił dla poszczególnych gmin, powiatów, województw w czasie swoich rządów. Dopełnieniem tej strategii jest wybór kandydatów, których PiS wystawi w dużych miastach. To ludzie młodzi (pokolenie 40-latków) i niezgrani, z doświadczeniem w polityce, rządzie lub samorządzie. Nie zawsze rozpoznawalni, ale z ugruntowaną pozycją. - Prezesa przekonały argumenty, że warto dać im szansę, przetestować ich potencjał, zobaczyć, jak radzą sobie w kampanii. Zgodził się, bo i tak nie ma nic do stracenia. Będzie niespodzianka, jak któremuś z nich się jakimś cudem uda wygrać - mówi jeden z naszych rozmówców z PiS. Wybory samorządowe. "Chętni nie pchali się drzwiami i oknami" Kierownictwo partii wie, że w większości starć o miasta nie ma szans na zwycięstwo, dlatego tam, gdzie sytuacja wygląda dla PiS najmniej korzystnie, partia poprze kandydatów z lokalnych komitetów. Jak dowiaduje się Interia, w kierownictwie PiS zapadła też decyzja, że kandydaci zwłaszcza na niższym szczeblu: w wyborach na burmistrzów i wójtów mogą startować z własnych komitetów, czyli nie pod partyjną nazwą i logiem. Ma to zwiększyć ich szanse na wygraną. W mediach społecznościowych już widać, że także część kandydatów wskazanych przez PiS w dużych miastach niespecjalnie afiszuje się z przynależnością partyjną i na wyborczych grafikach nie wszyscy umieszczają partyjne logo. - Chętni do kandydowania nie pchali się specjalnie drzwiami i oknami, bo nie każdy chce wziąć na klatę pewną porażkę, ale presja kierownictwa była duża. Ci, którzy zgodzili się podjąć tego zadania będą mieli większą dowolność w prowadzeniu kampanii niż w poprzednich wyborach - przyznaje nasz rozmówca z PiS. O Warszawę powalczy Tobiasz Bocheński, były wojewoda mazowiecki. Jego potyczka z Rafałem Trzaskowskim będzie jedną z ciekawszych i najchętniej relacjonowanych przez media. PiS nie miał tu dobrego wyboru, bo w wyborach w stolicy od lat ma pod górkę. W ostatnich wyborach, mimo nieźle ocenianej kampanii wskazany przez PiS kandydat Patryk Jaki (z Suwerennej Polski) wbrew oczekiwaniom nie wszedł do drugiej tury. Samo doprowadzenie do drugiej tury byłoby więc dużym sukcesem kandydata PiS i osłabiłoby politycznie Rafała Trzaskowskiego. Także w kontekście wyborów prezydenckich w 2025 roku. - Trzaskowski sam sobie wysoko zawiesił poprzeczkę. Skoro ostatnio wygrał w pierwszej turze, to musi powtórzyć ten wynik. My mamy prostsze zadanie, bo oczekiwania wobec nas są małe - wskazuje jeden z polityków PiS. W PiS jednak mało kto wierzy, by Tobiaszowi Bocheńskiemu udało się wejść do drugiej tury. Przede wszystkim jest politykiem mało rozpoznawalnym, a czasu na zbudowanie popularności jest niewiele. - To ambitny polityk, więc będzie chciał zawalczyć. Prezes chce go przetestować i zobaczyć, jak sprawdzi się w boju - relacjonuje jeden z polityków PiS. Nazwisko Bocheńskiego pojawia się (pisała o tym jako pierwsza gazeta.pl) także w kontekście poszukiwania przez PiS kandydata na wybory prezydenckie w 2025 roku. - Jeśli już teraz Bocheński przegra starcie z Trzaskowskim, a przegra, to przecież nikt go drugi raz przeciw Trzaskowskiemu nie wystawi w 2025 roku, ale może on nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy - nie kryje złośliwości jeden z posłów PiS. Kto z PiS powalczy o fotel prezydenta? W Bydgoszczy ma wystartować Łukasz Schreiber, poseł PiS i były minister w Kancelarii Premiera. Zmierzy się tam z obecnym prezydentem Rafałem Bruskim, który w poprzednich wyborach wygrał w pierwszej turze. O Elbląg powalczy zaś Andrzej Śliwka, poseł PiS i były wiceminister aktywów państwowych. Jego kontrkandydatem będzie obecny wiceprezydent miasta Michał Missan (prezydent Witold Wróblewski zrezygnował z walki o reelekcję), którego popiera Koalicja Obywatelska i Nowa Lewica. Swój start w Szczecinie potwierdził już Zbigniew Bogucki, poseł PiS i były wojewoda zachodniopomorski. Do startu w Radomiu był mocno namawiany poseł PiS i były rzecznik partii Radosław Fogiel, jednak z naszych informacji wynika, że ostatecznie nie przyjął propozycji. W Lublinie PiS waha się czy postawić na Jarosława Stawiarskiego, samorządowca związanego z PiS, a od 2018 roku marszałka województwa czy może jednak na Zbigniewa Wojciechowskiego, wicemarszałka województwa, a w przeszłości zastępcę obecnego prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka. Wbrew niektórym medialnym spekulacjom do kandydowania w Lublinie nie był przymierzany Przemysław Czarnek. W Łodzi do startu gotowy jest