"Kosowo to Serbia", "Kiedy wojsko wróci do Kosowa?" czy "Kosowo i Metochia na zawsze Serbią, nigdy Albanią" - to niektóre z haseł, które przypominają na murach Belgradu o stosunku Serbii do swojej byłej południowej prowincji. Wielki baner "Kosowo to Serbia" wita goszczących w kraju przyjezdnych, zdobiąc jeden z pierwszych wiaduktów przecinających drogę prowadzącą z lotniska im. Nikoli Tesli do centrum stolicy. Serbia utraciła kontrolę nad Kosowem po kampanii zbrojnej NATO w 1999 roku i odmawia uznania ogłoszonej w 2008 roku niepodległości swojej byłej prowincji. Kosowo nadal zamieszkuje mniejszość serbska, z której część skupiona jest na terenach północnych, przy granicy z Serbią. Napięta sytuacja w Serbii. W tle spór o Kosowo i rolę NATO Stosunek niemal wszystkich Serbów do zamieszkiwanego głównie przez Albańczyków państwa jest właściwie identyczny, zarówno na poziomie politycznym, jak i społecznym. Rozmówcy PAP - również ci, którzy nie identyfikują się jako "nacjonaliści" - jednogłośnie przyznają, że "Kosowo jest i będzie częścią Serbii". - Nie chcę wojny, ale nie zgodzę się na to, żebyśmy kiedykolwiek uznali władze tymczasowe w Prisztinie - powiedziała 27-letnia Jovana. Innym, niemal wszechobecnym komunikatem manifestowanym na murach Belgradu, jest stosunek Serbów do NATO. "Stop NATO", "Stop przemocy NATO" czy przekreślone czerwonymi pasami biało-niebieskie flagi Sojuszu (często przedstawiane razem z unijnymi gwiazdami) nawiązują do 78-dniowej kampanii nalotów, przeprowadzonej przez NATO - bez autoryzacji Rady Bezpieczeństwa ONZ - w 1999 roku na terenie Federalnej Republiki Jugosławii. W wyniku kampanii, która miała powstrzymać wojnę toczoną w Kosowie, zginęło około 500 cywilów - szacuje organizacja pozarządowa Human Rights Watch (HRW). Serbia. Pamiątki z wizerunkiem Władimira Putina. "Kupują turyści" Negatywny stosunek do Sojuszu rzutuje na nastawienie części Serbów do inwazji Rosji na Ukrainę. - Świat postrzega nas jako rusofili czy miłośników Putina. Chociaż tacy ludzie tutaj, ale nie tylko tutaj, istnieją, to - moim zdaniem - z bardziej przyjaznym stosunkiem (Serbów) do Rosji wiążą się przede wszystkim wspomnienia z bombardowań NATO - zauważył w rozmowie z PAP Marko, 30-letni prawnik. - Uważam, że to właśnie negatywne skojarzenia z NATO automatycznie rodzą pozytywne skojarzenia względem "drugiej strony", w tym wypadku Rosji - dodał. Szczególnym, w porównaniu z innymi częściami Europy, zjawiskiem jest popularność na straganach z pamiątkami wizerunków przywódcy Rosji Władimira Putina. Stoiska te oferują magnesy, kubki czy koszulki z twarzą człowieka odpowiedzialnego m.in. za rozpętanie wojny z Ukrainą. - Najczęściej, a właściwie głównie, Putina kupują turyści. Nie sądzę, żeby robili to ze szczególnej sympatii do tego człowieka, ale raczej jako żart. Chcą mieć "śmieszną" pamiątkę z Serbii - wyjaśniła PAP Tatiana, 50-letnia sprzedawczyni upominków. Dyktatorowi Rosji towarzyszą często na podobnych stoiskach zbrodniarz wojenny z Bośni i Hercegowiny Ratko Mladić, byli i obecni dyktatorzy Iraku i Syrii - Saddam Husajn i Baszar el-Asad, Józef Stalin, Alaksandr Łukaszenka, Kim Dzong Un czy Viktor Orban. Niespokojnie na Bałkanach. "Ryzyko nowej wojny realne" O znaczeniu przestrzeni publicznej w stolicy Serbii przypomniano w ostatnich tygodniach w związku z głosowaniem w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nad rezolucją ws. ludobójstwa w Srebrenicy. Przed samym głosowaniem w mieście pojawiły się billboardy i plakaty z napisem "Nie jesteśmy ludobójczym narodem", a nad centralnym deptakiem Belgradu zawisł baner głoszący, że "jedyne ludobójstwo, jakiego dokonano na Bałkanach, było wymierzone w Serbów". Po przegłosowaniu tekstu dokumentu, któremu głośno sprzeciwiały się władze w Belgradzie, w mieście pojawił się ogromny transparent z podziękowaniami skierowanymi pod adresem państw głosujących przeciwko rezolucji. Temperaturę emocji na Bałkanach regularnie podnosi też prezydent Republiki Serbskiej Milorad Dodik, który od jakiegoś już czasu mówi o widmie wiszącej nad regionem wojny, a także przekonuje, że "byłoby całkowicie historycznie uzasadnione, aby kraje, w których większość ludności reprezentuje naród serbski, zjednoczyły się w jedną strukturę". Zdaniem polityka należy spodziewać się, że w przyszłości dojdzie do połączenia regionu z Serbią. O ryzyku wybuchu nowego konfliktu mówił w maju także premier Kosowa. - Ryzyko nowej wojny jest realne - ocenił Albin Kurti, wskazując na niepokojące działania Serbii i liczne jednostki wojskowe rozstawione przy granicy z Kosowem. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!