Cyniczna oligarchia i prawdziwi imigranci
Od Wschodu i Zachodu kłamstwa - całkiem jak u wieszcza Norwida. Nie ma w europejskiej, w tym polskiej, debacie publicznej tematu bardziej zakłamanego, zmanipulowanego i ideologizowanego niż kwestia imigrantów. Nic tak dobrze nie pokazuje, że społeczeństwo, szarpane propagandowymi przekazami, ma nikłe szanse na rozpoznanie realnych faktów i zagrożeń.

Czy faktycznie istniała możliwość, by legalnych uchodźców z Ukrainy zaliczyć do "polskiej puli" w pakcie migracyjnym, skoro mechanizm relokacji ewidentnie odnosił się do tych, którzy przybyli do Europy nielegalnie? Czy faktycznie nasz rząd ma determinację, by przeciwstawiać się fali migracyjnej, jak deklaruje Donald Tusk? A może rację ma Olaf Scholz, który w wewnątrzniemieckiej debacie przechwala się, że po prostu kazał Polsce (i innym sąsiadom) przejmować niechcianych przybyszów z Niemiec?
Czy faktycznie niemiecka policja fabrykuje "polski ślad" w dokumentach zatrzymanych gdziekolwiek nielegalnych imigrantów, by móc ich tu odesłać, jak twierdzi polityk PiS Paweł Jabłoński? Czy metamorfoza poglądów Rafała Trzaskowskiego jest autentyczna? Kiedyś jako wiceszef MSZ gorąco popierał unijną politykę imigracyjną i potępiał PiS-owską budowę płotu granicznego, dziś krytykuje Unię i pochwala tę samą politykę graniczną Donalda Tuska.
A to wszystko to tylko kropla w morzu niewiadomych - szczególnie jeśli uwzględnić gigantyczną manipulację opinią publiczną w całej Europie. Tym bardziej że okazuje się, iż Komisja Europejska, podobnie jak liberalne władze USA, kształtowały społeczne nastroje, kierując strumień pieniędzy do organizacji i mediów promujących agresywnie proimigracyjną politykę.
Vance i papież
Ta sprawa nie jest abstrakcyjna. Trudno założyć, że kogokolwiek ominie - inaczej niż choćby wielkie spory etyczne dotyczące eugeniki, eutanazji czy aborcji. Konkretnie wpływa na kształt, bezpieczeństwo i codzienność europejskich miast, co niestety widzimy każdego roku, choćby w postaci tragedii na przedświątecznych jarmarkach w Niemczech. Ich ofiarą padają miliony Niemców, którzy w tych miejscach nie czują się już bezpiecznie.
Sprawa ma również oczywisty wymiar humanitarny, a całkowite jego niedostrzeganie wymaga sporej dozy fanatyzmu. Działania podejmowane dziś przez Donalda Trumpa w USA są w interesie jego amerykańskich wyborców. Jeśli jednak mają oni choć odrobinę wyobraźni, muszą zaakceptować także ich ludzki koszt - deportację setek tysięcy czy milionów ludzi.
Konwertyta katolicki J.D. Vance powołuje się w tym kontekście na zasadę ordo amoris, zakładającą "kolejność poziomu troski" - od najbliższych, aż po tych, których nie znamy. W polemikę z Vance'em wchodzą teologowie związani z papieżem Franciszkiem, ale może warto, by jedni i drudzy sięgnęli po stoickie rady polskiego filozofa, ojca Jana Marii Bocheńskiego. Według niego należy "być umiarkowanie solidarnym ze swoją grupą" - przeciwieństwem tej postawy jest dorobek takich postaci jak Agnieszka Holland czy Janina Ochojska. Nie da się jednocześnie uszczęśliwić ludzi zza płotu i tych sprzed płotu. Dlatego w pierwszej kolejności trzeba zadbać o bezpieczeństwo swoich, a potem - jeśli starczy środków i nie narazi to bliskich - pomóc innym.
Tu chodzi o władzę i pieniądze
Walczącym nie chodzi o imigrantów, nie chodzi też o Europejczyków czy Polaków. Chodzi o utrzymanie się przy władzy, zarabianie pieniędzy - najlepszym przykładem jest historia funduszy z USAID, które miały często czysto polityczny efekt. Miały umacniać liberalno-lewicowe wpływy na świecie i obalać zbyt konserwatywne rządy. Chodzi też o dalszą dekonstrukcję tradycyjnych struktur społecznych, co lewica zresztą otwarcie deklaruje. Z kolei antyestablishmentowa prawica dąży do zastraszenia społeczeństw, by odebrać władzę obecnej oligarchii i stworzyć własną.
Na dole tego wszystkiego są zwykli ludzie. W tym Polacy - dziś jedni z najbardziej zagrożonych. Zalewani hektolitrami kłamstw i dezinformacji, są zdezorientowani, czasem przestraszeni. Wiedzą, że jakieś zmiany są wprowadzane i że sprawa ich dotknie, ale nie wiedzą, w jakim stopniu. Wszyscy kłamią na potęgę, by upiec swoje polityczne interesy.
To wszystko pokazuje, jak mało dla rządzących "elit" (cudzysłów nieprzypadkowy) znaczy realne bezpieczeństwo obywateli w obliczu świętej wojny o władzę, wpływy i pieniądze.
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!