Czemu miało w ogóle służyć przesłuchanie byłego prezesa Orlenu w Sejmie na komisji, która z założenia miała się zajmować urzędniczymi niedopatrzeniami czy korupcją przy przyznawaniu wiz? I czemu w ogóle PiS-owski menadżer się tam znalazł? Wyjaśnijmy. Wizy - jak wiadomo - dotyczą obcokrajowców. Daniel Obajtek w tym czasie szefował spółce, która zatrudniła tysiące robotników budowlanych z całego świata przy rozbudowie koncernu petrochemicznego. Jak twierdziły niechętne Obajtkowi i jego formacji media, robotnicy ci mieli złe warunki mieszkaniowe. Tylko, że komisja zajmuje się wizami, a nie warunkami socjalnymi zagranicznych pracowników. No, ale skoro sprawa dotyczy wiz dla cudzoziemców, a prezes Orlenu zatrudniał cudzoziemców? Wygląda na to, że o doborze świadków, czy też właściwie oskarżonych, bo przecież taka jest forma zadawania pytań, decyduje strumień świadomości, na tle którego "Ulisses" Joyce’a jest logiczną, poukładaną opowieścią. Daniel Obajtek przed komisją. Zęby i botoks Posłowie koalicji zasiadający w komisji zachowywali się tak, jakby jedynym ich celem było Obajtka napiętnować, obrazić, wyprowadzić z równowagi. Prowokowano go, insynuowano, nie pozwalając mu odpowiedzieć. Najbardziej została z tego zapamiętana posłanka Aleksandra Leo, związana z Polską 2050, która w pewnym momencie mówiła byłemu szefowi Orlenu, że "powinien zostać w Pcimiu" i ma "sztuczne zęby". Ten odpierał jej, że ona ma botoks, zaśmiewając się z własnego żartu. Z całego przesłuchania media, także te rzekomo ekonomiczne, odnotowały przede wszystkim to, że udało się podejrzeć, iż Obajtek w swoich notatkach popełnia błędy gramatyczne i zapisuje anglojęzyczne nazwy w sposób fonetyczny - tak jak się je słyszy. Wywołało to nieprawdopodobną radość. Tym bardziej żenującą, że był prezes Orlenu w sposób oczywisty, wiadomo o tym od kiedy pojawił się w dużej polityce, ma zespół Touretta, chorobę, która w większości przypadków łączy się ze schorzeniami takimi jak ADHD, dysleksja, dysortografia, zaburzenia kompulsyjne. W tej sytuacji politycy koalicji zaczęli także ogłaszać, że on... tak naprawdę chorobę symuluje. Warto wspomnieć, że niewiele lepiej wyglądało przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego przez komisję ds. Pegasusa, której największym osiągnięciem była wymiana między wiceprzewodniczącym Pawłem Ślizem (także Polska 2050), gdzie poseł zwracał się do Kaczyńskiego per "panie świadku", a Kaczyński do niego per "panie członku". A w końcu ostatniego słowa nie powiedziała jeszcze komisja zajmująca się wyborami kopertowymi. Zabawa w sąd Pozostaje pytanie, jak daleko ta farsa może dojść i czy jest w niej jeszcze metoda. Komisje wyglądają, jak powołane przez rządzącą większość gremia, które za cel mają przeczołgać medialnie PiS-owców - tych najbardziej atakowanych przez aparat władzy i jego media, a także najbardziej prominentnych. Tylko, że to ci PiS-owcy często, tak jak wczoraj Daniel Obajtek, w większości doświadczeni politycy, czołgają te komisje. Czy któraś ze stron odnosi z tego poważne korzyści? Można mieć wątpliwości. Komisje są niekompetentne, ich członkowie nieprzygotowani, w ogóle dyskusyjne jest to, czy te gremia powinny się zajmować sprawami przeznaczonymi raczej dla prokuratury czy audytorów. Po co więc to wszystko? Dziś widzę jednego beneficjenta tej kolejnej autokompromitacji organu władzy ustawodawczej, jakim jest komisja śledcza. Władzę wykonawczą. Mówiąc krótko - korzysta na tym Donald Tusk, tak jak na autokompromitacjach poprzedniego Sejmu korzystał Mateusz Morawiecki. Dość charakterystyczne, że pierwsze skrzypce w przesłuchiwaniu najtrudniejszych i najbardziej wyrobionych świadków oddawane są zupełnie niewyrobionym lub niekompetentnym koalicjantom (choć pewnym siebie, jak pani Leo), a politycy PO pozostają często w cieniu. Widzimy to jako dziecinadę. Posłowie, i ci koalicyjni i byli rządzący, bawią się w piaskownicy. To nie tu się decyduje o naszym bezpieczeństwie, o losach kraju. Dlatego, mamy myśleć, władza wykonawcza czasem może trochę więcej i tylko ona godna jest zaufania. I - powiedzmy sobie szczerze - panowie członkowie i panowie świadkowie grają w tę grę aż miło. Wiktor Świetlik