Gdzie jesteście obrońcy praworządności? Wzywam was!
Jak nazwać system polityczny, w którym żyjemy? Tyrania z elementami normalności? Rządy prawa "tak jak my je rozumiemy"? Czy może - bardziej poetycko - "kraj w poszukiwaniu jakiejś podstawy prawnej". I jak to możliwe, że ci sami, co jeszcze wczoraj płonęli świętym ogniem w obronie "demokracji" czy "praworządności", nagle utracili jednocześnie i wzrok i słuch.

Drobny przykład. Żyjemy w kraju, gdzie największa partia opozycyjna (głosowało na nią ostatnim razem "zaledwie" 7,6 mln rodaków) ma wstrzymane finansowanie publiczne. Jest jasne jak słońce, że bez tego finansowania nie ma mowy o uczciwej walce wyborczej w trwającej właśnie kampanii prezydenckiej.
No chyba że za równy i sprawiedliwy uznamy wyścig w którym jednemu ze sprinterów "nieznani sprawcy" rąbnęli kolce tuż przed strzałem startera. Co na to wczorajsi obrońcy praworządności? Cisza, pewnie są bardzo zajęci innymi sprawami.
Nawet dwulatka to wie
Wstrzymanie finansowania jest bezprawne, bo instytucja, która go dokonała - czyli minister finansów - nie miał prawa wstrzymać. Ale wstrzymał. I co mu - misiaczki - zrobicie? Co na to wczorajsi obrońcy praworządności? No, akurat patrzą w inną stronę.
Ale idźmy dalej. Uzasadnieniem wstrzymania są "nieprawidłowości" w wydatkowaniu publicznych pieniędzy przez PiS. No dobra, ale tak konkretnie? A tak konkretnie to Domański trzyma pieniądze PiS-u pod kluczem, bo PiS w czasie kampanii wyborczej wydawał środki publiczne na finansowanie przeróżnych kampanii czy pikników i związane z tym zakupy. O czym alarmował jako pierwszy poseł KO i samozwańczy szeryf antyPiSizmu Dariusz Joński.
No grubaśne zarzuty naprawdę. Oto demokratyczna partia polityczna dostaje po łapach za to, że ośmieliła się zrobić coś konkretnego dla swoich wyborców w ich lokalnej społeczności. W tym wypadku kupiła im wozy, które gasić będą pożary. Ale nie! - słyszymy, że to jest złe i naganne. Nie tak się bowiem zachowują prawdziwi demokraci!
No to jak się zachowują ci "prawdziwi demokraci"? Prosimy o lekcję. No i mamy taką lekcję. Oto dowiadujemy się w ostatnich dniach, że kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski wydał środki publiczne (niemałe) miasta stołecznego Warszawy na zakup wozów policyjnych. To jednak - uważajcie, uważajcie - nie jest oczywiście żadnym "kupowaniem sobie głosów wyborców".
To jest właśnie demokracja w działaniu, bo przecież policja potrzebuje wozów do gonienia przestępców. Takiej nam mniej więcej dokonuje wykładni tych zdarzeń minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Zapytany w Radiu Zet przez Bogdana Rymanowskiego jak to jest, że jak PiS kupował wozy strażackie to było be, a jak Trzaskowski kupuje (też przecież nie ze swoich prywatnych środków) wozy policyjne to jest cmok, cmok.
Bodnar jednak na całego poszedł w tłumaczenie, że to są dwie różne sytuacje i tego nie można porównywać. Spytałem moją dwuletnią córkę, czy wóz strażacki i wóz policyjny można porównywać. Nawet ona wie, że można, bo choć jeden jest czerwony a drugi niebieski, to oba robią jednak "iiiiooooiiiioooo". Szkoda, że nie wie tego Adam Bodnar.
Bujda z likwidacją TVP
To tylko jedna ze spraw z ostatnich dni. Ale przecież jest tego więcej. Wyliczać? Trochę wstyd przypominać o oczywistościach, ale z drugiej strony trzeba, bo ludzka pamięć bywa zawodna, a rympał powszednieje. Mamy więc media publiczne, które od roku pozostają w fikcyjnym stanie likwidacji. Choć przecież każde dziecko wie, że to jest bujda, zrobiona tylko po to, by z pominięciem normalnej ścieżki demokratycznej (rząd obawiał się weta prezydenta) zainstalować swoich ludzi w radiu i telewizji.
Mamy rząd, który nie uznaje jednej z izb Sądu Najwyższego. Choć i to nie zawsze, bo jak im pasuje to ją uznaje. Mamy parlament, gdzie największa partia opozycyjna (ale cóż tam znaczą głosy tej nędznej garstki 7,6 mln wyborców) nie ma swoich wicemarszałków w obu izbach.
Mamy dwóch prokuratorów krajowych. A możliwe też, że będziemy mieli niebawem dwóch, trzech a może i czterech prezydentów. Co na to wczorajsi obrońcy praworządności? No wiadomo, wina PiS-u! Druga strona równania ich ewidentnie nie interesuje.
I niby wszystko jest okej. Ludzie rodzą się i umierają, kochają albo kłócą, lasy szumią, a wieżowce przy rondzie Daszyńskiego w Warszawie pobłyskują w blasku słońca (no chyba że akurat są chmury). Świat się nie zawalił i nie zawali. A ja zastanawiam się często, gdzie są nasi obrońcy demokracji. Ci wszyscy, co przez ostatnie lata płonęli świętym ogniem oburzenia na to, co "wyprawia PiS". Poumierali? Wyjechali? Zajęli się innymi sprawami? Dlaczego ich nie słyszę? A jak słyszę, to nie wiem gdzie oczy podziać.
Gdzie jesteście?
I na koniec jeszcze jeden - znów konkretny - przykład.
Prawie dekadę temu - tuż po przejęciu władzy przez PiS - rozmawiałem dużo o profesor Ewą Łętowską, bystrą i wygadaną prawniczką, która wtedy w sprawach publicznych milczeć nie zamierzała. To były czasy, gdy rząd Beaty Szydło odmawiał publikacji orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, do którego Platforma na chybcika i przewidując wyborczą klęskę dodała była "ponadnadmiarowych" członków.
Pani profesor mówiła mi wtedy, że to bardzo niedobrze, bo teraz nie mamy już demokracji, tylko ją "miewamy". W kolejnych latach Łętowska nie raz stawała na barykadzie praworządności. Nieraz w sposób bardzo radykalny. Zawsze oczywiście w obronie pryncypiów - demokracji i praworządności ma się rozumieć.
Posłuchałem, co mówi Łętowska dziś. Na przykład o sprawie Domańskiego i wstrzymania pieniędzy dla PiS. Niby ta sama osoba, a jednak jakże inna. Gdzieś zagubił się dawny ogień i radykalizm. Już nie ma mowy o demokracji oraz pryncypiach.
Teraz słyszę typowe prawniczenie. Ze minister może wypłacić, ale może też nie wypłacić, bo sprawa jest skomplikowana. A tak w ogóle to PiS...
Gdzież jesteście dawni obrońcy praworządności?
Rafał Woś
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!