Tajwańska polityk Hsiao Bi-khim, która w przyszłym miesiącu ma objąć urząd wiceprezydenta azjatyckiej wyspy, w marcu odwiedziła Czechy, Polskę, Litwę oraz Parlament Europejski w Brukseli. Do drażliwego zajścia doszło, gdy konwój z autem 52-letniej byłej dyplomatki jechał z lotniska do centrum Pragi. Wydarzenia - na podstawie relacji świadków - zrekonstruował czeski portal internetowy Seznam Zprávy. W czasie przejazdu ochraniający kawalkadę policjanci zauważyli, że przez całą drogę podążało za nią nieznane cywilne auto. W pewnej chwili pojazd przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle, niemal powodując wypadek. Gdy funkcjonariusze zatrzymali kierowcę do kontroli, mężczyzna wyciągnął z kieszeni paszport dyplomatyczny Chińskiej Republiki Ludowej. Na pytania mundurowych miał odpowiedzieć, że nikogo nie śledził, a za delegacją z Tajwanu jechał tylko przypadkiem, bo zamierzał zjeść w pobliskiej chińskiej restauracji. Z zebranych przez dziennikarzy informacji wynika, że mężczyzna pracował w wydziale ambasady Chin zajmującym się wojskowością. Wezwany ambasador. Czy dyplomata zostanie wydalony? Gdy w minionym tygodniu sprawa wyszła na jaw, chiński ambasador Feng Biao został wezwany do ministerstwa spraw zagranicznych z żądaniem złożenia wyjaśnień. Choć dyplomata odniósł się do incydentu, to minister spraw zagranicznych Jan Lipavský wyraził niezadowolenie z jego wyjaśnień i oświadczył, że nie uznaje sprawy za zamkniętą. Rzecznik MSZ w Pradze w e-mailu przesłanym Interii odmówił jednak odpowiedzi na pytanie, jakie dalsze kroki planuje czeski rząd. Podkreślił tylko, że drogowy incydent nie wpłynął na dalszy przebieg wizyty Hsiao Bi-khim w stolicy Czech ani na jej bezpieczeństwo. Jakub Janda, dyrektor praskiego Centrum Europejskich Wartości na rzecz Polityki Bezpieczeństwa, mówi Interii, że sytuacja, w której pracownik chińskiej ambasady śledzi przedstawicieli Tajwanu na terenie Czech to wydarzenie bez precedensu. - Z mojej wiedzy wynika, że szczegóły zajścia są już dla rządu jasne. Teraz pozostaje podjęcie politycznej decyzji o tym, jak ostra i zasadnicza będzie reakcja - mówi. Pracownik ambasady przyłapany. "Jak gangster" Wydalenia dyplomaty, którego przyłapano na śledzeniu tajwańskiej delegacji zażądał tymczasem przewodniczący komisji spraw zagranicznych czeskiego Senatu Pavel Fischer. W rozmowie z Seznam Zprávy Fischer ocenił, że pracownik chińskiej ambasady zachował się "jak gangster". Ambasada nie odpowiedziała na pytania dziennikarzy o marcowe zajście, ale wcześniej skrytykowała spotkanie pani Hsiao z przewodniczącym czeskiego parlamentu Milošem Vystrčilem. Nowo wybraną wiceprezydent władze w Pekinie określiły jako "zagorzałą separatystkę" i nałożyły na nią sankcje. Tajwan od 1949 roku ma własny rząd i prowadzi niezależną politykę. Chiny uważają jednak demokratyczną wyspę za swoją zbuntowaną prowincję i nie uznają jej władz. Starają się także zniechęcać inne kraje do kontaktów z nimi. Tomasz Augustyniak, Interia