Gdańskie struktury Prawa i Sprawiedliwości popadły w ostry konflikt. W połowie marca informowaliśmy w Interii o "zimnej wojnie". Teraz jednak Kacper Płażyński postanowił otwarcie uderzyć w niedawnego kandydata partii na prezydenta Gdańska. Najpopularniejszy poseł na Pomorzu stworzył ośmiostronicowy raport, który został wysłany wprost na Nowogrodzką. Dotarliśmy do jego treści i ujawniamy fragmenty. Jak czytamy we wstępie, Tomasz Rakowski miał być "kompletnie nieprzygotowany do kampanii wyborczej", a w jej trakcie miał wykazywać się "skandalicznym brakiem aktywności, pomysłowości czy zdolności organizacyjnych". "Wynikającymi z nieudolności i lenistwa niepowodzeniami, a w efekcie najgorszym od 2002 roku wynikiem PiS w mieście (20,33 proc. w 2024 roku; w 2002 roku istniał KWW Sympatyków Lecha Kaczyńskiego Prawo i Samorządność, którego kandydat na prezydenta otrzymał 7,01 proc. - red.), obarcza innych: Przede wszystkim władze partii i mnie (Płażyńskiego - red.)" - ocenił poseł. Wybory samorządowe 2024 - Gdańsk. Kacper Płażyński napisał krytyczny raport Jednym z kluczowych zarzutów są "oszczerstwa, nielegalne działania i nawoływanie do bojkotu listy PiS". Jako dowód Płażyński podaje film, który został nagrany w piątek "tuż przed ciszą wyborczą". Urywek materiału opublikował po tygodniu jeden z lokalnych serwisów - widać na nim Rakowskiego z pędzlem w ręku. Poseł twierdzi, że kandydat miał przyklejać na słupie ogłoszeniowym swoją podobiznę, zakrywając przy tym banery innych kandydatów z listy PiS. "Poproszony o zdjęcie plakatu i uczciwą (...) rywalizację, zignorował prośbę. To uwłaczające wszelkim zasadom, a także będące wykroczeniem działanie" - napisał parlamentarzysta. W raporcie Płażyński potwierdza także nieoficjalne doniesienia Interii. Zdaniem posła Rakowski miał dążyć do usunięcia z list jego bliskich współpracowników - Andrzeja Skiby, Przemysława Majewskiego oraz Barbary Imianowskiej. Tymczasem kandydatury wszystkich siedmiu osób wspieranych przez Płażyńskiego - jak wskazuje poseł, powołując się na dane PKW - zdobyły niemal 40 proc. (dokładnie 36,7 proc. - red.) ogółu głosów oddanych na partię w skali miasta. "Potwierdzeniem wyżej wymienionych informacji jest pierwotny kształt list do Rady Miasta omawiany podczas posiedzenia Zarządu Wojewódzkiego. Nie było na nich Skiby i Majewskiego, Barbara Imianowska była na trzecim miejscu w swoim okręgu. Dopiero po moich interwencjach i dobrych decyzjach kierownictwa partii udało się nie pozbyć z list niechcianych przez Rakowskiego ludzi, którzy przynieśli naszemu ugrupowaniu najwięcej głosów" - pisze Płażyński. Gdańsk. PiS popadł w otwarty konflikt. "Kampania Rakowskiego była nieskuteczna" Poseł twierdzi też, że na 44 dni kampanii (z wyłączeniem świąt Wielkiej Nocy - red.) Rakowski miał odbyć 14 spotkań z mieszkańcami. "W liczbie tej mieszczą się akcje ulotkowe z udziałem kandydata czy spotkania organizowane przez inne podmioty, w których kandydat uczestniczył jako gość" - czytamy. Ponadto - jak pisze Płażyński - oponent Aleksandry Dulkiewicz miał nie zjawić się na zwołanym przez sztab spacerze po Dolnym Mieście, by później wziąć udział wyłącznie w kończącej event kawie z mieszkańcami. "Na co najmniej jedno spotkanie stacjonarne (na Przymorzu) kandydat w ogóle nie dojechał - niepoinformowani wcześniej przez nikogo, bezskutecznie oczekujący na kandydata wyborcy rozeszli się do domów" - stwierdził poseł. Z przedstawionego w raporcie kalendarium z Facebooka Rakowskiego wynika, że pretendent PiS do objęcia najważniejszego fotela w Gdańsku pozostawał bierny łącznie przez 18 dni walki o prezydenturę. Płażyński przekonuje również, że kampania Rakowskiego była "nieskuteczna", a krótki czas jej trwania nie ma związku z ostatecznym wynikiem PiS w Gdańsku. Jako dowód poseł podaje przykłady z innych miast - Poznania, Kielc