Upadek Świrskiego z nagłym zwrotem akcji w tle
Mamy kłótnię w prawicowej rodzinie o to, jak ratować Krajową Radę Radiofonii i Telewizji przed paraliżem. Ale mamy też triumf zasady, że o normach konstytucji decyduje siła, czasem po prostu obecność policji.

"Kierując się troską o rzetelne wypełnianie konstytucyjnych obowiązków KRRiT zagrożone przez działania koalicji rządzącej w Sejmie RP, członkowie Rady odwołali Macieja Świrskiego, ustawową większością czterech głosów z funkcji Przewodniczącego KRRiT" - to oficjalny komunikat czwórki członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Rzecz jest ciekawa. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby Rada pomimo prawicowej większości ugięła się przed dyktatem rządzącej koalicji. W zeszłym tygodniu Sejm przegłosował postawienie Macieja Świrskiego przed Trybunałem Stanu. Przewodniczący, atakowany zwłaszcza za zamrożenie pieniędzy z abonamentu dla "TVP w stanie likwidacji", tego werdyktu nie uznał.
Nagły zwrot akcji
Świrski powoływał się na stanowisko Trybunału Konstytucyjnego. Ten stwierdził kiedyś, że postawienie przewodniczącego KRRiTV nie oznacza jego zawieszenia. Ostatnio TK zakwestionował z kolei większość, jaką oskarżono Świrskiego w Sejmie. Według Trybunału powinno być co najmniej trzy piąte posłów, jak w przypadku członków rządu.
Świrski uznaje orzeczenia TK, ale rząd i koalicyjna większość - nie. Przewodniczący miał zamiar nadal przychodzić do swojego biura. Wobec tego w niedzielę władza posłała pod siedzibę Rady… policję, która rozpytywała ochronę, kiedy szef przychodzi do pracy.
Niektórzy radykałowie w obozie rządowym, choćby skory do słownej bitki w każdej sprawie dotyczącej ludzi PiS poseł Lewicy Tomasz Trela, żądali, aby po prostu nie wpuścić przewodniczącego do budynku, bo jest zawieszony. Wydawało się, że ci policjanci są zapowiedzią takiego scenariusza.
I tu nastąpił nagły zwrot akcji. Oto reszta członków Rady nagle odwołała w poniedziałek Świrskiego - z cytowanym wyżej ezopowym komunikatem. Zagłosował, co oczywiste medioznawca Tadeusz Kowalski, nominat poprzedniego, już kontrolowanego przez obecną koalicję Senatu. Ale trzy pozostałe panie to kandydatki prawicy: była urzędniczka MON Agnieszka Glapiak, bliska Radiu Maryja medioznawczyni Hanna Karp i kojarzona z prezydentem Andrzejem Dudą dawna szefowa "Wiadomości" TVP Marzena Paczuska.
Mielibyśmy więc pierwszy przypadek, kiedy to instytucja odziedziczona w spadku po poprzedniej władzy realizuje scenariusz wymuszony przez władzę obecną. Kadencje członków KRRiTV trwają sześć lat, a więc do roku 2028. Dlaczego ten parlament nie próbuje się z Radą po prostu rozprawić, czyli ją odwołać?
Te kadencje są jednak zapisane w konstytucji. Wymagałoby to co najmniej ustawy. Spotkałaby się ona z wetem prezydenta Dudy. A ponieważ jego następcą będzie Karol Nawrocki, zmiana jest nadal skrajnie trudna. Oczywiście media publiczne i prokuraturę krajową rząd przejął, obchodząc ustawy. Tu jednak na razie nie próbuje.
Świrski zareagował w wypowiedziach dla prawicowych mediów rozgoryczeniem. Zauważając skądinąd trafnie, że tym samym jego prawicowe koleżanki nie stanęły na gruncie obrony stanowiska Trybunału Konstytucyjnego. A ludzie prawicy próbują się powoływać na orzeczenia TK, kiedy tylko mogą. I na przykład bojkotować komisje śledcze, którym Trybunał odmawia prawomocności. Odpowiedzią władzy jest wtedy przymus, siła, wysłanie policji. Ale przewodniczący KRRiTV padł od bratniej, czy raczej siostrzanej ręki.
