Do środowego popołudnia obie strony sporu o media publiczne czekały z niecierpliwością na decyzję sądu, która określiłaby, kto jest prezesem TVP: osoba wskazana przez ministra czy przez Radę Mediów Narodowych. W momencie, gdy pojawił się komunikat resortu kultury dotyczący postawienia spółek medialnych w stan likwidacji, cały spór nabrał innej dynamiki. Zdaniem części prawników i polityków rządu decyzja ministra przecina trwający klincz prawny wokół tego, kto jest legalnym prezesem TVP: Tomasz Sygut, wskazany przez ministra kultury czy Michał Adamczyk wybrany przez Radę Mediów Narodowych. Spór miał rozstrzygnąć sąd, wpisując do KRS jedną z tych osób. Teraz, gdy minister postawił spółki medialne, w tym TVP, w stan likwidacji, jest wielce prawdopodobne, że do rejestru przedsiębiorców sąd wpisze wskazanego przez ministra likwidatora. Opozycja nie zgadza się jednak z taką interpretacją przepisów i mówi, że taka decyzja sądu byłaby pogwałceniem prawa. Dlaczego? Politycy opozycji przekonują, że tak jak minister nie miał prawa odwoływać i powoływać rad nadzorczych i zarządów, tak samo nie ma prawa podejmować decyzji o likwidacji TVP, Polskiego Radia czy PAP. - Sprawa jest jasna. Spółki medialne to spółki, których istnienie jest zagwarantowane ustawą. W pierwszej kolejności stosuje się do nich zapisy ustawowe, a nie zapisy kodeksu spółek handlowych. Nie można więc ich likwidować decyzją ministra, tak jak decyzją ministra nie można odwoływać i powoływać zarządów - wskazuje Janusz Kowalski, poseł Suwerennej Polski. Podobne stanowisko prezentują szefowie Rady Mediów Narodowych i KRRiT. Krzysztof Czabański, szef RMN decyzję o likwidacji spółek określił działaniem "na rympał" i dodał, że w jego ocenie nie można ich zlikwidować bez zmiany ustawy o radiofonii i telewizji i ustawy o Polskiej Agencji Prasowej. Takie stanowisko zaprezentuje przed sądem pełnomocnik prawny, którego Rada powołała w środę. CZYTAJ TEŻ: Kurski takiej "niespodzianki" po powrocie do Polski się nie spodziewał. Bolesny cios Jakie plany ma PiS? Choć oficjalnie politycy PiS przekonują, że nie uznają decyzji ministra i będą kontynuować swoje działania aż do skutku, nieoficjalnie można usłyszeć, że decyzja sądu o wpisaniu do KRS likwidatorów będzie momentem, w którym prawdopodobnie odpuszczą fizyczną obecność w siedzibach TVP i Polskiego Radia. Siedzibę Polskiej Agencji Prasowej, jak poinformował Przemysław Czarnek, posłowie PiS opuścili w czwartek. - Co nie znaczy, że nie będziemy cisnąć w inny sposób - deklaruje jeden z posłów PiS, z którymi rozmawiamy. - Po prostu teraz przenosimy się na grunt prawny. Gdzie nie zaglądamy, tam doszło do naruszenia przepisów, złamania prawa. Nawet szkoda mi niektórych ludzi, którzy podpisywali się pod jakimiś dokumentami, nie zdając sobie pewnie sprawy, że grozi im za to prokurator - mówi nasz rozmówca. I przyznaje, że w PiS wszyscy są bardzo zdeterminowani, bo mają poczucie, że "tu nie chodzi o TVP, ale podejście do prawa". - Jeśli teraz nie pokażemy naszego oporu, to damy Tuskowi sygnał, że może wszystko - dodaje. W środę posłowie Michał Moskal i Zbigniew Hoffman podjęli interwencję poselską u koordynatora służb specjalnych, zadając pytania o wyłączenie sygnału TVP Info i pojawiające się w przestrzeni publicznej doniesienia o udziale służb specjalnych w siłowym przejmowaniu mediów publicznych. Z kontrolą w KPRM w środę byli także posłowie Janusz Kowalski i Jan Mosiński, którzy domagali się przedstawienia opinii prawnych, które - jak deklarował premier Tusk - mają potwierdzać legalność działań ministra Sienkiewicza z 19 grudnia. W Polskim Radiu z wyznaczonym przez ministra Sienkiewicza prezesem starł się szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Dzień wcześniej grupa posłów PiS pojawiła się też w resorcie kultury, domagając się wglądu w dokumentację resortu. Politycy, z którymi rozmawiamy, deklarują, że będą domagać się pociągnięcia do odpowiedzialności winnych poniesionych przez TVP strat finansowych. Część anten, w tym m.in. TVP Info i ośrodki regionalne, od tygodnia nie nadaje programu. PiS zwołał także na 11 stycznia protest przed Sejmem w obronie TVP. Mariusz Błaszczak poinformował też o tym, że jego partia złoży wniosek o wotum nieufności wobec ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Plany rządu wobec mediów publicznych Ruch ministra Sienkiewicza z wprowadzeniem likwidatorów do spółek medialnych pozwala rządowi przeciąć prawno-polityczny spór dotyczący wyboru zarządów mediów publicznych. Ten scenariusz zresztą pojawiał się jako jeden z najbardziej prawdopodobnych dużo wcześniej. Niektórzy politycy rządowi byli nawet mocno zdziwieni, że minister Sienkiewicz nie zastosował go w pierwszej kolejności. - Może udałoby się uniknąć przynajmniej części tej awantury, z którą mieliśmy do czynienia. Cóż, lepiej późno niż wcale - mówi nam polityk większości sejmowej. Przy czym, jak słyszymy, w zastosowaniu tego scenariusza nie chodzi wcale o docelowe zlikwidowanie TVP, Polskiego Radia czy PAP. Wskazuje na to zdanie z oficjalnego komunikatu ministra Sienkiewicza, na które zwracają nam uwagę nasi rozmówcy z okolic rządu. Bartłomiej Sienkiewicz napisał w nim, że "w każdej chwili stan likwidacji może być cofnięty". Jak pisał w Interii Łukasz Rogojsz, długofalowe plany rządu Donalda Tuska wobec mediów publicznych są inne i idą dwutorowo. Na pierwszy ogień ma iść odwołanie całej Rady Mediów Narodowych, co ma się wydarzyć jeszcze w styczniu. Wówczas organ, który wedle ustawy ma wyłaniać władze mediów, pozostawałby nieobsadzony, a to otworzyłoby drogę do uznania, że jedynym, który ma prawo to zrobić, jest minister kultury. W kolejnym kroku nowa koalicja rządząca chciałaby dokonać całościowej reformy mediów publicznych, łącznie z ich finansowaniem. Do tego potrzebna byłaby jednak współpraca z prezydentem, co w obecnej sytuacji jest dość mało prawdopodobne. - Założenie jest takie, żeby politycy nie mieli już tego wpływu na media, jaki mają dzisiaj. Proces zmian musi zostać domknięty i zrealizowany zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Nie może dojść do zamiany TVPiS na telewizję żadnej innej partii politycznej - zapewniał Interię polityk z rządu. Samo odwołanie Rady Mediów Narodowych otworzy jednak drzwi do kolejnego sporu prawnego. Rada Mediów Narodowych stoi bowiem na stanowisku, że obowiązuje ją kadencyjność i nie można skrócić kadencji członka Rady bez powodu. - Przygotowujemy się na różne scenariusze, taki też - zdradził nam jeden z członków Rady. Kamila Baranowska