i Radomia - gdzie mimo późniejszego startu kampanii niż w przypadku Rakowskiego (18 lutego) i równie niekorzystnego terenu, kandydaci wciąż walczą o zwycięstwo w drugiej turze. "Zarzutem kolejnym (...) jest brak pomocy z mojej (Płażyńskiego - red.) strony. Tomasz Rakowski nigdy mnie o taką pomoc nie prosił, nie chciał jej. W trakcie kampanii ani razu nie kontaktował się ze mną. Nie byłem zapraszany na eventy kandydata na prezydenta, współpracujący ze mną kandydaci nie zawsze byli nawet informowani o wydarzeniach kampanijnych Rakowskiego (który potem zarzucał im brak udziału w wydarzeniach)" - czytamy w treści raportu. Zarząd Wojewódzki PiS za Rakowskim. "Działanie Kacpra Płażyńskiego było błędem" Przewodniczący pomorskiego Zarządu Wojewódzkiego - do którego również należy Płażyński - twierdzi natomiast, że "nie zna żadnego raportu". - Jako szef struktur jestem bardzo wdzięczny Tomaszowi Rakowskiemu, że podjął walkę w trudnym czasie dla PiS - mówi nam Piotr Müller. Pytany o spory w gdańskich strukturach, stwierdził: - Są sytuacje konkurencji wewnątrz partii politycznej, które są naturalne w każdym środowisku. - Gdyby była większa liczba mocniejszych kandydatów z innych komitetów, to mielibyśmy szansę powalczyć o drugą turę. Spójrzmy na inne duże miasta, gdzie są dogrywki: Poznań, Rzeszów. Tam nasi kandydaci weszli do drugich tur przy podobnym poparciu (do Rakowskiego - red.) - odparł i podkreślił, że gdyby Płażyński chciał startować w tych wyborach, uzyskałby rekomendację. Jak twierdzi Müller, tym razem młody polityk prawicy nie chciał jednak stanąć do rywalizacji. Z kolei Jarosław Sellin przyznał, że "słyszał coś o raporcie", lecz odmówił zabrania głosu w sprawie. - Ja w bijatyki wewnętrzne nie wchodzę i nie będę tego komentował - skwitował były wiceminister kultury. - Wiem, że jest taki raport, ale nie znam jego treści, a bardzo chciałbym się z nią zapoznać - powiedział natomiast Kazimierz Smoliński. Obaj parlamentarzyści chwalą Rakowskiego i nazywają go "perspektywicznym politykiem z potencjałem". - Pan poseł (Płażyński - red.) - delikatnie mówiąc - nie wspierał naszego kandydata, trudno więc żeby mógł go obiektywnie oceniać. Działanie Kacpra Płażyńskiego było błędem. Ten raport i samo funkcjonowanie "drużyny Płażyńskiego" będziemy omawiać na zarządzie po drugiej turze - słyszymy od Smolińskiego. Tomasz Rakowski zaskoczony raportem. "Ludzie w PiS łapą się za głowy" O komentarz poprosiliśmy również samego Tomasza Rakowskiego. W rozmowie z Interią swój wynik uznał za sukces, ponieważ jest on nieco lepszy od tego osiągniętego przez PiS w październiku 2023 roku w Gdańsku (20,01 proc. - red.). O istnieniu krytycznego dokumentu dowiedział się natomiast w środę. - Przyznaję, że jestem zaskoczony, iż Kacper Płażyński porywa się na taką krytykę - oznajmił. - To głęboko rozczarowujące, tak samo jak to, że "dyskusja" odbywa się na forum publicznym, a nie na forum partii. Żałuję, że wygrał egoizm Płażyńskiego, bo polityka to gra zespołowa szczególnie potrzebna w tak trudnym dla PiS mieście, jak Gdańsk i w trudnym czasie, w jakim jest teraz PiS - słyszymy. Pytany o nagranie przytaczane przez posła, Rakowski odpowiedział, że materiał nakręcił członek "drużyny Płażyńskiego", ale nie zdradził nazwiska. - Czekamy z utęsknieniem na publikację filmu z dźwiękiem, by zobaczyć to "zaklejanie kolegów", czego oczywiście tam nie ma. Na pewno nie zasłanialiśmy celowo plakatów PiS, to jest absurd - oznajmił. - Jeśli próbuje się zrobić zarzut z tego, że kandydat do ostatnich chwil, w strugach deszczu pracuje w kampanii - to już pokazuje to intencje autora - ocenił i dodał, że słysząc tę narrację młodego parlamentarzysty "ludzie w PiS łapią się za głowy". Kandydat PiS na prezydenta Gdańska: Nie miałem wpływu na listy. To ordynarne kłamstwo Odnosząc się do kwestii blokowania