Sukces pierwszych dni kampanii widać w sondażach. Według badania pracowni United Surveys różnica między kandydatami wynosi dziś 10 procent. Poparcie w drugiej turze dla Karola Nawrockiego wzrosło o ponad siedem punktów procentowych w stosunku do poprzedniego badania. Tymczasem poparcie dla Rafała Trzaskowskiego spadło o prawie sześć punktów procent w porównaniu do badania sprzed dwóch tygodni. Z kolei sondaż partyjny, przeprowadzony przez IBRiS, pokazuje zmianę układu sił. PiS wraca na pierwsze miejsce. Po roku od utraty władzy, mediów publicznych i środków finansowych, a także mimo licznych błędów i nagonki, partia zbliża się do poziomu popularności z wyborów sprzed 14 miesięcy. Ten wynik to także efekt Nawrockiego. Wybory prezydenckie. Efekt Karola Nawrockiego Na sukces Karola Nawrockiego złożyło się kilka czynników. Pierwszym z nich jest efekt nowości. Sztabowi kandydata udało się spełnić dwa podstawowe cele, które potwierdziły wewnętrzne badania PiS. Po pierwsze, Nawrocki błyskawicznie zyskał rozpoznawalność. Po drugie, zadziałał efekt świeżaka. Wyborcy innych partii, takich jak Konfederacja czy PSL, przyjęli go lepiej niż któregokolwiek z doświadczonych polityków PiS. Jeśli popularność historyka z Trójmiasta faktycznie przekracza już 40 procent, oznacza to, że zdobył poparcie części wyborców tych ugrupowań. To właśnie miał osiągnąć kandydat nazwany "obywatelskim". Drugim istotnym czynnikiem jest łaskawość przeciwnika. Historie ze "stadionowego albumu", rozprowadzanego przez życzliwych, mimo że jedna osoba trafiła przez nie do aresztu, a sprawa zaangażowała osobiście premiera, nie przyniosły efektu. To zła informacja dla Donalda Tuska. Jego narracja o "rozliczeniach" trafia już wyłącznie do przekonanych. Sztab Rafała Trzaskowskiego również popełnił błędy. Sobotnia konwencja w Gliwicach była chaotyczna i pozbawiona jasnego przekazu. Poza typowym dla Trzaskowskiego "luzactwem", modą, znajomością języków i świeżo nabytym wyrazistym patriotyzmem (brak unijnych flag na konwencji, nie wspominając nawet o tęczowych), trudno wskazać główny komunikat kampanii. Opowieść o tym, że rząd będzie mógł działać lepiej przy sprzyjającym prezydencie, oraz wizja masła po 5 złotych (przekaz Adama Szłapki) przemawiają głównie do stałego elektoratu. Karol Nawrocki. Gwarant systemu otwartego Narracja prawicy zaczyna przekonywać niezdecydowanych, choć ostrożnie. Główne przesłanie brzmi: "Nawrocki to jedyna droga, by Tusk nie domknął systemu". Chodzi o powstrzymanie pełnego podporządkowania państwa jednej grupie politycznej, w tym sądów i trybunałów. Taka argumentacja przekonała między innymi profesora Stanisława Żerko, znanego historyka, dotychczas krytycznego wobec działań PiS. Jednak w partii Jarosława Kaczyńskiego drzemie pewne zagrożenie. Kampania prezydencka to świetna okazja dla starych twarzy, by promować się na tle kandydata. Im bardziej realny wydaje się triumf Nawrockiego, tym więcej polityków PiS będzie chciało przypisać sobie sukces. Taka strategia może jednak zaszkodzić kandydatowi. Przykładem jest ostatnia awantura pod pomnikiem smoleńskim, która - choć sprowokowana przez stałych zadymiarzy, wspierających obecny rząd - może pchnąć kampanię Nawrockiego w stronę twardego elektoratu. Dlatego próba odebrania immunitetu Jarosławowi Kaczyńskiemu i eskalacja sporu były ze strony władzy ruchem taktycznym. Drugim zagrożeniem dla Nawrockiego jest wyczerpanie efektu nowości. W takiej sytuacji znudzeni wyborcy mogą zwrócić się ku bardziej znanemu, staremu politykowi, czyli Trzaskowskiemu. Sam prezydent Warszawy stanowi jednak zagrożenie dla władnej kampanii. Brak spójnego planu i beztroskie działania, jak drukowanie plakatów wyborczych przed kampanią, w czasie, gdy tego robić nie wolno, pokazują, że jego potencjał wpadek może dopiero się otwierać. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!