Komorowski w RMF FM o Dudzie: To jakby zaprosić kryminalistę
"Na pewno nie włączę się w dyskusję nt. konstytucji organizowaną przez pana prezydenta Andrzeja Dudę" - powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM były prezydent Bronisław Komorowski. "Do każdego działania konieczna jest wiarygodność. To tak, jakby zaprosić kryminalistę do dyskusji nad kodeksem karnym. Obowiązkiem prezydenta jest uczenie szacunku do konstytucji, którą może lubić albo nie lubić" - uważa Komorowski.
Marcin Zaborski: Prezydent Andrzej Duda na pana liczy.
Bronisław Komorowski: Nie zauważyłem tego.
Liczy na to, że Polacy włączą się w dyskusję o konstytucji. Włączy się pan?
Na pewno nie włączę się w dyskusję organizowaną przez pana prezydenta Dudę.
Dlaczego?
Robię to z prawdziwym żalem i z przykrością, bo oczywiście warto rozmawiać o wszystkim, także o ustroju państwa. Warto zawsze rozmawiać z prezydentem, ale pod jednym warunkiem, że ma się do czynienia z prezydentem, który wypełnia swoje konstytucyjne obowiązki. Obowiązkiem prezydenta jest stać na straży konstytucji, a pan prezydent, niestety, sam tolerował, ale też sam czynnie łamał obowiązującą konstytucję. Więc dla mnie wiarygodność pana prezydenta, jeśli chodzi o stosunek do konstytucji, jest mocno nadszarpnięty.
Ale to znaczy, że opozycja powinna ignorować prezydenta Andrzeja Dudę, pana zdaniem?
Nie wiem, czy to jest dobre słowo "ignorować", ale nie powinna dać się użyć jako zasłona dymna dla bardzo złych działań pana prezydenta w obszarze konstytucji. Do każdej dyskusji, do każdego działania jest potrzebna wiarygodność. To tak jakby zaprosić kryminalistę do dyskusji nad kodeksem karnym. Tak się nie postępuje. Najpierw obowiązkiem prezydenta jest uczenie szacunku do konstytucji, którą może lubić, której może nie lubić. Konstytucja obowiązująca, w czasie kiedy ja pełniłem funkcję prezydenta, nie była przeze mnie ukochana, ale była warta szanowania i warta uczenia obywateli, że jest stabilna, że jest elementem naszego państwa, naszej demokracji. Prezydent naruszył to świadomie, przysługując się własnej partii politycznej, a dzisiaj apeluje o dyskusję nad konstytucją. Więc ja odnoszę wrażenie, że tu nie chodzi tak naprawdę o konstytucję, tylko chodzi o przykrycie, zasłonięcie wrażenia, że pan prezydent nie wypełnia swojej roli konstytucyjnej strażnika konstytucji i że naruszył konstytucję, łamie ją przy okazji Trybunału Konstytucyjnego.
Ale tu pojawia się pytanie o konsekwencje, bo jeśli na przykład prezydent zwoła posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, to politycy też nie powinni z nim rozmawiać?
Nie wiem. Rada Bezpieczeństwa Narodowego - ja ją utworzyłem w takim kształcie, że objęła także przedstawicieli opozycji i zawsze pana prezydenta zachęcałem i będę zachęcał, żeby zechciał kontynuować to dobre przedsięwzięcie.
I tu opozycja ma z nim rozmawiać?
Tu nie chodzi o rozmawianie. Rada Bezpieczeństwa Narodowego jest organem, który może służyć prezydentowi, jako zwierzchnikowi sił zbrojnych, do informowania opozycji, wszystkich sił parlamentarnych i najważniejszych struktur państwa polskiego - ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa i obrony - o tym, co się dzieje w polskim systemie obronnym. Prezydent nie bardzo używa tego narzędzia, bo rozumiem, że miałby kłopot z przedstawieniem swojej roli raczej dezertera z funkcji zwierzchnika sił zbrojnych i osoby, która zrezygnowała z wpływania na sprawy w wojsku. To raczej minister Macierewicz mógłby cokolwiek informować, ale on nie informuje, no bo oczywiście ma świadomość, że by się kompromitował tylko i wyłącznie, więc to jest raczej martwe ciało obecnie.
Pan zrezygnował, panie prezydencie, z udziału w oficjalnych obchodach 3-majowych wczoraj. Dlaczego nie skorzystał pan z zaproszenia prezydenta?
Miałem tutaj problem, kłopot, nie ukrywam. Jak widać nie tylko ja, bo nieobecni byli również i moi poprzednicy - prezydent Lech Wałęsa, prezydent Kwaśniewski.
A święto narodowe to nie powinien być moment, kiedy właśnie byli prezydenci stają razem z prezydentem i pokazują, że na chwilę odkładamy te powszednie spory?
Tak, tylko czy da się na chwilę odłożyć? Wie pan, to się nie daje na chwilę odłożyć.
Ale pamięta pan hasło "zgoda buduje"?
Pan pozwoli, że skończę tą myśl. Wie pan, miałem z tym problem, bo właśnie chciałbym, aby tradycja narodowa, tradycja konstytucji polskiej, która była przecież konstytucją marzącą o umocnieniu państwa polskiego, ale i o nowoczesności ustroju, była elementem łączącym. Nawet, wie pan, odpuściłbym to, że Prawo i Sprawiedliwość zawsze bojkotowało uroczystości organizowane przeze mnie jako prezydenta - także 3 maja, nigdy nie byli obecni na tych uroczystościach i robili to ostentacyjnie, ale wie pan - pal licho - ja bym machnął ręką...
Pan wtedy mówił, że za dużo jest wzajemnych pretensji.
Dlatego panu mówię - ja bym machnął na to ręką, ja nie jestem małostkowy. Ale trudno stać obok prezydenta, o którym się myśli: "Człowieku, przecież ty mówisz tak wiele o konstytucji, a sam ją łamiesz. Jesteś odpowiedzialny za tolerowanie łamania konstytucji przez obecny układ władzy w tak ważnych kwestiach". Więc to jest taka sytuacja, która mnie zmusiła do tego, żeby nie przyjąć zaproszenia pana prezydenta Dudy i wydaje mi się, że każdy demokrata polski, a także może człowiek wrażliwy na kwestie historycznej oceny czy historycznych wskazań tego, co jest dla Polski ważne, powinien jednak też unikać takiej niejednoznacznej sytuacji.
Kiedyś zaprosił pan byłych prezydentów i byłych premierów na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Wśród zaproszonych był generał Jaruzelski. I gdy pana za to krytykowano, mówił pan tak: warto wspólnie działać na rzecz polskiej racji stanu, a nie obrażać się i zapraszać innych do takiego polskiego "grajdoła".
Tak i w dalszym ciągu tak mówię.
Może to był właśnie ten moment, żeby to pokazać, że to nie tylko hasło: zgoda buduje?
Ja to pokazałem, jak pan widzi. Ja to pokazałem, nie przekonałem PiS-u, bo PiS - jeszcze raz powiem - przez całe pięć lat bojkotował urząd prezydenta, prezydenta Bronisława Komorowskiego i wszystkie jego przedsięwzięcia - także natury historyczno-narodowej. Ale to nie jest ważne. Ważne jest - jeszcze raz powiem - tylko i wyłącznie to, że dzisiaj prezydent sam stoi pod bardzo poważnym oskarżeniem, które według mnie zaprowadzi go pod Trybunał Stanu o złamanie polskiej konstytucji. Nie można wiarygodnie kreować się na człowieka zatroskanego o ustrój państwa, nie można kreować się na człowieka, który chce coś rozstrzygać ważnego w kwestiach konstytucyjnych, fundamentów demokracji, jeśli jednocześnie nie wypełniło się swoich podstawowych obowiązków, wynikających z konstytucji, na którą się przysięgało w polskim parlamencie, że się ją będzie szanowało i respektowało i stosowało, a pan prezydent ją połamał.
Panie prezydencie, w sobotę na ulicach Warszawy marsz wolności. Pana na tym marszu nie będzie?
Nie zostałem zaproszony przez organizatorów. Zdaje się, że to jest takie przedsięwzięcie bardziej partyjne. Życzę mu jak najlepiej. Mam nadzieję, że będzie okazją do zademonstrowania jedności przez środowiska opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej.
Jeśli jest to wydarzenie o charakterze partyjnym, jak pan mówi, to zaskakuje pana to, że na to wydarzenie zaprasza między innymi prof. Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego?
Nie, nie. Nie wiedziałem o tym, ale rozumiem, że jest postacią ważną dla wszystkich środowisk, które zamierzają razem demonstrować.
Pytanie, czy nie wpisuje się w partyjną politykę w takim razie?
Dzisiaj może się wpisywać w każdą, bo dzisiaj nie jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Może stać i powinien stać na czele frontu tych autorytetów i tych środowisk politycznych, które odbudowę niezależności Trybunału Konstytucyjnego wpiszą na swoje sztandary polityczne i na sztandary wyborcze. Tego mu życzę.
Trzymamy dziś kciuki za maturzystów. Pamięta pan coś szczególnego ze swojej matury?
Tak, pamiętam wiele. To był czas, kiedy się zdawało obligatoryjnie także i matematykę. Ja zdawałem też z języka polskiego. Pamiętam wystąpienie mojej nauczycielki, która konsekwentnie przez całą szkołę stawiała mi trójkę albo trzy z minusem, głównie za poglądy. I pamiętam moją wielką satysfakcję, kiedy w trakcie egzaminu ustanego z języka polskiego pani nauczycielka musiała się wytłumaczyć przed innymi polonistkami, dlaczego tak świetnie wypada ten uczeń, który przez całą szkołę miał trójkę. No i padło takie stwierdzenie: "No ale on jest taką trąbą narodowo-katolicką". Więc ja to miano dumnie nosiłem, z podniesionym czołem. Nigdy się "trąbą" nie czułem, a tym bardziej "katolicko-narodowo". Ale wspominam to jako czasy, kiedy szkoła była także częścią frontu ideologicznego i z niepokojem odnotowuję to, że i dzisiaj takie tendencje są już nie na lewicy, ale na prawicy polskiej.