- Sens tego jest taki: jesteśmy gotowi do rządzenia i w konsultacjach będziemy mówić jednym głosem. Nie ma tu przestrzeni gry ani dla PiS-u, ani dla prezydenta - mówi w rozmowie z Interią o publicznym ogłoszeniu kandydatury Donalda Tuska na premiera Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej. Magdalena Biejat, współprzewodnicząca Partii Razem i jedna z liderek Lewicy, dodaje, że to symbol jedności przyszłej koalicji rządzącej i znak, że rzucanie jej pod nogi kłód ze strony odchodzącego obozu władzy jest skazane na porażkę. - Prezydent Duda powinien przestać grać w gry strategiczne i zachować się zgodnie z wolą większości Polaków - mówi posłanka. - Porozumieliśmy się tak, jak deklarowaliśmy przed wyborami. Dotrzymaliśmy słowa, że razem będziemy zmieniać Polskę - podkreśla Urszula Pasławska, posłanka i wiceprezeska PSL. Z kolei Paweł Zalewski, poseł i wiceszef Polski 2050, dodaje, że w takiej sytuacji jedynym racjonalnym zachowaniem głowy państwa byłoby powierzenie misji tworzenia rządu Tuskowi. - Wszystko, co zrobi w innej logice będzie działaniem w istocie antypaństwowym i antydemokratycznym - nie ma wątpliwości polityk. Wszystkie cele koalicji W szeregach (jeszcze) opozycji nastroje są bojowe. Dodatkowo podbić morale koalicjantów ma właśnie oficjalne i publiczne zakomunikowanie, że kandydatem koalicji na premiera jest Donald Tusk. Zgodziły się co do tego wszystkie formacje tworzące przyszły rząd, chociaż w ostatnich dniach spekulowano m.in., czy blokować kandydatury szefa Platformy nie spróbuje wchodząca w skład Lewicy Partia Razem. Nasi rozmówcy nie ukrywają, że jednym z głównych celów wspólnego wystąpienia liderów czterech koalicyjnych formacji było ostateczne przecięcie spekulacji dotyczących przyszłego rządu i wytrącenie z rąk Zjednoczonej Prawicy możliwości zasiewania wątpliwości w głowach Polaków. Drugim celem jest natomiast wywarcie presji na prezydenta. Dotychczasowe oficjalne wypowiedzi głowy państwa i jego współpracowników sugerują, że prezydent powierzy misję tworzenia rządu Prawu i Sprawiedliwości. Rzecz w tym, że chociaż formacja Jarosława Kaczyńskiego wygrała niedawne wybory parlamentarne, to nie ma zdolności koalicyjnej pozwalającej na zbudowanie większości w Sejmie. - Chcemy pokazać publicznie prezydentowi silne poparcie dla nowego rządu i dać mu do zrozumienia, że powinien bez zwłoki desygnować Tuska na premiera i również bez zwłoki zwołać posiedzenie Sejmu - tłumaczy w rozmowie z Interią poseł Paweł Zalewski. W podobnym tonie wypowiadają się inni nasi rozmówcy, aczkolwiek nie jest tak, że wszystkie kwestie zostały już ustalone i punktów spornych między koalicjantami brak. - Negocjacje dotyczące programu i kształtu rządu trwają. Trudno, żeby po tygodniu od ogłoszenia wyniku wyborów przez PKW były zakończone - mówi Magdalena Biejat. Dopytywana o potencjalne kości niezgody, nie robi z nich tajemnicy: liberalizacja aborcji, prawa pracownicze, rozdział Kościoła od państwa. Negocjacje w każdym z tych obszarów trwają. Posłanka Lewicy zaznacza jednak: - Prezydent nie powinien wykorzystywać faktu, że nie jesteśmy jedną partią jako wymówki, żeby nic nie robić. Przecież wiemy, jak wyglądała Zjednoczona Prawica w ostatniej kadencji - to było dryfowanie od konfliktu do konfliktu i jakoś prezydentowi ten fakt nie przeszkadzał. Nasi rozmówcy podkreślają jednak, że priorytetem jest znalezienie płaszczyzny porozumienia z prezydentem, która umożliwiłaby jak najmniej konfliktową współpracę przynajmniej do czasu wyborów prezydenckich zaplanowanych na lato 2025 roku. - W przeciwnym razie będziemy zmuszeni zachowywać się adekwatnie do działań i decyzji prezydenta. Wolelibyśmy jednak szukać porozumienia - zaznacza Urszula Pasławska, wiceprezeska PSL. Mastalerek, czyli gejmczendżer Nie bez znaczenia dla kształtu relacji przyszłego rządu z Pałacem Prezydenckim są poważne zmiany kadrowe w najbliższym otoczeniu prezydenta. Szefem jego gabinetu został właśnie Marcin Mastalerek, były doradca społeczny głowy państwa, były poseł i rzecznik prasowy PiS-u. Nominacja jest o tyle ważna, że to Mastalerek 19 października na antenie Radia ZET ocenił, że PiS koncertowo zawaliło kampanię parlamentarną, a Jarosław Kaczyński w wyniku tej porażki powinien odejść na polityczną emeryturę. Słowa Mastalerka wywołały burzę na Nowogrodzkiej, co nie przeszkodziło mu jednak w zdobyciu prestiżowej posady u boku prezydenta. Słuchając słów Andrzeja Dudy podczas wręczania nominacji Mastalerkowi można było odnieść zgoła odmienne wrażenie. - Jesteś wypróbowanym współpracownikiem i przyjacielem, ale przede wszystkim wypróbowanym wojownikiem dla Rzeczypospolitej - komplementował prezydent. Po chwili dodał: - Mam nadzieję, że stanowi to pewne