Turecki parlament zatwierdził ustawę, która uznaje za przestępstwo rozpowszechnianie "fałszywych lub wprowadzających w błąd informacji na temat wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa kraju". Regulacja obejmuje również wiadomości, "które mogłyby zaszkodzić zdrowiu publicznemu, zakłócić porządek publiczny, a także szerzyć strach lub panikę wśród ludności". Większość deputowanych opowiedziała się za tym, by sądy mogły skazywać akredytowanych dziennikarzy, a także zwykłych użytkowników sieci internetowych na wieloletnie kary więzienia. W skrajnych przypadkach grozić będą nawet trzy lata więzienia. "Ta ustawa wypowiada wojnę prawdzie" Projekt ustawy autorstwa rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP; jej szefem jest sam prezydent Recep Tayyip Erdoğan - przyp.) i jej partnera, ultranacjonalistycznej Partii Narodowego Działania (MHP), ściągnął na siebie ostrą krytykę w kraju i za granicą. Stowarzyszenia dziennikarzy ostrzegają, że projekt ustawy może doprowadzić do powstania jednego z najostrzejszych mechanizmów cenzury i autocenzury w historii Republiki Tureckiej. - Ta ustawa wypowiada wojnę prawdzie - powiedziała deputowana Meral Danis Bektas z prokurdyjskiej partii opozycyjnej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP). Deputowany wziął młotek i rozbił smartfon Burak Erbay, deputowany z laicystycznej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), podkreślił, że nowe prawo ogranicza przede wszystkim młodych ludzi, którzy komunikują się ze sobą za pośrednictwem sieci społecznościowych, takich jak Instagram czy Facebook. - Jeśli ta ustawa przejdzie tu, w parlamencie, możecie sobie w taki sposób rozbić swój telefon - dodał Erbay i na sali plenarnej roztrzaskał młotkiem, który przyniósł ze sobą, swój telefon komórkowy. Działacz na rzecz praw mediów Veysel Ok (adwokat, który bronił więzionego w latach 2017-18 dziennikarza berlińskiej gazety "Die Welt" Deniza Yücela - przyp.) powiedział, że na mocy właśnie uchwalonych przepisów mogą być ścigani wszyscy krytycy rządu: "opozycja, organizacje pozarządowe, stowarzyszenia prawników, dziennikarze i zwykli obywatele". "Wzmożona autocenzura" Rada Europy, której Turcja jest członkiem, już na początku października skrytykowała niejasną definicję "dezinformacji" w projekcie ustawy. Towarzysząca temu groźba kary więzienia może spowodować "wzmożoną autocenzurę", zwłaszcza w perspektywie wyborów parlamentarnych w czerwcu 2023 roku. Dla prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, który w grudniu nazwał sieci internetowe "jednym z głównych zagrożeń dla demokracji w dzisiejszych czasach", mogą to być najtrudniejsze wybory od czasu objęcia przez niego urzędu prawie dwie dekady temu. Z powodu galopującej inflacji i kryzysu walutowego notowania AKP spadły bowiem w sondażach do najniższego poziomu. Erozja wolności prasy Oliver Money-Kyrle, kierownik działu rzecznictwa i programów europejskich Międzynarodowego Instytutu Prasy (International Press Institute / IPI), wezwał do wycofania ustawy.- Turecki rząd musi zapewnić, że dziennikarze mogą wykonywać swoją pracę bez zastraszania i prześladowania - powiedział Deutsche Welle. IPI zostało założone w 1950 roku i prowadzi kampanie na rzecz wolności prasy na całym świecie.Organizacje pozarządowe regularnie potępiają erozję wolności prasy w Turcji. W aktualnym rankingu organizacji Reporterzy bez Granic Turcja jest bardzo daleko w tyle, zajmuje 149 miejsce na 180 badanych państw. Dla przypomnienia: ranking otwierają Norwegia, Dania i Szwecja, Niemcy znajdują się na pozycji 16. a Polska - na 66. Tuż za Turcją plasują się Białoruś, Azerbejdżan, Rosja i Afganistan na miejscach od 153 do 156. Listę zamykają Iran, Erytrea i Korea Północna. Redakcja Polska Deutsche Welle