Nowe Zamki, miasteczko na południu Słowacji, niedaleko granicy słowacko-węgierskiej, doświadczyło ostatnio dużego napływu nielegalnych migrantów. Setki z nich tymczasowo osiedliły się w centrum miasta. Sytuacja zaostrzyła się pod koniec ubiegłego miesiąca, kiedy 800 migrantów z Bliskiego Wschodu, głównie z Syrii, przywieziono do pobliskich biur Policji ds. Cudzoziemców - słowackiej jednostki policji, której zadaniem jest zajmowanie się migracją. Chociaż migranci nie łamali prawa, miejscowi skarżyli się na śmieci, hałas, smród i ludzi śpiących na ziemi. W sierpniu nielegalna migracja była problemem jedynie w miastach i wsiach na granicy słowacko-węgierskiej. Teraz jednak, tuż przed zaplanowanymi na 30 września wyborami parlamentarnymi, problem rozprzestrzenił się na sąsiednie gminy, a nawet na stolicę, gdzie migranci zgromadzili się na dworcu Bratysława Główna. - To był naprawdę straszny widok. Ludzie spali na karimatach, dzieci w śpiworach, a nawet suszyli ubrania na drutach rozwieszonych między drzewami - mówi Tobias, dziennikarz, który codziennie dojeżdża do Bratysławy pociągiem. Dziś na stacji prawie nie ma migrantów. Lokalna policja zabrała większość z nich na teren jednostki Policji ds. Cudzoziemców. Za napływem migrantów stoi Orban? Głos w sprawie zabrała prezydentka Słowacji Zuzana Czaputova. W wywiadzie udzielonym 4 września zauważyła, że wielu migrantów nie miało problemów z przedostaniem się do jej kraju z Węgier. Wyraziła także zdziwienie faktem, że Węgry zwolniły z więzień ponad 1400 osób skazanych za handel ludźmi i oświadczyła, że chciałaby omówić tę kwestię ze swoją węgierską odpowiedniczką Kataliną Novak. Niektórzy politycy, jak np. Frantiszek Mikloszko z Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego, twierdzą, że ten nagły wzrost nielegalnej migracji to rzeczywiście sprawka premiera Węgier Viktora Orbana, który chce wpłynąć na wynik wyborów i pomóc populiście Robertowi Fico powrócić do władzy. Fico, trzykrotny były premier Słowacji, jest pod wieloma względami bardzo podobny do Orbana: łączy ich wrogie nastawienie do NATO i UE oraz pojednawcze stanowisko wobec Rosji. Gdyby Fico znowu stanął na czele słowackiego rządu, Orban zyskałby bliskiego sojusznika. - To mocne spekulacje - mówi Grigorij Meseżnikov, prezes Instytutu Spraw Publicznych w Bratysławie. - To prawda, że Orban wypuścił z więzienia część przemytników, ale w niczym nie przypomina on prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki - ten naprawdę w 2021 r. wepchnął nielegalnych imigrantów na polską granicę. Ale nie ma dowodów na to, że Orban robi to samo - wyjaśnia w rozmowie z DW. Meseżnikov twierdzi, że jedynym rozwiązaniem obecnej sytuacji byłaby współpraca Słowacji i Węgier na granicy Węgier i Serbii. Nielegalna imigracja a wybory Poparcie dla partii Smer-SD Fico pozostaje w dużej mierze stabilne - nawet w czasie kryzysu migracyjnego. Najnowszy sondaż Agencji Focus daje Smerowi 19 proc. głosów, czyli o jeden punkt procentowy mniej niż ostatni sondaż tej pracowni z sierpnia. Z drugiej strony poparcie dla Postępowej Słowacji (PS), partii prowadzącej liberalną politykę migracyjną, stale rośnie i wynosi obecnie ponad 16 proc. - Słowacja nie jest już tym ksenofobicznym krajem, jakim była kiedyś - twierdzi Meseżnikov. - Żyje i pracuje tu