Najpierw decyzję o starcie w wyborach do Senatu ogłosił Roman Giertych. Były wicepremier i minister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego ma wystartować z okręgu nr 90, który obejmuje powiat poznański. Zgodnie z ustaleniami zawartymi w ramach paktu senackiego, to teren Jadwigi Rotnickiej. Chociaż były lider Ligi Polskich Rodzin formalnie nie jest kandydatem żadnej partii wchodzącej w skład paktu senackiego, opozycja - jak wskazywał Szymon Hołownia - nie zamierza rzucać mu kłód pod nogi. Zupełnie inaczej ma się sytuacja z Ryszardem Petru. Chociaż ogłosił start na terenie Warszawy, opozycja nie chce o tym nawet słyszeć. Były lider Nowoczesnej czyha na mandat, który w teorii przypada Barbarze Borys-Damięckiej z PO. - Zapowiedź Ryszarda Petru o starcie do Senatu z własnego komitetu traktuję jako podważenie paktu senackiego - mówi nam Adam Szłapka, szef Nowoczesnej. - Dlatego podjąłem decyzję o skierowaniu tej sprawy do sądu koleżeńskiego i zawieszeniu Ryszarda Petru na czas postępowania - podkreśla. Kandydatury obydwu panów pokrzyżowały plany kierownictwa PO. To żadna tajemnica, że Donald Tusk nie chce żadnych wyborów uzupełniających w Senacie, bo mowa o swego rodzaju loterii. Wszak zawsze mógłby wygrać kandydat PiS. Dlatego politycy, którzy chcieliby wylądować w izbie wyższej, mogą zapomnieć m.in. o wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jak Senat to Senat. Co innego w przypadku Sejmu. Tu, jeżeli ktokolwiek rezygnuje, jego miejsce zajmuje kolejny kandydat na liście, więc problemu nie ma. - W czasach Joe Bidena nikt nikomu nie powie: nie będziesz kandydował, bo jesteś za stary czy za stara - tłumaczy nam jeden z naszych informatorów należących do władz PO. - Nie mówię, że nie ma problemu. Sytuację trzeba rozwiązać. W klubie PO wszyscy są z Jadzią Rotnicką, choć mają świadomość tego, o czym rozmawiamy. Barbara to samo. Paradoksalnie, zgłoszenia (Giertycha i Petru - red.) skomplikowały sytuację - dodaje. Warto podkreślić, że Borys-Damięcka opuściła w tej kadencji sporo głosowań. "Życie jest brutalne" Wiadomo, że kiedy wykuwała się idea kolejnego paktu senackiego, politycy obecnej kadencji usłyszeli obietnicę Donalda Tuska: każdy, kto wytrwał, może liczyć na miejsce podczas nadchodzących wyborów. Czy cokolwiek się zmieniło? - Nic nie jest przesądzone. Obie panie senator są darzone ogromnym szacunkiem i nikt nie chce im zrobić krzywdy. Jest jednak dylemat związany z ich aktywnością, wiekiem czy stanem zdrowia. Decyzja nie będzie zapadała na poziomie zespołu ds. paktu senackiego. Tu w grę wchodzą rozmowy na poziomie władz partyjnych Platformy - mówi Interii jeden z senatorów zorientowanych w sprawie. - Trudno powiedzieć, jak to się rozstrzygnie. Życie jest brutalne, szczególnie to polityczne. Na pewno istnieje możliwość, żeby kandydowały. Nikt ich nie wypchnie z paktu. Najlepiej, żeby podjęto tu wspólną decyzję - uważa. Giertych i Petru bez znaczenia Politycy Platformy, z którymi rozmawiamy, podkreślają, że nie chcą narażać się na zarzuty związane z ageizmem (dyskryminacja ze względu na wiek - red.). Kandydatury Ryszarda Petru i Romana Giertycha utrudniły jednak ich polityczną układankę. Chociaż obaj panowie są "wybieralni", mają ze sobą bagaż rządów PiS czy skandali obyczajowych. - Do tej pory Barbara Borys-Damięcka nie chciała kandydować, a Jadwiga Rotnicka nie powiedziała ostatniego słowa. Kiedy dowiedziała się o Giertychu, nabrała chęci. Wszystko stało się trudniejsze - nie ukrywa działacz PO należący do ścisłych władz partii. I faktycznie tak jest. Wystarczy prześledzić wypowiedzi obydwu pań. - Nie będę się chwaliła wynikiem, ale moja ocena jest znana. Jestem stąd. Mam jasny stosunek do wielu spraw, szanuję ludzi, cenię sobie ich uwagi, nie obrażam się. A Roman Giertych? Każdy ma prawo do marzeń - kilka dni temu powiedziała nam Rotnicka. - Na pewno będę się ubiegać o mandat senatorski. Konkurencję miałam zawsze, trzy lub cztery osoby. Jestem do tego przyzwyczajona, to normalna sprawa - oświadczyła z kolei Barbara Borys-Damięcka. Jakub Szczepański