Afera mobbingowa w Senacie. O co chodzi? O niepokojących praktykach w Kancelarii Senatu po raz pierwszy pisaliśmy w styczniu 2022 r. Jak twierdzi pokrzywdzony pracownik - fotograf, Anna Godzwon, była wiceszefowa Centrum Informacyjnego Senatu, miała m.in. publicznie go krytykować i oceniać jego pracę, zarzucać mu niewłaściwy ubiór, monitorować jego aktywność w mediach społecznościowych, okazywać niczym nieuzasadnioną niechęć czy kierować w stosunku do niego nieprecyzyjne polecenia oraz oczekiwania. Sprawa okazała się na tyle poważna, że początkowo zajęła się nią senacka komisja ds. przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji. Chociaż gremium nie było jednomyślne, w lutym 2022 r. przyjęto jasne stanowisko: dochodziło do skandalicznych praktyk, ale nie ma mowy o mobbingu, bo naganne zachowania miały trwać zbyt krótko. Pokrzywdzony pracownik nie chciał jednak, by sprawę zamieciono pod dywan i wystąpił do sądu pracy. Odpowiednie zawiadomienie trafiło też do prokuratury. Śledczy prowadzą dochodzenie o czyn kwalifikowany z art. 218, par. 1 Kodeksu karnego. Chodzi o złośliwe lub uporczywe naruszanie praw pracownika zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat. Jak dotąd, w prokuratorskim śledztwie dwie kolejne osoby, poza fotografem, uzyskały status pokrzywdzonych. To one zeznawały w czwartek w równoległej sprawie dotyczącej naruszenia Kodeksu pracy. Zajmuje się nią Wydział VII Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. Senat, mobbing. "Ona lubi, kiedy jest ważna" Ze względu na toczące się postępowania i status pokrzywdzonych, nie będziemy ujawniać personaliów świadków. Na potrzeby tekstu przyjmijmy, że panie nazywają się Justyna i Alicja. Obydwie pracowały w izbie wyższej parlamentu na przełomie lat 2020-2022. Odeszły z Centrum Informacyjnego Senatu. Formalnie podlegały Jakubowi Stefaniakowi - obecnie rzecznikowi resortu rozwoju, który odpowiadał za Dział Nowych Mediów. Z zeznań kobiet wynika, że kierownictwo Senatu, z marszałkiem Tomaszem Grodzkim na czele, było doskonale zorientowane w sytuacji pracowników, którzy mieli być gnębieni przez Annę Godzwon. Co więcej, ze względu na bliską relację szefowej Działu Prasowego CIS z Małgorzatą Daszczyk, która kierowała gabinetem polityka PO, "niewiele dało się zrobić". - Panie Godzwon i Daszczyk się lubiły. Bardzo często można było zobaczyć je razem, często uzgadniały różne tematy wspólnie. Wydaje mi się, że relacja między Anną Godzwon a marszałkiem też była dobra - zeznała Justyna. - Wicedyrektor często bywała w jego gabinecie, uczestniczyła w jego konferencjach, delegacjach. Mówiła, że marszałek sobie czegoś życzy, ale trudno zweryfikować, czy tak było naprawdę - przekazała. Co więcej, w sprawie zachowań mobbingowych pracownicy CIS zwracali się nie tylko do swoich bezpośrednich przełożonych, ale też do Szefa Kancelarii Senatu, Adama Niemczewskiego. Warto dodać, że nawet po ustąpieniu ze stanowiska marszałka Tomasza Grodzkiego jego następczyni, Małgorzata Kidawa-Błońska, nie zdecydowała się na rozstanie z urzędnikiem w randze ministra. - Adam Niemczewski wiedział o sytuacji, która miała miejsce w Kancelarii (Senatu - red.). Między innymi o sytuacji fotografa, ale nie tylko. Chodziło o okoliczności związane z Godzwon, o tym jak praca była utrudniona - powiedziała sądowi Alicja. - Dwukrotnie byłam na rozmowie u ministra, żeby powiedzieć mu, że nie chciałabym jeździć na wyjazdy z panią dyrektor. Jak