startu ludzi Płażyńskiego, Rakowski stwierdził, że jako kandydat na prezydenta "nie miał żadnego wpływu na listy". - Niestety, bo uważam, że powinno być inaczej - uznał i podkreślił, że tylko raz uczestniczył w spotkaniu Zarządu Wojewódzkiego w tej sprawie, ale nie mógł decydować. - Na ostateczny kształt list największy wpływ miał Kacper Płażyński - świadczy o tym pozycja członków "drużyny Płażyńskiego" na listach, także do sejmiku województwa, gdzie na pierwszym miejscu (w okręgu gdańskim - red.) Kacper umieścił swoją żonę. To oni na tym skorzystali - ocenił. Jednocześnie dodał, że "plątanie" go do kwestii list jest "ordynarnym kłamstwem", a w chwili, gdy ekipa Płażyńskiego "została wyforsowana na 'jedynki'", wiele osób "zrezygnowało honorowo" z kandydowania. Wtedy za to Rakowski miał "ratować listy, by ludzie nie odchodzili", dlatego - jak zaznacza - realnie mógł wystartować z kampanią 4 marca po ostatecznej rejestracji kandydatów do Rady Miasta. Z kolei zarzut o nieprzygotowanie do kampanii i brak pomysłowości kandydat skwitował, wymieniając liczne akcje sztabu - takie jak inicjatywa z rydwanem czy konfrontacja Aleksandry Dulkiewicz ze spotkaniami w szkole. Te i podobne miały odbywać się z jego udziałem "każdego dnia". - I ja mam się tłumaczyć z tego, czy coś było na Facebooku, czy nie? Nie rozliczają mnie tam z Twittera albo TikToka? Bądźmy poważni - mówi nam Rakowski. O wszelkich wydarzeniach - jak mówi - mieli być informowani wszyscy kandydaci, ale "drużyna Płażyńskiego" sama miała nie decydować się na zaangażowanie w inicjatywy, stawiając na własną kampanię. Rakowski zaprzeczył także, jakoby miało dojść do wspomnianego spaceru na Dolnym Mieście. - Autor raportu albo wymyśla albo opiera się na fałszywych informacjach - skomentował. Potwierdził natomiast odwołanie wizyty na Przymorzu. - Nie przyjechałem, bo spotkanie zostało odwołane z wyprzedzeniem z istotnych powodów i finalnie odbyło się w kolejnym tygodniu. Faktycznie przyszło kilka osób, do których informacja o odwołaniu nie dotarła. Takie sytuacje się zdarzają. Jak można zmieniać to w zarzut? - skomentował. Wybory do Parlamentu Europejskiego. Tomasz Rakowski stawia tezę Ponadto - jak twierdzi Rakowski - Płażyński cały czas był do niego "wrogo nastawiony", stąd nie prosił posła o pomoc w kampanii. - Moja kandydatura została wyłoniona przez Zarząd Wojewódzki 5 stycznia. Zostałem oficjalnie zaprezentowany dopiero 18 lutego. Do tego czasu Kacper Płażyński aktywnie zwalczał decyzję Zarządu w Warszawie, proponując różnych alternatywnych kandydatów, tym samym marnując czas i doprowadzając do późnego startu. O tym pewnie nie wspomina w swoim raporcie - powiedział i zdementował, jakoby miał "obarczać innych", a zwłaszcza partię za wynik. Konfrontowany z zarzutem o niedoprowadzenie do drugiej tury powtórzył argument Piotra Müllera. - W Gdańsku były kandydatury, które teoretycznie mogły odbierać głosy Dulkiewicz, ale ostatecznie tak się nie stało. Czy to moja wina? - usłyszeliśmy. Podkreślił zarazem, że start Płażyńskiego w 2018 roku został ogłoszony na pół roku przed wyborami, a jego kandydatura z nieco ponad miesięcznym wyprzedzeniem. Zdaniem Rakowskiego raport powstał, by "odwrócić uwagę" od "drużyny Płażyńskiego", która jest "źle postrzegana w partii" i wprowadza dysonans w odbiorze sympatyków. - Kacprowi zależy na starcie do Parlamentu Europejskiego - stworzył "drużynę" po to, żeby używać w mieście nazwiska "Płażyński", choć nie startował. To było działanie marketingowe kosztem PiS - powiedział nam były już kandydat na prezydenta Gdańska. Próbowaliśmy skontaktować się z Kacprem Płażyńskim w sprawie sporządzonego przez niego raportu. Poseł jednak nie odebrał od nas telefonu. Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na sebastian.przybyl@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!