W ubiegłym roku azjatyckie królestwo odwiedziło ponad 1,5 mln rosyjskich wczasowiczów - wynika z danych tajlandzkiego urzędu do spraw turystyki. Po Malezyjczykach, Chińczykach, mieszkańcach Korei Południowej oraz Indii, Rosjanie są piątą największą grupą zagranicznych gości. Jeszcze przed pandemią zajmowali siódmą lokatę. Choć Tajlandia już wcześniej była dla przedstawicieli rosyjskiej klasy średniej i wyższej jednym z ulubionych miejsc wypoczynku, to po zarządzonej przez Kreml inwazji na Ukrainę i ogłoszonej kilka miesięcy później mobilizacji, liczba turystów z rosyjskimi paszportami gwałtownie wzrosła. Z najnowszych danych udostępnionych przez międzynarodowe lotnisko na wyspie Phuket wynika, że tylko tam w każdym miesiącu lądują dziesiątki tysięcy przybyszów znad Wołgi. Rosjanie w Tajlandii. Szukają "spokoju" Przyjezdni z Moskwy i Petersburga stali się bardziej widoczni w wielu kurortach na południu Tajlandii, w tym na wyspach Samui i Phangan oraz w nadmorskim mieście Pattaya niedaleko Bangkoku. Jednak to na Phuket ich masowy napływ ma największy wpływ na codzienne życie mieszkańców. Niektóre tamtejsze plaże zaczęły przypominać ośrodki wypoczynkowe nad Morzem Czarnym, a tajlandzkie media okrzyknęły prowincję "Małą Rosją". Część z nowoprzybyłych zostaje na dłużej, obawiając się poboru do wojska i wzmocnienia wymierzonych w ich kraj międzynarodowych sankcji. Bezprecedensowy napływ swoich obywateli na wakacyjną wyspę zauważyły władze na Kremlu. W lipcu rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow osobiście odwiedził Phuket, by otworzyć tam konsulat generalny - drugą rosyjską placówkę dyplomatyczną w tej prowincji. Ma on obsługiwać stale rosnącą liczbę Rosjan. W sieci pojawiły się tymczasem doniesienia, że rosyjscy rezydenci, którzy już wcześniej osiedlili się w Tajlandii, otwierają bez potrzebnych pozwoleń agencje nieruchomości i biura turystyczne, swoje usługi oferując nowo przybyłym rodakom. Internauci skarżą się także na ludzi o wschodniosłowiańskim wyglądzie prowadzących taksówki, a nawet zakłady fryzjerskie. Pojawiają się zarzuty, że pracujący nielegalnie Rosjanie pozbawiają zarobku miejscowych, a ruble turystów zostają głównie w rosyjskich kieszeniach. Największy wpływ na gospodarkę mają jednak majętne osoby chcące ulokować swoje oszczędności poza Rosją. Jachty i nieruchomości za miliony Według szacunków firmy konsultingowej Knight Frank inwestorzy znad Wołgi kupili w ubiegłym roku od 40 do 60 proc. nieruchomości sprzedanych na Phuket cudzoziemcom. To wzrost z poziomu 10-15 proc. przed pandemią. Dobrze sytuowani Rosjanie na domy i mieszkania wydali w sumie blisko 900 mln bahtów (25,7 mln dolarów), daleko w tyle zostawiając Francuzów, Amerykanów, Chińczyków i Brytyjczyków. Według tajlandzkich mediów, wielu z nich wykupuje wille nad oceanem, których ceny zaczynają się od 500 tys. dolarów. Maetapong Upatising, szef stowarzyszenia firm działających na lokalnym rynku nieruchomości poinformował, że od 2021 roku ich ceny podskoczyły o około 15-20 proc., a ziemia podrożała trzykrotnie. Rosną także ceny wynajmu. Ale zamożni Rosjanie inwestują nie tylko w nieruchomości. Sprzedająca luksusowe jachty firma Simpsonmarine Phuket, na którą we wrześniu powoływał się portal Al Jazeera, przekazała, że odkąd rozpoczęła się wojna w Ukrainie, Rosjanie znaleźli się w grupie jej najważniejszych klientów. Jak poinformowało przedsiębiorstwo, ich liczba wzrosła w tym czasie o 10 do 20 proc. Rosja i Tajlandia. Dobre stosunki od lat Rosjanie są witani w Tajlandii z otwartymi ramionami głównie, ale nie wyłącznie ze względu na swoje ruble. Nie bez znaczenia pozostają tradycyjnie ciepłe relacje między Moskwą i Bangkokiem. Ich historia sięga końca XIX wieku, gdy rosyjski car Mikołaj II Romanow udzielił ówczesnemu Syjamowi wsparcia dyplomatycznego, które pomogło mu uniknąć francuskiej kolonizacji. Choć Rosja nie należy dziś do najważniejszych partnerów handlowych Tajlandii, to jest istotnym źródłem surowców. W ostatnich latach Tajowie kupowali także śmigłowce rosyjskiej produkcji. W 2022 roku Tajlandia formalnie potępiła Kreml za zaatakowanie Ukrainy, głosując w ONZ za rezolucją wzywającą Władimira Putina do wycofania wojsk z terytorium sąsiada. Na tym jednak poprzestała, nie opowiadając się za zachowaniem ukraińskiej integralności terytorialnej. Władze ograniczały skalę proukraińskich wieców w Bangkoku, a były premier, generał Prayuth Chan-ocha, wzywał miejscowych dziennikarzy do powstrzymania się od pogłębionych analiz trwającego w Europie konfliktu. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!