Marcin Makowski: W niedzielę w nocy Rosjanie uderzyli rakietowo w ośrodek wojskowy w Jaworowie. Eksplozje były tak silne, że słyszano je nawet za polską granicą, około 20 km od celu. Eksperci mówią, że atak na poligon i miejsce, w którym instruktorzy NATO szkolili ukraińską armię to sygnał wysłany przez Władimira Putina do całego Sojuszu. Czy w takiej sytuacji Polska może się czuć bezpiecznie? Mark Brzezinski, ambasador USA w Polsce: - Mój pierwszy komentarz do tego pytania brzmi: brutalność ze strony Rosji musi zostać zatrzymana. Mówimy przecież nie tylko o ostrzale rakietowym, ale również o śmierci 35 osób oraz wielu rannych. Wszystko przez bezsensowną, możliwą do uniknięcia wojnę, która przetacza się przez całą Ukrainę, a której skutki widzimy również w Polsce w postaci prawie 2 mln uchodźców. Chcę równocześnie potwierdzić, że stoimy z Polską ramię w ramię. Ponad 10 tys. żołnierzy USA stacjonuje w waszych bazach, na waszej ziemi działa najnowocześniejszy sprzęt obronny. Jak powiedział prezydent Andrzej Duda oraz wiceprezydent Kamala Harris w Warszawie - każdy skrawek terytorium NATO będzie chroniony. Jake Sullivan - doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego stwierdził niedawno w wywiadzie w amerykańskich mediach, że nawet "przypadkowe" ostrzelanie przez Rosję terytorium NATO wywoła stanowczą odpowiedź, łącznie z odwołaniem się do artykułu piątego Traktatu północnoatlantyckiego - kolektywnej obrony. - Ameryka traktuje artykuł piąty niezwykle poważnie w stosunku do wszystkich członków Sojuszu. Atak na jednego z nich, jest atakiem na wszystkich. Z tego założenia każdy może wyciągnąć własne konkluzje, ale jeżeli Polska zostanie zaatakowana, potraktujemy to jak agresję na Stany Zjednoczone. To zapewnienie może być przez Polaków wzięte do serca. Wydaje mi się, że dzięki poczuciu bezpieczeństwa, które z niego wynika, Polska mogła się tak otworzyć na kwestie humanitarne i uchodźców. Nigdy wcześniej nie widziano podobnej skali migracji w tak krótkim czasie - jesteśmy w tych działaniach zjednoczeni. Rosyjskie ataki z powietrza - mimo braku postępów na froncie - niestety nie ustają. Czy zamknięcie nieba nad Ukrainą jest czymś, co NATO bierze w ogóle pod uwagę? - Nie chciałbym wychodzić przed szereg w komentowaniu jakichkolwiek decyzji militarnych. Dla mnie najważniejsza jest obietnica bezpieczeństwa, którą daliśmy Polsce oraz kwestie humanitarne. To właśnie ludzkie historie będą tymi, przez pryzmat których wasz kraj będzie postrzegany na świecie. Większość ludzi na świecie, gdy dowiaduje się czegoś o innym państwie nie studiuje statystyk ani podręczników historii - wizerunek państwa postrzegany jest przez pryzmat losów drugiego człowieka. Najpiękniejsza wizytówka Polski to w tej chwili młodzi ludzie, którzy organizują się w internecie, aby pomagać Ukraińcom. "Jedź do Medyki i odbierz z granicy tę rodzinę i przewieź ją do tego mieszkania" - to fantastyczne zachowania. Robimy wszystko co w naszej mocy, aby przekazywać dalej wasz wysiłek i pomagać. Niedawno przekazaliśmy 53 mln dolarów na Światowy Program Żywnościowy, oprócz tego 240 mln dolarów na zapewnienie środków bezpieczeństwa w Ukrainie. To wszystko w ciągu niespełna dwóch tygodni. Wojna i fala uchodźców to nie tylko polski problem - to sprawa międzynarodowa - w którą Waszyngton jest w pełni zaangażowany. Wspomniał pan o wizycie wiceprezydent USA w Warszawie. Amerykańskie media spekulują, że w