- To smutne i nie do zaakceptowania, że niemiecka prezydencja nie była obecna w czasie dyskusji - oświadczył tuż po zakończeniu debaty szef komisji wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych (LIBE), europoseł Socjalistów i Demokratów (S&D) Juan Fernando Lopez Aguilar. Unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders mówił, że Komisja Europejska niepokoi się niedawnymi decyzjami w sprawie odebrania immunitetów sędziom w Polsce przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Komisja zaskarżyła przepisy dotyczące tej Izby do unijnego Trybunału Sprawiedliwości, domagając się zamrożenia jej działania. Reynders zwrócił się na początku listopada do ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego o wyjaśnienia w tej sprawie. Komisarz przekazał, że otrzymał odpowiedź na swoje pismo i wkrótce zdecyduje, co dalej zrobić w tej sprawie. "Rządy działają przeciwko swoim obywatelom" Polskie władze podkreślają, że stosują się do tymczasowego orzeczenia TSUE w sprawie zawieszenia działania ID SN, ale sprawy dotyczące uchylania immunitetu sędziów w sprawach karnych nie podlegają pod tę decyzję unijnego Trybunału. Austriacka eurodeputowana socjalistów i Demokratów (S&D) Bettina Vollath w swojej liście zastrzeżeń do Polski i Węgier wymieniała "ignorowane orzeczeń Trybunału", a także "atakowanie praw mniejszości". - Te rządy działają przeciwko swoim obywatelom - oznajmiła, odnosząc się do blokowania przez Warszawę i Budapeszt wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy. Jej zdaniem Polska i Węgry stają się "demokracjami pozornymi". Vollath wyraziła też rozczarowanie, że na posiedzeniu nie było prezydencji niemieckiej oraz przedstawicieli krajów, których dotyczyła dyskusja. "To kiepsko wróży na przyszłość" Ubolewanie z powodu nieobecności przedstawicieli władz Polski, Węgier i niemieckiej prezydencji wyraziła też Gwendoline Delbos-Corfield z frakcji Zielonych. Szczególnie mocno krytykowała Berlin. - Jeśli najsilniejsza prezydencja nie zrobiła nic w czasie sześciu miesięcy w sprawie Polski i Węgier, to kiepsko to wróży na przyszłość - oceniła. Dodała, że art. 7 jest instrumentem, który może być skuteczny, ale jeśli ktoś nie chce go używać, staje się nieskuteczny. Z kolei przedstawicielka grupy Odnowić Europę Sophie in ’t Veld skupiła się w swojej krytyce na działaniach Komisji Europejskiej. Jej zdaniem unijna egzekutywa nie dość stanowczo działa wobec rządów Polski i Węgier. - Jeśli tej Komisji Europejskiej nie udaje się bronić wartości wyłożonych w traktatach, to oznacza, że nie realizuje ona swoich obowiązków - oceniła Holenderka. Jak przekonywała, bardzo ważne jest, "by inne państwa członkowskie w Radzie nie poddawały się szantażowi ze strony dwóch skorumpowanych autokratów". Kempa domaga się "wyciągnięcia konsekwencji" Przeciwko używaniu takich określeń protestowała eurodeputowana Solidarnej Polski Beata Kempa. - To jest pomówienie i wobec tego powinny być wyciągnięte konsekwencje - odpowiadała in ’t Veld Kempa. Jej zdaniem spór o praworządność to w istocie spór o to, czy państwo ma prawo do reform zgodnie z oczekiwaniami obywateli, czy nie. - W mojej ojczyźnie nie dzieje się nic, co odbiega od normy w Hiszpanii, czy we Francji, jednak to nas Komisja Europejska bezpardonowo atakuje - oświadczyła polityk. Apelowała, by uszanować polskie poglądy i sposób rozumienia wartości europejskich. Słowacki eurodeputowany Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Vladimir Bilczik przekonywał, że nie ma czegoś takiego jak regionalne rozumienie sprawiedliwości, praworządności, czy głównych zasad UE. - Tu chodzi o kluczowe zasady europejskie. One musza być zachowane w całej UE, we wszystkich państwach członkowskich - podkreślał polityk. Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)