Dlaczego Unia Europejska chce podsyłać swoim członkom grupy imigrantów, albo kazać się tym członkom opłacać na okoliczność ich wspierania? Mówi się o presji państw południowych, Włoch czy Hiszpanii, do pewnego stopnia Francji, które nie radzą sobie z morskimi migracjami mieszkańców Afryki, więc żądają odciążenia. Pomysł tak zwanej relokacji nie jest nowy, ale jak pamiętamy, odstąpiono pod niego po roku 2015. Zdawało się wtedy, że państwa Unii rozstały się definitywnie z utopijną wizją, zgodnie z którą cały świat ma święte prawo przenieść się do wciąż bogatej Europy. W to może wierzyć posłanka Klaudia Jachira, ale czy wierzą poważni przywódcy Europy? Najwyraźniej jednak decydująca jest tutaj niewydolność służb tych państw, którzy nie są w stanie poradzić sobie z tym zalewem. W tym czasie Anglię stać na poważną rozgrywkę z gangami żerującymi na ludzkim nieszczęściu, ale Unia nie czuje się na siłach, aby iść jej śladem. Relokacja absurdalna i niesprawiedliwa W samym zamyśle kryje się absurd. Chce się zalegalizować coś, co jest konsekwencją łamania prawa. Ale zarazem chce się - w imię swobody poruszania się i wyboru ojczyzny - przekazywać ludzi poszczególnym państwom, niczym zwierzęta do zoo, względnie ziemniaki. Jestem ciekaw, jak sobie autorzy tego rozwiązania wyobrażają egzekucję tej ponurej utopii. Ale nawet gdyby uznać, że sama zasada jest realizacją europejskiej solidarności, Polska jest w zupełnie innej sytuacji niż większość pozostałych państw Unii. Naturalnie z powodu przyjęcia od półtora do dwóch milionów rzeczywistych wojennych uchodźców z Ukrainy. My mamy Unii dopłacać za każdego, na ogół ekonomicznego zbiega po 22 tysięcy euro. "Naszych" uchodźców Unia wycenia na około 100 euro od głowy, bo w takim wymiarze nam do tej pory pomogła. Jest to, cytując "klasyka", oczywista oczywistość. To znamienne, ale kiedy w Sejmie zgłoszono w czwartek projekt uchwały krytykującej mechanizm relokacji, w zasadzie żaden z klubów tej niesprawiedliwości nie był w stanie bronić. Nawet Lewica, głosząca czasem ideę, że granic tak naprawdę nie ma, dystansowała się od niej. Pretensje zgłaszano co do nieskuteczności Polski w organizowaniu koalicji w Radzie Europejskiej. Prowadziło to do paradoksów. Można by sądzić, że PO, Lewica, PSL czy Polska 2050 są jeszcze twardsze niż prawicowy rząd. Gdybyż tylko oni rządzili... Uważam to za komedię. Partie opozycji są, poza Konfederacją, tak przyzwyczajone do zgadzania się z Unią w każdej sprawie, że gdyby rządziły, zgodziłyby się chyba na wszystko. Jednak, kiedy są w opozycji, i to w przededniu kampanii wyborczej, muszą grać kogoś innego. Może wyłączyłbym po części PSL z tej charakterystyki. Prawda, w latach 2014-2015 przeciw pierwszym pomysłom relokacyjnym jako koalicjanci Platformy ludowcy specjalnie nie protestowali. Ale choćby ich stosunek do przestrzegania prawa na granicy z Białorusią pokazuje, że przynajmniej oni traktują dzisiaj serio swoich wyborców. To wyborcza sztuczka, ale... Zarazem nie da się ukryć, że PiS wymyślił naprędce kolejną wyborczą sztuczkę, ucieczkę do przodu. Wiele wskazuje na to, że manewr z powoływaniem komisji weryfikacyjnej jako pałki na Donalda Tuska się nie powiódł. Decydując się na procedowanie prezydenckiej nowelizacji, nie tylko wybito tej komisji zęby. Przede wszystkim skrócono wszelkie możliwe terminy. Taka czy inna komisja, złożona czy nie złożona z ekspertów i dysponująca dowolnymi uprawnieniami, nie zdąży niczego przed wyborami zrobić. Jeśli wezwie Tuska, ten nie raczy się zjawić. Nie będzie już czasu nie tylko na napisanie choć namiastki stanowiska, ale nawet na próbę zdyscyplinowania potencjalnych świadków. Półtora miesiąca to za mało. I tu akurat trudno współczuć rządzącym. Zaplątali się we własne nogi, pisząc niekonstytucyjne prawo służące wyłącznie propagandzie. Na dokładkę borykają się z poczuciem coraz bardziej buksującej kampanii. Dziwacznym przejawem sporu o jej kierunek jest pomysł wprowadzenia Jarosława Kaczyńskiego do rządu. On przecież i tak decyduje jako ostateczna instancja. Teraz zaś bardziej przydałby się swoim, pilnując partii i list wyborczych. No chyba, że uczynienie go wicepremierem ma mieć magiczny wpływ na cały kraj. Skwituję to krótko: przypuszczam, że wątpię. Uchwałę potępiającą relokację wymyślono więc jako kolejną ucieczkę do przodu. Pomysł wypłynął od tych, którzy krytykowali obecny kierunek kampanii. Napisano ten tekst tak, żeby Platforma, broń Boże, nie mogła za nią zagłosować. Stąd akcenty krytyczne wobec zachowania rządu Ewy Kopacz w latach 2014-2015. To jest narzędzie polaryzacji, podobnie zresztą jak zapowiedź referendum, które ma relokację ostatecznie odrzucić. Trzeba zarazem przyznać, że przedmiot sporu wymyślono dobrze. Ba, właściwie wymyśliła go dla PiS... Unia Europejska. Nawet jeśli stara się pomóc jak może Platformie różnymi zagrywkami, tu akurat zdecydowanie zaszkodziła. Dowodem jest zachowanie opozycji, która - poza piątką posłów PO - przy uchwale wstrzymała się od głosu, a jeszcze bardziej masowo nie głosowała. PiS wychodzi na formację, która w tym przypadku ma rację trudną do podważenia, a zarazem jako jedyna siła w kraju coś w tej sprawie robi. Tłumaczenie, że skoro rząd Morawieckiego przegrał na forum unijnym, nie ma prawa organizować sprzeciwu w Polsce, jest zbyt skomplikowane. Jest też zarazem intelektualnie niesłuszne. Sytuacja Polski jako kraju udzielającego schronienia Ukraińcom jest przecież szczególna. W tej jednej sprawie akurat mamy pełne prawo czuć się pokrzywdzoną mniejszością. W tej debacie wszystko stoi na głowie. Lewica z Platformą zaczęły nagle niemal wyrzucać PiS-owi, że przyjmuje duże grupy imigrantów, nie tylko z Ukrainy czy Białorusi, ale także z Azji, nawet z państw muzułmańskich. No tak, tylko jest jednak różnica między otwartością polskich służb konsularnych (czy za wielką, nie podejmuję się wyrokować), a przyjmowaniem pod przymusem ludzi podsyłanych nam przez innych. Naturalnie sztuczka z referendum wygląda efektownie dziś. Jeśli zostanie ono zorganizowane oddzielnie od wyborów, wynik jest raczej przesądzony, wrażenie może być jednak przyćmione przez nie najlepszą frekwencję. To się wszakże dopiero okaże. Jeden z głównych tematów kampanii To jest sztuczka, tylko że niestety w tej sprawie PiS ma merytoryczną rację. Gra toczy się zresztą nie tylko o to, czy Zachód dostrzeże wreszcie pułapki "multikulturowości". Ona toczy się także o samą naturę Unii Europejskiej. Jacek Saryusz-Wolski napisał w "Sieciach" tekst, w którym przekonująco dowodzi, że zaczął się proces budowy superpaństwa europejskiego. W sytuacjach, gdy interes silniejszych będzie wymagał nagięcia interesu słabszych, zostaną stworzone, już są tworzone, mechanizmy przymusu. Europoseł Saryusz-Wolski nie musiał długo czekać na zilustrowanie tego teoretycznego założenia konkretnym przykładem. To właśnie przykład wpychania nam relokacji. Nota bene politycy PiS zastanawiają się, czy nie dodać do referendum także pytań o federalizację Unii. O to, czy chcemy być częścią takiego "imperium". To może się okazać za trudne dla głosujących. Bo jak o to pytać? Ale pamiętajmy: to będzie kampania również o tym. Przy długiej liście pisowskich grzechów, nadużyć i zaniedbań ten temat jest prawdziwy. Opozycja naturalnie kwituje go rytualną mantrą: "PiS znowu straszy". Trudno jednak nie zauważyć realności dylematów, które nas czekają.Piotr Zaremba