Odpowiedział falą przypuszczeń. Uznał, że koleżanki z prawicy działały pod wpływem bliskiego obecnej koalicji Tadeusza Kowalskiego. Przypomniał, że nowa przewodnicząca, czyli Agnieszka Glapiak, jest przedmiotem dziwacznego śledztwa prokuratury (miała sobie przywłaszczyć zegarek, podarowany delegacji zagranicznej MON). Może więc działać pod presją. Pytał, do czego ta presja może prowadzić.
W tle nacisku na Radę jest przecież nie tylko problem stosunku do przejętej TVP, ale także podchody pod koncesje przyznane dwóm prawicowym telewizjom: Republice i wPolsce 24. Te koncesje podważył sąd. Ale Rada złożyła kasację. Czy teraz nowa przewodnicząca w porozumieniu z prof. Kowalskim ich nie wycofa? - pyta Świrski.
Ale jest też racja pań, które niby przeszły na drugą stronę, ale zapisały w komunikacie obawę przed koalicją rządzącą. Jedna z nich tłumaczy mi, że podtrzymywanie fikcji władzy Świrskiego, nieuznawanej przez władze państwowe, groziło paraliżem funkcji Rady, za co one byłyby obwiniane.
Jedna z członkiń KRRiTV wyraziła nawet przypuszczenie, że doszłoby do próby ustanowienia komisarycznego przewodniczącego. Według jej relacji, zapewniając Radzie ciągłość, broni się koncesji Republiki i wPolsce 24, a nie zmierza do ich odebrania. W tle są echa jakichś wzajemnych pretensji o taktykę działania.
W cieniu chaosu prawnego
Brzmi to w sumie nawet przekonująco. Choć oznacza odrzucenie trzymania się zasady na rzecz pragmatyzmu. I nie znosi pytań o kolejne presje na Radę ze strony rządzącej koalicji.
Cały zaś spór przypomina przy okazji o potężnym prawnym chaosie, jaki zapanował w Polsce. Rządzący, nie uznając prawomocności TK, sprawili, że jesteśmy jedynym państwem Unii Europejskiej, gdzie obywatele nie mają ochrony swoich konstytucyjnych praw. Politycy koalicji powołują się na wadliwy skład Trybunału. Ale nie potrafią wskazać przepisu konstytucji, na podstawie którego ignorują jego orzeczenia. Takiego przepisu nie ma.
To już nie zawsze nawet parlament czy rząd, ale poszczególni ministrowie lub posłowie decydują teraz, co jest legalne, a co nie. W imię "przywracania praworządności" dostaliśmy system absolutnie niepraworządny. A skoro prezydentem został Nawrocki, ten stan będzie trwał. Trybunału nie da się obalić, bo to też wymagałoby co najmniej nowej ustawy, ale będzie się go dalej bojkotować - przynajmniej do końca kadencji tego Sejmu. Argumentem w skomplikowanych sporach prawnych staje się obecność policjantów lub ochroniarzy.
Spójrzmy na konflikt z kolei z perspektywy rynku medialnego. Świrski mówi, że pod jego kierownictwem Rada była gwarantem zrównoważenia tego rynku. Kiedy myślę o nim jako o polityku, mam mieszane uczucia.
Jako prawa ręka ministra Piotra Glińskiego wykreował Polską Fundację Narodową, która używała swoich środków nie tylko do kampanii tożsamościowych, ale i do czystej polityki, choćby do wojowania z sędziami. Kiedy zaczął być zwornikiem ładu medialnego w Krajowej Radzie, ani razu nie zakwestionował nachalnie propagandowego zaangażowania mediów publicznych w obsługę poprzedniej władzy - zwłaszcza TVP Jacka Kurskiego.
Zarazem w sprawie środków na TVP obecną, o tyle ma rację, że ona naprawdę została przejęta bezprawnie. Odmówienie jej abonamentu jest nazywane dziś bezprawiem, a było tylko odpowiedzią na bezprawie rządzących.
Ma też Świrski rację, broniąc Republiki i wPolsce 24. Usłyszeliśmy już niejeden głos polityka obecnej koalicji, który groził odebraniem koncesji telewizjom wyrażającym autentyczną opcję polityczną i cieszącym się zainteresowaniem wielkiej widowni.
Jeśli obecna zmiana w Radzie istotnie miałaby prowadzić do uderzenia w te koncesje, będzie to kolejny dowód na to, że rzekomo przywracana przez Donalda Tuska liberalna demokracja ma kłopot z najbardziej elementarnymi demokratycznymi zasadami.
Piotr Zaremba
