Waldemar Buda, poseł, były minister rozwoju, ale ostatecznej decyzji, czy to będzie on jeszcze nie ma. W Kielcach, jak wynika z informacji Interii, do kandydowania zachęcana jest posłanka PiS Anna Krupka. We Wrocławiu gotowość do startu zadeklarowała posłanka Mirosława Stachowiak-Różecka, ale partia wciąż rozważa także inne, alternatywne scenariusze. Duże ryzyko i kwestia finansów Nasi rozmówcy z Nowogrodzkiej przekonują, że wspólnym mianownikiem wskazywanych przez PiS kandydatów jest ich relatywnie młody wiek. - Chcemy pokazać nową, odmłodzoną i perspektywiczną twarz partii, zmienić nieco jej wizerunek - tłumaczy jeden z naszych rozmówców. To tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że mało kto w PiS chciał brać udział w bezpośrednim starciu o miasta. Powodem jest nie tylko duże ryzyko porażki, ale także kwoty, jakie PiS chce przeznaczyć na kampanię wyborczą. - Wciąż nie wiadomo, ile centrala zamierza przeznaczyć na kampanie poszczególnych kandydatów w dużych miastach. W centrali mają świadomość, że szanse na zwycięstwo w tych ośrodkach są bardzo małe, zatem wydawanie pieniędzy na kampanię w dużych miastach się po prostu nie kalkuluje. Dla partii ważniejsze są wybory do Parlamentu Europejskiego i na tę kampanię mają iść duże pieniądze. Dlatego wydawanie środków, na z góry przegrane potyczki o miasta, jest bez sensu - mówi jeden z polityków PiS z południa Polski, który dostał propozycję startu. Widać to bardzo dobrze na przykładzie Krakowa, drugiego co do wielkości miasta w Polsce. Choć do wyborów zostało niewiele ponad dwa miesiące, to partia przez długi czas nie mogła znaleźć kandydata. Na start nie zdecydowała się Małgorzata Wasserman, która jeszcze do niedawna wydawała się naturalnym wyborem. Posłanka w ostatnich wyborach samorządowych dostała się do drugiej tury i otrzymała w niej 121 tys. głosów. Także w ostatnich wyborach parlamentarnych Wasserman zdobyła bardzo dobry wynik - 125,7 tys. głosów. - Po pierwsze szanse na wygraną w Krakowie są marne. Po drugie Gosia nie wie, na jakie finansowe wsparcie mogłaby liczyć w centrali. W ostatnich wyborach samorządowych musiała część wydatków pokryć ze swoich środków, bo kwota, jaką dostała od partii, była niewystarczająca - mówi polityk PiS z Krakowa, proszący o anonimowość. Propozycję startu odrzucił również Andrzej Adamczyk, wieloletni minister infrastruktury. Oficjalnie powiedział, że "jest za starty". Nieoficjalnie powiedział "nie" z tych samych powodów co Wasserman. - Od centrali usłyszeliśmy, że pokryją oni koszty wydrukowania ulotek czy dostarczenia gazetek do skrzynek mieszkańców. Jednak pokrycie reszty kosztów, jak plakatowanie, pozostanie po stronie kandydata - mówi jeden z polityków PiS z Krakowa. - Niejasne na ten moment jest także rozliczenie kosztów. Jedna z wersji zakłada, że to kandydat i jego środowisko mają na początku pokryć całość kampanii, a potem część pieniędzy zostanie im zwrócone. W przypadku Krakowa liczyć trzeba w setkach tysięcy złotych. Kogo na to stać? - dodaje. Podobny problem, jak w Krakowie, mają też kandydaci w innych dużych miastach, nie tylko wojewódzkich. - Partia nie wierzy, że w takich miastach można powalczyć o zwycięstwo. W odczuciu Warszawy wydawanie dużych pieniędzy na kampanie w Łodzi, Wrocławiu czy Krakowie to po prostu przepalanie pieniędzy - dodaje jedna z osób, której PiS proponował start w wyborach samorządowych, jako kandydat na prezydenta większego miasta. Takim przykładem jest Tarnów. Choć PiS w Małopolsce cieszy się sporym poparciem, to jednak prezydentem miasta jest kojarzony z Platformą Roman Ciepiela, który wygrał dwie ostatnie batalie wyborcze. W 2018 r. w drugiej turze otrzymał on 22,3 tys. głosów. Kazimierz Koprowski z PiS dostał 16,1 tys. W najbliższych wyborach o fotel prezydenta ma powalczyć znana w regionie posłanka Anna Pieczarka. W ostatnich wyborach parlamentarnych dostała w swoim okręgu wyborczym 71,1 tys. głosów. - Nawet Ania nie może być pewna finansowego wsparcia na takim poziomie, jak powinna dostać. Akurat w Tarnowie mamy szanse powalczyć o prezydenturę. Jednak bez finansowego wsparcia, nic z tego nie będzie - ocenia polityk PiS z Małopolski. - Dla partii liczą się wybory do europarlamentu. Stąd problemy z finansowaniem lokalnych kampanii. Oczywiście, kto chce może dać ze swoich, ale nikt nie wie, czy dostanie potem pełen zwrot - dodaje. Chcesz porozmawiać z autorami? Napisz: kamila.baranowska@firma.interia.pl; dawid.serafin@firma.interia.pl