Sporo na temat tego jak ważnych spraw to dotyczy, i jak istotnych kwot, mówiła wczorajsza debata w Polsat News dotycząca między innymi pieniędzy z KPO. Ale na początek o pieniądzach krajowych. Na rzecz Prawa i Sprawiedliwości pracują faktycznie spółki, w których państwo ma udziały, telewizja państwowa jest jednostronna w przekazie, wykorzystuje się aparat państwa. Tak niewątpliwie jest. I nie zauważyłem, żeby tak nie było wcześniej. CZYTAJ WIĘCEJ: Dziwolągi kontra Banda Rudego. Starcie wygrał Morawiecki Mam ten feler, że zapamiętuje zupełnie nieistotne szczegóły. I wśród nich zapamiętałem napisy "TVP kłamie" wywieszane przez młodych ludzi na wiadukcie na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie w czasach prezesury Roberta Kwiatkowskiego z lewicy. Pamiętam też dzwoniącą do mnie za czasów rządów PO wydawczynię z TVP Info i mówiącą "przyjdź, bo jesteś jedną z ostatnich osób z tamtej strony, na które nie ma zapisu" (zresztą krótko później był). Pamiętam także telewizyjne kabarety zaśmiewające się z katastrofy smoleńskiej, a na koniec granie hymnu i dewastowanie pomieszczeń redakcji. Pamiętam stacje Orlenu, na których eksponowano inne, tylko słuszne wówczas, tytuły prasowe. A także prezydenta i rząd organizujących w okolicach wyborów referendum, by nagle dowieść, jak sprzyjają demokracji bezpośredniej. Czy to usprawiedliwia podobne działania dziś? Nie. Czy dziś podobne zjawiska są czymś nowym? Również nie, choć trzeba przyznać, że rządząca prawica w swoje propagandzie potrafi być dużo bardziej toporna od poprzedników. Tyle, że jakiegoś wielkiego skoku tu nie ma. PiS do kampanii nie zaprzągł mechanizmów, których by nie wykorzystywano wcześniej. Za to po drugiej stronie, faktycznie kilku graczy nowych się pojawiło. Przede wszystkim jeden, jakim są Niemcy i Unia Europejska. Niemcy przez bibułkę Nie oznacza to, że stało się to po raz pierwszy. Historia stosowania niemieckiej soft power we wpływaniu na polską politykę po 1990 roku to rzecz tak naprawdę zupełnie nieopisana. Być może najbardziej mglisty, a bardzo ważny fragment naszych najnowszych dziejów. W gruncie rzeczy opowieść o naszych relacjach to bezmyślne czapkowanie "pojednaniu" i "europejskim aspiracjom" naszego kraju, cokolwiek by nim nie było albo, równie mało refleksyjne, potępianie w czambuł wszystkiego co niemieckie ze względu na wojnę i inne zaszłości. CZYTAJ WIĘCEJ: Kres raju internetowych patocelebrytów? Trochę światła rzuca kilka fragmentów książki "Wyparte, odroczone, odrzucone" Karla Heinza Rotha i Hartmuta Rübnera, poświęconej reparacjom. Niemieccy autorzy pokazują jak bardzo strumień pieniędzy przeznaczany po 1990 roku na tworzenie rozmaitych fundacji, wspieranie mediów i projektów społecznych u nas miał tak naprawdę uformowanie takiego społeczeństwa i rzeczywistości politycznej, które będą działały na rzecz interesów Niemiec. Oczywiście niezwykle ważną rolę w tym wszystkim miała odgrywać polityka historyczna - opowieść o wspólnej winie, czarnych plamach po obu stronach, relatywizacja rozkładu zbrodni. To było działanie w białych rękawiczkach. Teraz mamy do czynienia z działaniem bardzo konkretnym. Z polityczną pałą w ręce, która ma przywrócić w Polsce praworządność, demokrację i inne sprawy, czyli realnie przekształcić układ władzy w korzystniejszy dla Berlina, a co za tym idzie Brukseli. Tą pałą są pieniądze. TSUE, KPO, WOŚP Trudno inaczej wytłumaczyć jednoznacznie niekorzystne dla Polski kolejne orzeczenia w TSUE, włącznie z batalią z naszym wydobyciem węgla