- Myślałem, że PiS po wyborach wybuchnie od środka. Tyle było wzajemnych pretensji i podziałów. A tu takie zjednoczenie nastąpiło, że aż ludzi nie poznaję - śmieje się jeden z polityków Suwerennej Polski w rozmowie z Interią. To dość powszechna opinia w szeregach obecnej opozycji. Po wyborach 2023, które dla Zjednoczonej Prawicy oznaczały odsunięcie od władzy wydawało się, że cała prawicowa koalicja jest na krawędzi rozłamu. W PiS pełno było wzajemnych pretensji i szukania winnych takiej, a nie innej strategii kampanijnej, odżyły także stare podziały, które schowano pod dywan na czas kampanii wyborczej. Także Suwerenna Polska zastanawiała się, co dalej. Jarosław Kaczyński, jak mówią jego najbliżsi współpracownicy, od początku liczył się z tym, że szok związany z utratą władzy może przełożyć się na wewnątrzpartyjne podziały, które mogą zakończyć się nawet rozłamem. Dawne spory w PiS zeszły na dalszy plan Dlatego na kolejnych partyjnych zebraniach uspokajał, że żadnych rozliczeń nie będzie i usilnie podkreślał, że całą odpowiedzialność za kampanię i wynik bierze na siebie, że ważna jest jedność i należy patrzeć w przyszłość. - Prezes autentycznie bał się, czy partia mu się nie rozpadnie. Wiadomo, że utrata władzy zawsze powoduje jakieś ruchy odśrodkowe, dlatego zdecydował o wchłonięciu Republikanów Bielana i przy każdej okazji mówił o jedności - relacjonuje nam jeden z posłów PiS. Decyzje nowego rządu w sprawie TVP sprawiły, że to o co tak zabiegał i apelował prezes zadziało się samoistnie. Choć początkowo, jak słyszymy, posłowie PiS nie byli wcale entuzjastami obrony mediów publicznych i pełnienia tam dyżurów. PiS w obronie TVP. To była decyzja prezesa - To była decyzja prezesa, który powiedział, że nie ma innego wyjścia i kazał rozpisać dyżury w siedzibach TVP, radia i PAP. A potem to już poszło, bo jak posłowie zobaczyli, co się dzieje, jak zaczęło dochodzić do pierwszych przepychanek z jakimiś ochroniarzami, to wszystkim się wola walki włączyła - opowiada jeden z posłów, który pełnił dyżury w TVP. - Przecierałem oczy ze zdumienia. Poseł Szczucki z posłem Kałużnym bronili gabinetu prezesa TVP, Janusz Kowalski na wspólnych konferencjach z Mariuszem Błaszczakiem, posłanki Borowiak i Gembicka, które niedawno walczyły ze sobą, bo były na jednej liście, padające sobie w ramiona. Tusk dokonał cudu - śmieje się nasz rozmówca. Politycy PiS już całkiem serio jednak dodają, że sprawa nielegalnego, ich zdaniem, przejęcia mediów publicznych była dla części z nich "politycznym chrztem bojowym". Zwłaszcza dla młodszych posłów, którzy nie pamiętają czasów, gdy PiS był w opozycji. - To dlatego prezes jest w takim dobrym nastroju ostatnio, bo wie, że ma zwarty i zdeterminowany klub z posłami, którym zaczęło się chcieć - mówi nam jeden ze współpracowników prezesa PiS. Wśród polityków PiS można nawet usłyszeć autoironiczne stwierdzenia, że gdyby z taką determinacją jak dziś w obronie mediów publicznych, walczyli w kampanii, to wynik PiS mógłby być o wiele lepszy. Wszyscy przyznają jednak, że premier Donald Tusk z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem unieważnili stare podziały wewnątrz PiS. PiS w opozycji Jeden z naszych rozmówców z PiS wyjaśnia też, że przy okazji tematu przejmowania mediów publicznych "jest tak wiele wątków prawnych do ogarnięcia, że nikt nie wchodzi sobie w drogę". Swoje robią więc posłowie, kojarzeni z Mateuszem Morawieckim, posłowie PiS, którym w wewnętrznych rozgrywkach bliżej do Jacka Sasina czy Beaty Szydło, ale także posłowie Suwerennej Polski. - Widać naszą skuteczność. To, że minister Bartłomiej Sienkiewicz musiał przejść do planu B, czyli likwidacji spółek medialnych, to efekt naszych działań i tego, że zaczął się realnie obawiać, że sąd nie klepnie jego bezprawnych decyzji, w których, jak wykazaliśmy, nic się nie zgadzało - uważa poseł PiS. Jarosław Kaczyński, jak usłyszeliśmy, jest przekonany, że cała sytuacja z mediami publicznymi to także testowanie PiS w roli opozycji. Niedawno miał przekonywać swoich posłów, że od tego, jak ostro przeciwstawią się w sprawie mediów publicznych, będzie zależeć to, jakie będą dalsze kroki nowego rządu, dotyczące omijania prezydenta przy podejmowaniu kluczowych decyzji. Tym dzisiaj PiS tłumaczy swoją determinację i polityczną aktywność w obronie TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej.