Zaczęły się pierwsze realne przymiarki do wyborów prezydenckich, tymczasem polska debata publiczna wcale nie spoważniała. Niby wszystkie formacje przekonują wyborców, jak ważne będą to wybory - bo utrwalą lub zdewastują obecną władzę, względnie utorują PiS-owi powrót do rządzenia - ale politycy zajmują się tym, czy zwycięski Donald Trump obraził się na Donalda Tuska (i innych polityków KO), czy też bardziej kocha Andrzeja Dudę (i innych polityków związanych z PiS). Polityczny prowincjonalizm To groteskowe, zwłaszcza że w dorosłej polityce międzynarodowej bardziej liczą się twarde interesy i podmiotowe relacje, niż wieści z magla, histeryczne resentymenty czy padanie na kolana. W tym politycznym prowincjonalizmie, w którym o wartości ma decydować głębia wiernopoddańczych skłonów przed przywódcą innego mocarstwa, przodują politycy opozycji, choć PSL też chciałoby skorzystać z konserwatywnej aury wygranej republikanów w Stanach Zjednoczonych. Jeden z eurodeputowanych PiS tak bardzo przejął się swoją rolą sygnalisty, że postanowił dostarczyć do otoczenia Trumpa teczkę z nieprzychylnymi wypowiedziami przedstawicieli obecnej ekipy rządzącej. Jakby wierzył, że "donoszenie na Polskę" - takiej retoryki zawsze używali politycy formacji Jarosława Kaczyńskiego - będzie chwalone przez wyborców PiS i powszechnie oklaskiwane. Tymczasem spotkało się z krytyką nawet w obozie prawicowym. Trump nie jest świętoszkiem i sam nie szczędził obelg wobec swoich adwersarzy. Podobnie jak J.D. Vance - nowy wiceprezydent Stanów Zjednoczonych - który kiedyś nazywał go "idiotą", człowiekiem "szkodliwym", a nawet wyrażał obawę, czy nie stanie się "amerykańskim Hitlerem". Gdyby w polityce takie słowa miały pierwszorzędne znaczenie, Mateusz Morawiecki nie miałby żadnych szans, by budować relacje z Ameryką, skoro przed laty rywalizację między Trumpem a Hillary Clinton określał mianem "wyboru między dżumą a cholerą". Polityka bywa sztuką bezwzględności, ale ostatecznie każdy wie, że z teatru nikt nie wychodzi naprawdę spotwarzony. Wielka Ameryka, wielka Polska W wymiarze nieco poważniejszym podziw PiS-u dla Trumpa nie ogranicza się jedynie do tego, by nosić jego wyborcze czapeczki, skandować w polskim Sejmie jego nazwisko czy używać amerykańskiego hasła o restauracji kraju. Kaczyński najwyraźniej widzi w tym realny potencjał polityczny i chce, by jego kandydat - jak mówił - "personalizował ideę wielkiej Polski", czyli wypisz, wymaluj "uczynił Polskę znowu wielką" (Make Poland Great Again). Ten eksperyment, by przenosić do Polski kampanijne narracje i emocje ze Stanów Zjednoczonych, może być interpretowany jako chwytanie się brzytwy, ale jeśli kandydaci koalicji rządzącej zechcą to zlekceważyć, mogą być niemile zaskoczeni, jak to wielokrotnie już w polskiej polityce bywało. Opozycja nie jest zachwycona prawyborami w KO, ponieważ zarówno Rafał Trzaskowski, jak i Radosław Sikorski to polityczni zawodnicy wagi ciężkiej, których - zgodnie z tradycyjnie rozumianą polityką - mógłby pokonać ktoś podobnego formatu. Jednak w czasach populizmu nowego typu, na którego fali wygrał Trump, może się okazać, że wystarczy po prostu ktoś umiejętnie bezczelny, precyzyjnie złotousty i wyćwiczony aktorsko. Parada indywidualności W starciu z kimś takim prezydent Warszawy mógłby używać staroświeckiej kultury politycznej, doświadczenia instytucjonalnego i miękkiej lewicowości, a minister spraw zagranicznych konserwatywnej przewidywalności, dyplomatycznego obycia i angielskiego humoru. Czy skutecznie? Uczestnicy prawyborów będą mieli twardy orzech do zgryzienia. Istnieją politolodzy, którzy twierdzą, że kimkolwiek byłby kandydat z PiS, to przy obecnym rozkładzie poparcia nie ma szans na zwycięstwo z jakimkolwiek kandydatem KO. Tyle że pycha kroczy przed upadkiem, a wybory prezydenckie nie kojarzą się ze sporem partyjnym, nie odzwierciedlają plemiennych wskaźników poparcia, lecz są paradą indywidualności. Zwłaszcza w "czasach przedwojennych", w których w części elektoratu nie gaśnie tęsknota za kulturalnym chłopakiem z sąsiedztwa, u innych odżywa kult silnych facetów z ikrą, a jeszcze inni czekają na polskiego Trumpa, który przebije oryginał w populizmie i bezczelności. Przemysław Szubartowicz ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!