W czwartek została przyjęta wspólna deklaracja w sprawie przyszłości Unii Europejskiej, która ma być "odpowiedzialnym i globalnym liderem". W dokumencie mowa jest m.in. o solidarności, sprawiedliwości na rynku pracy, w gospodarce i transformacji cyfrowej oraz inwestowaniu w młodych. "Im bardziej konkretna staje się rozmowa, tym lepiej widać, jak wyobrażenia poszczególnych krajów są różne. Przede wszystkim w takich kwestiach jak polityka azylowa, unia walutowa, ochrona klimatu i częściowo też polityka przemysłowa drzemie potencjał konfliktów. Zarówno Donald Tusk, jak i prezydent Rumunii Klaus Iohannis chcieli za wszelką cenę zapobiec ostrej kłótni" - pisze gospodarczy dziennik z Duesseldorfu. Według gazety konflikt jest jednak nieunikniony i wybuchnie od razu po wyborach europejskich, które odbędą się 23-26 maja. Kraje członkowskie zaczną się wówczas spierać nie tylko o kierunki unijnej polityki, ale przede wszystkim o najważniejsze stanowiska we Wspólnocie: fotel szefa Komisji Europejskiej, przewodniczącego Rady Europejskiej, przewodniczącego PE, prezesa Europejskiego Banku Centralnego i wysokiego przedstawiciela UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. "Już teraz zanosi się na próbę sił przy obsadzie stanowiska przewodniczącego KE. Niektórzy przywódcy, jak prezydent Iohannis, a także europarlament chcą, żeby był nim któryś z czołowych kandydatów europejskich partii startujących w wyborach" - przypomina "Handelsblatt". "Patetyczna deklaracja" Rozwiązanie takie nie ma jednak akceptacji m.in. prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Nota bene, również kanclerz Niemiec Angela Merkel jest co do zasady mu przeciwna, chociaż to polityk bawarskiej CSU Manfred Weber jest kandydatem Europejskiej Partii Ludowej na szefa KE. Wśród ewentualnych pretendentów do objęcia stanowiska, które opuści Jean-Claude Juncker, wymienia się też negocjatora brexitu, Francuza Michela Barniera, czy obecną komisarz ds. konkurencji, Dunkę Margrethe Vestager. "Obsadzenie stanowiska będzie zatem wymagało jeszcze przeprowadzenia wielu rozmów" - prognozuje gospodarczy dziennik, powątpiewając, czy "patetyczna deklaracja" przyjęta przez uczestników szczytu w Sybinie, w której mówią, że "pozostaną zjednoczeni w doli i niedoli" zostanie zrealizowana. "To się jeszcze okaże. Wyobrażenia o dalszym rozwoju Europy bardzo różnią się między sobą: prezydent Francji domaga się odważnej integracji, podczas gdy węgierski premier (Viktor) Orban i jego polski kolega (Mateusz) Morawiecki chcą wzmocnić suwerenność państw narodowych" - konkluduje "Handelsblatt". Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)