drugiej połowie marca do Europy - w tym również do Polski - przyleci także prezydent Joe Biden. Czy taki scenariusz jest możliwy? - Nie jestem w stanie przekazać żadnych informacji w odpowiedzi na to pytanie, ale mogę odpowiedzieć z szerszej perspektywy. Ostatnie dwa miesiące to niesłychany wzrost aktywności i częstotliwości wizyt ze strony najważniejszych przedstawicieli administracji USA. Zarówno w polityce zagranicznej jak i obronności. W ciągu około tygodnia gościliśmy Przewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, wiceprezydent, kilka delegacji kongresowych wysokiego szczebla, a prezydent Biden przeprowadził z prezydentem Dudą rozmowę telefoniczną, która trwała prawie godzinę. To naprawdę znacząca część kalendarza i obowiązków głowy amerykańskiego państwa, która pokazuje skale amerykańskiego zaangażowania w obecny kryzys. Premierzy Polski, Czech i Słowenii udali się we wtorek z wizytą dyplomatyczną do Kijowa. Czy USA pomagało w zabezpieczeniu ich podróży? - Cieszę się, że mogę powiedzieć, że od dawna mamy stałą komunikację z polskim rządem, pałacem prezydenckim, MSZ i MON. Na bieżąco konsultujemy zdarzenia i działania, które już się dzieją i które mogą się wydarzyć. Patrząc od strony komunikacyjnej dostrzegam, że żadna ze stron nie chce zaskakiwać drugiej, wymieniamy uwagi i spostrzeżenia dotyczące pola walki w Ukrainie oraz fali uchodźców. To stały przepływ danych i informacji logistycznej - tak powinno być w podobnych momentach. Czy pana zdaniem ta wizyta przypomina wizytę zagranicznych liderów w Gruzji w 2008 roku? Czy to podobny moment historyczny? - Nie chciałbym bezpośrednio porównywać tych wydarzeń. Owszem, są pewne uniwersalne podobieństwa między nimi, ale również różnice. To, co się jednak nie zmieniło to przesłanie do Władimira Putina, które brzmi: "Zachód, NATO i Unia Europejska są zjednoczone. Mówimy tym samym głosem, potępiając jego działania i będziemy działać razem w obronie naszych wartości". Konsekwencje tych słów stawiają Putina w pozycji defensywnej. On marzy o znalezieniu podziałów między naszymi sojuszami, ale ich nie znajdzie. Bo one nie istnieją. W ostatnich dniach polski rząd zaproponowała wykluczenie Rosji z grupy G20 - 20 najbogatszych państw świata - oraz zastąpienie jej państwem, które jest następne na liście. W tym przypadku - Polską. Czy to możliwy i sensowny ruch? - Od strony gospodarczej jest mi żal Rosjan, którzy są ofiarami potwornych błędów w rządzeniu państwem ze strony Władimira Putina. Nawet ludzie z jego najbliższego otoczenia czują konsekwencje izolacji gospodarczej, śledztw międzynarodowych, zamrażania aktywów, niemożliwości prowadzenia interesów. To tragedia Rosjan, którzy nie identyfikują się z polityką Putina - stając się ofiarami jego fatalnego przywództwa. Rozumiem tę perspektywę, ale pytałem o coś konkretnego - czy Polska powinna zastąpić Rosję w G20? - Nie chcę wyprzedzać decyzji politycznych, ale widzimy jakie są konsekwencje działań Putina, które uniemożliwiają Rosjanom normalną działalność gospodarczą. Jak ich odizolował od świata na całe pokolenie. To tragedia. Amerykański wywiad donosi, że Rosja zwróciła się do Chin z prośbą o pomoc militarną oraz logistyczną przy prowadzeniu wojny w Ukrainie. Czy Waszyngton traktuje możliwe zbliżenie Moskwy i Pekinu jako realne zagrożenie? - Proszę pozwolić, że odpowiem na to pytanie innym pytaniem: czy z perspektywy chińskich władz byłoby czymś racjonalnym