nowe otwarcie, nowe otwarcie w politycznej przyszłości tego obozu politycznego, który nazywamy często obozem patriotycznym, konserwatywnym, republikańskim. Prezydent rzuca wyzwanie Kaczyńskiemu Rozmówcy Interii nie kryją zaskoczenia faktem, jak ciepło prezydent przywitał Mastalerka w nowej dla niego funkcji. - Nie przypominam sobie kogokolwiek przyjętego w Pałacu Prezydenckim z takim namaszczeniem - ocenia Urszula Pasławska. - To sygnał dla PiS-u, że będzie próba dekompozycji i utworzenia czegoś nowego. To początek budowania swojego obozu politycznego - przewiduje. Jednocześnie wiceprezeska ludowców uważa, że głowa państwa raz jeszcze powierzy misję tworzenia rządu politykowi PiS-u. Jednak nie po to, żeby dawać PiS-owi na cokolwiek szansę albo żeby ratować ich w podbramkowej sytuacji. Chodzi o scenariusz, w którym prezydent Duda "da partii-matce ostatnie namaszczenie i poniekąd zapowie koniec tej formuły funkcjonowania Zjednoczonej Prawicy". Tomasz Siemoniak wskazuje na "perspektywę mastalerkową", która istotnie wpłynie na przyszłą aktywność prezydenta. Nie przesądza jednak, czy głowa państwa zerwie ze starymi podziałami w polskiej polityce, czy jeszcze mocniej się w nie wpisze. Magdalena Biejat mówi z kolei o "bardzo ciekawym ruchu", ale podkreśla, że zmiany personalne to jedno, a podejście prezydenta do nowego rządu - drugie. Zwłaszcza, gdy głowa państwa nie zdradza oznak chęci współpracy z przyszłą koalicją. Wątpliwości co do wagi nominacji dla Mastalerka nie ma natomiast Paweł Zalewski, kiedyś poseł i wiceprezes PiS-u, dzisiaj wiceprzewodniczący Polski 2050. - Prezydent w tym momencie włącza się do walki o rząd dusz na prawicy, a w konsekwencji o przywództwo nad PiS-em i to w sytuacji, gdy funkcje szefa partii pełni jeszcze prezes Kaczyński - mówi w rozmowie z Interią. Rywalizację z wciąż obecnym szefem PiS-u uważa za "obiecującą dla głowy państwa". - To prezydent jest dzisiaj osobą, która będzie mówić o reprezentowaniu elektoratu PiS-u wobec nowego rządu. Będzie też reprezentować interesy aparatu partyjnego PiS-u wobec rządu - przewiduje nasz rozmówca. Jak dodaje, nowe ambicje prezydenta nie zwiastują płynnej i bezproblemowej jego współpracy z nowym rządem. Momentem próby - jak twierdzi Zalewski - będzie to, czy nominację premierowską otrzyma Mateusz Morawiecki, czy Donald Tusk. Zrozumieć Andrzeja Dudę Nasi rozmówcy przewidują, że przyszły rząd czekają trudne relacje z prezydentem. - Szykujemy się na najgorsze, ale będziemy też gotowi na bardziej optymistyczne scenariusze - mówi Interii Magdalena Biejat. Posłanka Lewicy zapewnia, że przyszła koalicja rządząca spróbuje dotrzeć do prezydenta i podjąć z nim współpracę, chociaż na razie nie wydawał się tym zainteresowany. Urszula Pasławska również podkreśla chęć ucywilizowania stosunków przyszłego rządu z Pałacem Prezydenckim, ale wyraźnie zaznacza: - Nie można powiedzieć o resecie relacji z prezydentem, bo państwo polskie w ostatnich ośmiu latach zostało ograbione w wielu obszarach, a jego reputacja zszargana. Każdy, kto podejmował szkodliwe i niegospodarne decyzje, zostanie z nich rozliczony. Według Pawła Zalewskiego kluczowe dla przyszłego rządu jest zrozumienie położenia i politycznych celów Andrzeja Dudy. - Chodzi o przejęcie emocji - jak mawiał śp. Ludwik Dorn - ludu pisowskiego. To jest stawka w tej rozgrywce - nie ma wątpliwości nasz rozmówca. Jego zdaniem, prezydent musi teraz uwiarygodnić się jako lider obozu Zjednoczonej Prawicy, wykorzystując wynikające z wyborczej porażki osłabienie pozycji Jarosława Kaczyńskiego. To natomiast oznacza, że będzie wchodzić z przyszłym rządem w zwarcie w każdej sprawie, w której uzna, że może zrealizować interesy PiS-u albo wyborców prawicy. Celem nie będzie wygranie tych starć, ale wypracowanie sobie pozycji gracza numer jeden po prawej stronie sceny politycznej. - Prezydent patrzy dzisiaj długoterminowo. Walczy, po pierwsze, o wybór swojego następcy albo kandydata na następcę w Pałacu Prezydenckim; po drugie - o możliwość przejęcia władzy w PiS-ie i na polskiej prawicy - konkluduje poseł Zalewski. - Moje doświadczenie mówi, że trzeba przygotować się na wariant najgorszy. Życie nie zaczyna się dzisiaj ani nie zaczęło się 15 października - mówi z kolei Tomasz Siemoniak. Wiceprzewodniczący Platformy podkreśla, że ostatnich ośmiu lat i podjętych wówczas decyzji nie można wymazać z historii. W tym kontekście stawia też pytanie o to, ile pragmatyzmu, a ile chęci politycznej walki wykaże prezydent. - Jeśli zdecyduje się na walkę, to przegrana będzie po jego stronie. Ma znacznie starszy mandat i odpowiedzialność za wiele decyzji z ostatnich ośmiu lat, które 15 października Polacy ocenili krytycznie i odrzucili - zapowiada.