Z wypowiedzi szefa węgierskiego rządu nie wynika jednak, by chciał się wycofać z propozycji, za które był poddany ostrej krytyce ze strony wielu europosłów, w tym wywołującego największe emocje prawa dotyczącego funkcjonowania uniwersytetów na Węgrzech. Orban starał się zaprezentować jako umiarkowany europejski przywódca, który działa na korzyść własnego społeczeństwa, broniąc go przed ingerencją zewnętrznych sił, czy to ze strony Brukseli, czy też zagranicznych lobby. Przekonywał, że amerykański finansista George Soros jest otwartym wrogiem Europy. To właśnie w założony przez niego Uniwersytet Środkowoeuropejski (CEU) w Budapeszcie uderzają według krytyków przyjęte niedawno na Węgrzech przepisy. Orban uważa, że zarzuty w tej sprawie są nieuzasadnione, a cała sytuacja jest absurdalna. Powoływał się przy tym na wewnętrze pismo rektora CEU do studentów i naukowców, w którym pisał on, że uczelnia nie jest zagrożona i będzie nadal pracować w jakichkolwiek warunkach. "Sytuacja jest absurdalna. To tak jakby kogoś oskarżyć o morderstwo, potem go skazać, gdy domniemana ofiara czuje się świetnie i nawet wskazuje palcem na osobę podejrzaną, oskarżając ją o morderstwo" - mówił węgierski polityk. Jak zaznaczył, przyjęte przez jego kraj przepisy to "drobna poprawka" zamykająca luki prawne i kończąca z przywilejami, z których zagraniczne uczelnie korzystały prze wiele lat. Orban tłumaczył, że jego kraj jest pod wieloma względami niezadowolony z tego, jak działa UE. "Nasza krytyka UE wynika z tego, że chcemy poprawić błędy i zreformować Unię. Jesteśmy przekonani, że to jedyny sposób na odzyskanie zaufania obywateli do instytucji europejskich" - zaznaczył. Premier Węgier tłumaczył też sens wywołujących kontrowersje konsultacji, jakie jego rząd prowadzi pod hasłem "Powstrzymać Brukselę" m.in. w sprawie imigracji i podejścia do organizacji pozarządowych (NGO). Orban mówił, że rozwiązania, jakie proponuje jego ugrupowanie ws. NGO, idą w ślad za amerykańskimi, a ich celem jest wprowadzenie przejrzystości w kontekście tego, że bogaci lobbyści chcą wpływać na prawo w jego kraju. "Jestem w pełni świadomy, że członkostwo w UE to nie tylko prawa, ale i obowiązki. Zawsze, gdy w ostatnich latach pojawiały się konflikty, staraliśmy się prowadzić otwarty dialog, aby znaleźć rozwiązanie" - przypominał, wyrażając nadzieję, że i tym razem uda się dojść do porozumienia. Mimo takich deklaracji premier Węgier był krytykowany nawet przez kolegów z macierzystej frakcji w PE, Europejskiej Partii Ludowej, do której należy Fidesz. Szef grupy EPL Manfred Weber mówił, że nie rozumie, dlaczego Węgry chcą pozbawić studentów w swoim kraju możliwości zdobycia w Budapeszcie dwóch dyplomów - amerykańskiego i węgierskiego. Apelował, by Orban wdrożył zalecenia Komisji Europejskiej. Odnosząc się do prowadzonych przez węgierskie władze konsultacji ocenił, że nie chodzi w nich wcale o zbieranie opinii wśród społeczeństwa, "tylko podburzanie przeciwko Europie". Jeszcze mocniej Orbana krytykowali socjaliści. Szef tej frakcji Gianni Pittella zarzucił Orbanowi kłamstwo ws. CEU. Apelował, by Komisja Europejska - jeśli są ku temu warunki - nie wykluczała wszczęcia wobec Węgier procedury praworządności. "My nie bronimy tylko Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego, ale bronimy nauki, szkoły, kultury, techniki, wszystkich wyższych uczelni, wszystkiego tego, co jest podstawą demokracji i nie chodzi tylko o ten uniwersytet" - wskazywał Pittella. Jego zdaniem EPL powinna wykluczyć Fidesz ze swoich szeregów. W słowach nie przebierał też lider liberałów w PE Guy Verhofstadt, który wspominając swoje pierwsze spotkanie z Orbanem jeszcze w 1989 r. ocenił, że zmienił się on, rezygnując z zasad demokratycznych, o jakie kiedyś walczył. "Mówi pan otwarcie, że chce stworzyć nie liberalną demokrację, tylko państwo nieliberalne. Lista tego, co pan robi, jest długa: prześladowanie organizacji międzyrządowych, mediów, budowanie murów, (...), a teraz zdecydował pan o zamknięciu uniwersytetu. Jak daleko pan pójdzie? Jaki będzie pana następny krok? Będzie pan palił książki na placu przed parlamentem?" - pytał były premier Belgii. Jak zaznaczył, patrząc na działania Orbana, widzi coraz częściej "nową wersję starych komunistycznych Węgier". Zarzucał szefowi węgierskiego rządu, że nadal chce brać pieniądze z UE, ale odrzuca wartości unijne. Wypowiadający się w imieniu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Zdzisław Krasnodębski (PiS) podkreślał, że Polacy, Czesi, Słowacy czy Węgrzy nie potrzebują pouczeń ws. wolności czy demokracji. Zapewniał, że sam bardzo ceni CEU i współpracował osobiście z tą uczelnią, która ma wyraźny profil ideowy. Dodał przy tym, że państwa członkowskie mają prawo regulować działanie szkolnictwa, zwłaszcza zagranicznych prywatnych uczelni. "Jestem przekonany, że w wielu państwach członkowskich krytykujących dziś Węgry CEU nie mogłaby powstać. Nie ma instytucji założonych przez George'a Sorosa w Niemczech, o ile wiem nie ma we Włoszech, nie ma we Francji i nie jest to przypadek" - mówił Krasnodębski. W obronę brał Orbana też lider eurosceptycznej grupy Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej Nigel Farage, który przekonywał go, żeby Węgry podobnie jak Wielka Brytania rozpisały referendum i wystąpiły z UE.