ponad 100 tys. migrantów z Ukrainy i nie mamy z nimi żadnych problemów. Wielu Słowaków przekonało się, że migranci nie stanowią dla nas zagrożenia - dodał. Prawica żeruje na problemie migracji Choć nie wydaje się, aby nielegalna imigracja wpłynęła na wyborców, partie takie, jak Republika czy Smer nadal próbują wykorzystać ją na swoją korzyść. W zeszłym tygodniu członkowie Smeru zebrali się przed siedzibą rządu, aby zaprotestować przeciwko temu, co uważają za nieskuteczną politykę antymigracyjną rządu. Ich konferencję prasową przerwał lider ruchu OLaNO (Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości) Igor Matovicz, który wsiadł do pick-upa z głośnikami i głośno oskarżył stojący na czele poprzedniego rządu Smer, że sam ma słabą politykę antymigracyjną. Sytuacja przerodziła się w bójkę pomiędzy Matoviczem a byłym ministrem spraw wewnętrznych Robertem Kalinakiem (Smer). OLaNO ma obecnie w sondażach 6 proc. poparcia. Słowacja to dla migrantów kraj tranzytowy Ekspert ds. bezpieczeństwa Radovan Branik twierdzi, że większość migrantów chce, aby ich podróż do Europy Zachodniej była jak najłatwiejsza. - Nielegalni migranci zwykle tylko przejeżdżają przez Słowację. Zostają kilka dni, ale tak naprawdę chcą dostać się do Niemiec - zauważa w rozmowie z DW. Wiele osób z Bliskiego Wschodu przyjeżdża na Słowację w nadziei na uzyskanie dokumentu, który pozwoli im pozostać w Unii Europejskiej. Jest to jednak złudna nadzieja. - Nie ma takiego dokumentu - wyjaśnia ekspert. - Słowacja wydaje jedynie dokument, który jest potwierdzeniem ich pobytu w naszym kraju. Nielegalni przemytnicy często okłamują imigrantów i mówią im, że ten dokument jest ważny we wszystkich krajach UE. Zwykle kończy się na gorzkim rozczarowaniu. Fico zbojkotował próbę zmiany prawa Zaświaczenie o pobycie tolerowanym, o którym mówi Branik, to w UE wyjątek, który przyciąga nielegalnych migrantów. Wydaje go słowacka policja i straż graniczna, a możliwość jego wydawania została wprowadzona w 2018 roku przez rząd Roberta Fico i byłego ministra spraw wewnętrznych Roberta Kalinaka. Tymczasowy premier Ludovit Odor próbował przerwać jego wydawanie, ale nie udało mu się przedłożyć w parlamencie odpowiedniego projektu ustawy. Większość partii, które najgłośniej krzyczą o nielegalnej migracji (np. Smer czy Republika), nie pojawiła się na posiedzeniu parlamentu, co oznaczało, że nie było wystarczającej liczby posłów do debaty nad wprowadzonym przez premiera projektem ustawy antymigracyjnej. Radovan Branik uważa, że obecny rząd może zrobić niewiele, aby zmienić sytuację. Według eksperta jedynym skutecznym rozwiązaniem byłoby utworzenie finansowanych przez UE obozów dla uchodźców w państwach graniczących ze strefą Schengen, takich jak Serbia oraz Bośnia i Hercegowina. - Odwiedziłem granicę między Słowacją, Węgrami i Austrią - opowiada w rozmowie z DW. - Dziesięć metrów ode mnie widziałem migrantów ukrywających się na polu kukurydzy. Tak czekają na zmiany węgierskich służb. Kiedy radiowóz po słowackiej stronie odjeżdża, wbiegają na Słowację, a gdy tylko nasi policjanci próbują się do nich zbliżyć, uciekają do Austrii, a potem z powrotem na Węgry. Tych granic nie da się strzec - mówi. Redakcja Deutsche Welle Polska/Sonia Otajeviczová *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!