brunatnego. Szczególnie w sytuacji, kiedy Polska buduje kilka elektrowni jądrowych, by wreszcie tego surowca się kiedyś pozbyć, a Niemcy muszą tworzyć nowe odkrywki, bo pozamykali elektrownie własne. Dlaczego TSUE ich nie karze za to? Dlaczego instytucje unijne nie wchodzą z taką mocą w kontrowersje wokołokonstytucyjne w Niemczech, w tym upolityczniony (i tajny) sposób wyboru składu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego? Dlaczego nie przejawiają takiej troski rosnącą siłą radykalnej prawicy i regularnym odradzaniem się silnych grup neonazistowskich? Zarazem od 2015 roku mamy aferę wokoło każdej sprawy, która dzieje się w Polsce, nie tylko w sprawie nieszczęsnych instytucji sądownictwa. O ile za kanclerz Merkel, polityk niewątpliwie wybitnie zdolnej, rozgrywano to właśnie poprzez instytucje unijne i demagogiczny nalot niemieckiej prasy, to za obecnego kanclerza mamy do czynienia z otwartymi deklaracjami niemieckich polityków o zainteresowaniu ich kraju zmianą polityczną nad Wisłą. CZYTAJ WIĘCEJ: Bajki o przemocy w Polsce. Chcecie wywołać wilka z lasu? Głównym orężem jest tu wspomniany Krajowy Plan Odbudowy, pocovidowy fundusz, którego nie jesteśmy w stanie odzyskać pomimo kilku porozumień i ustępstw, i w którym mamy swój ogromny udział. Polska dziś zaczęła wypłacać rodzaj zaliczek na poczet KPO, pochodzą one ze zwrotów z tarczy wspierającej firmy dotknięte lockdownem, ale właściwe pieniądze są wciąż zablokowane przez Brukselę. Opozycja dość jasno sugeruje, że dopóki będzie rządził PiS pieniędzy nie dostaniemy, a Donald Tusk wprost już mówi, że jest w stanie odblokować je "w dzień po zwycięstwie", a więc z pominięciem skomplikowanych procedur, których od nas oficjalnie się wymaga. Kolejną sprawą jest potężne wsparcie jakie od przemysłu niemieckiego i tamtejszych instytucji finansowych otrzymuje dawny układ władzy w Polsce i jego akolici. Ciekawym przykładem jest choćby WOŚP Jerzego Owsiaka, który oficjalnie pozyskuje pieniądze na charytatywną akcję pomocy chorym dzieciom między innymi od niemieckich koncernów obecnych na polskim rynku. Potem przy okazji organizowanych przez siebie imprez czy gigantycznych i drogich akcji bilboardowych de facto bierze udział w kampanii wspierając opozycję. To tylko jeden z wielu przykładów ścieżek, którymi niemiecki kapitał publiczny lub korporacyjny zmierza ku ostatecznemu zwycięstwu opcji Donalda Tuska. Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Na Zachodzie bez zmian Skala niemieckiego wsparcia i ingerowania - poprzez instytucje unijne i strumienie pieniędzy - w nasze wybory jest faktycznie najmocniejszym nowym elementem, który pojawia się w bieżącej kampanii. Na drugą nóżkę warto dodać, że nie jest też świadectwem wybitnych osiągnięć dyplomacji PiS w kierunku zachodnim, w którym partii tej nie udało się nawet zapewnić względnych pozorów neutralności, tak jak jest to w przypadku Stanów Zjednoczonych. Ale też inną sprawą jest, że chyba Wielkiemu Bratu dość obojętne jest to, kto będzie rządził nad Wisłą. Zdecydowanie tego nie można powiedzieć o politykach z Berlina - czasem pozornie troszczącym się o standardy u swojego nadwiślańskiego niedawnego junior partnera, ale też dziś już coraz bardziej otwartym tekstem znowu mówiących o niemieckim interesie narodowym i pozycji ich kraju w Europie. Wiktor Świetlik *** Polacy pobiją rekord? Cztery lata temu wynik mocno zaskoczył Głos nieważny - jaki to? Podpowiadamy, jak uniknąć powszechnego błędu Partie walczą o wielkie pieniądze. Subwencja nie dla każdego ***