angażowanie się w potworności, czynione przez prezydenta Putina? Czy to byłoby w ich interesie? Odpowiedź jest prosta: absolutnie nie. Każdy, kto zna Chiny wie również, że poważniejsze wiązanie się z Rosjanami nie leży w interesie Chińczyków. Być może ma pan rację, ale Chiny już wysłały pierwszy sygnał mówiący o rozważeniu propozycji Rosji. - Nie twierdzę, że tego nie zrobiły. Mówię tylko, że nie wyobrażam sobie Pekinu, który w pełni świadomie angażuje się w katastrofę humanitarną i militarną w Ukrainie. To nie ma żadnego sensu. W niedawnym wywiadzie dla Interii pana poprzedniczka - Georgette Mosbacher - wypowiedziała następujące słowa. "Unia zajmuje się w tej chwili praworządnością w Polsce i debatuje nad sankcjami. Pora powiedzieć to głośno - jeśli chodzi o problemy z praworządnością, spora część z tego, co docierało na Zachód była efektem rosyjskiej dezinformacji". Czy zgadza się pan z ich treścią? - Mój komentarz to tych słów jest następujący: każde państwo musi czynić postępy w zapewnieniu praworządności, pewności stanowionego prawa, obietnicy jego przestrzegania. W Stanach Zjednoczonych sami nad tym pracujemy. W ciągu ostatnich lat widzieliśmy liczne przykłady spraw, które wymagają poprawy - podobnie w Polsce. Dlatego mogę potwierdzić, że dzielimy podobne troski. To działa podobnie jak w dialektyce - niektóre pozornie przeciwstawne stwierdzenia mogą być prawdziwe w tym samym czasie. W pełni popieramy i wspieramy Polskę w zapewnieniu bezpieczeństwa oraz w pełni popieramy i wspieramy przy budowaniu demokracji. Te wartości nie stoją ze sobą w sprzeczności. Amerykański Kongres zaakceptował bezprecedensową, liczoną w miliardach dolarów pomoc humanitarną i militarną dla Ukrainy. Jaka część z tych środków powędruje do Polski, która dźwiga na barkach znaczną część konsekwencji migracyjnych wojny? - Bardzo duża część z zaakceptowanych 13,6 mld dolarów - nawet około 40 proc. - przeznaczona została na pomoc w kryzysie uchodźczym, żywność, leki. W ambasadzie w Warszawie pytamy się codziennie jak możemy pomóc w zwiększeniu wydajności naszej pomocy, co możemy zrobić dla NGO-sów, wszystkich którzy pomagają w Polsce przyjmować uciekających przed wojną. Fundusze przyznane na ten cel przez Kongres bardzo istotnie pomogą. Polska nie będzie w stanie pomóc, jeśli jej gospodarka nie będzie stała na solidnych podstawach. Co mówi pan inwestorom którzy pytają, czy bezpiecznie jest teraz lokować kapitał w naszym kraju? - Myślę że to, co Polska zrobiła w ciągu dwóch ostatnich tygodni jest najlepszą "reklamą" i "promocją", którą można sobie było wyobrazić. Polacy pokazali, ile mogą dać ludzkości, jak wielka jest ich przedsiębiorczość i zaradność. Świat zobaczy również, że Stany Zjednoczone partycypują w tym wyzwaniu. Widzę przed waszym krajem wielką szansę w asymilowaniu uchodźców z Ukrainy na rynku pracy. Jakkolwiek to brzmi, czasami z tragedii rodzą się niespodziewane szanse - staramy się myśleć właśnie w ten sposób. O innowacyjności, inkluzywności, kreatywności. Już po wybuchu wojny miałem przyjemność uczestniczyć z premierem Morawieckim w ogłoszeniu ogromnej inwestycji koncernu Google w Warszawie. Hub technologiczny, który tutaj tworzą, to dodatkowe 700 mln dolarów, zakup budynków, miejsce do rozwoju branży IT. To sygnał, że pomimo bycia państwem frontowym wschodniej flanki NATO, Polska nie zatrzymuje się na drodze rozwoju biznesu. Wierzę, że najlepsze jeszcze przed wami.