przyznał, zna sytuację. Mówił, że musimy sobie zdawać sprawę: niewiele da się zrobić. "Wie pani, jaka jest dyrektor Godzwon i jaki ma charakter". Mieliśmy do tego podejść tak, że się dostosujemy - wspominała. Była pracownica CIS zastanawiała się też przed sądem, z czego mogło wynikać zachowanie szefa Kancelarii Senatu: - Bał się w takiej sytuacji sprzeciwić marszałkowi Senatu i w dużej mierze Małgorzacie Daszczyk, dyrektor gabinetu marszałka. Może nie potrafił, nie chciał zareagować, bo wiedział, że zagrożone będzie jego stanowisko? Nie wiem, trudno jest mi powiedzieć - zastanawiała się świadek. Jak usłyszał sędzia Adam Pruszyński, "niewiele dało się zrobić", ze względu na osobistą relację Anny Godzwon z Małgorzatą Daszczyk i samym marszałkiem Senatu. W zeznaniach przed sądem świadkowie podkreślali, że pracownicy woleli też brać udział w zagranicznych delegacjach z Jakubem Stefaniakiem. Z jakiego powodu? - W przypadku Godzwon polecenia były mniej jasne albo nie były wydawane, a potem pojawiały się oczekiwania odnośnie do wykonania jakiejś pracy - zeznała Alicja. Leki uspokajające i trzęsące się dłonie Fotograf, który jako pierwszy postanowił sprzeciwić się senackiemu mobbingowi, po jednym z zagranicznych wyjazdów trafił do szpitala. Na miejsce zawiozła go koleżanka. Jak później relacjonowała świadek, lekarze mówili nawet o "stanie przedzawałowym". - Za każdym razem ręce mu się trzęsły, był spanikowany. To nie zależało od tego, czy był na wyjeździe, czy nie. Praca w tym miejscu (w Kancelarii Senatu - red.) tyle go kosztowała, że tak wyglądała codzienność. Byłam w stanie go zrozumieć, sama brałam leki uspokajające na wyjazdy z Anną Godzwon - wyznała Alicja. - Początkowo to nie było poważne, później preparaty od lekarza. Zwłaszcza przy tej atmosferze, zamieszania związanego ze sprawą o mobbing - dodała. W opinii świadków wyraźnie dało się zauważyć, że autor zdjęć, którego miała upatrzyć sobie Anna Godzwon, był gorzej traktowany. I to od początku pracy dla Kancelarii Senatu RP. - Nieuczciwie w stosunku do innych fotografów - przekazano na sali sądowej. Miał być "traktowany z góry, zaś Godzwon zakłada, że czegoś nie zrozumie". Co ciekawe, wicedyrektor zaprzyjaźniona z marszałkiem, jak powiedziały byłe pracownice CIS, próbowała wydawać polecenia osobom, które formalnie jej nie podlegały. - Ona lubi, kiedy jest ważna - w tych słowach o byłej wiceszefowej CIS miał się wypowiadać minister Adam Niemczewski podczas rozmów z urzędnikami. Czy faktycznie fotograf źle wykonywał swoją pracę? Zastrzeżenia były uzasadnione? Byłe współpracowniczki twierdzą, że nie. Warto nadmienić: zajmowały się mediami społecznościowymi, więc korzystały z jego pracy. Co więcej, uwag co do pracownika mieli nie wykazywać jego bezpośredni przełożeni - Adam Kądziela, kierownik działu, oraz Jakub Stefaniak, wicedyrektor CIS i jego szef. - Jednym z powodów zwolnienia fotografa miał być fakt, że robił zdjęcia w KPRM. Jednak zgodę wyraził wcześniej minister Adam Niemczewski (z naszych informacji wynika, że chodziło o Macieja Berka, który szefował wówczas CIS - red.). Uważano to więc za pretekst. Pojawiał się też wątek, z którego wynikało, że fotograf jest nielubiany przez Annę Godzwon i Małgorzatę Daszczyk - relacjonowała Alicja. - One miały wymusić to zwolnienie. Bo ciężko było znaleźć inny powód, żeby nie przedłużyć umowy o pracę ze względu na słabą jakość zdjęć czy zaniedbania po jego stronie. W naszym zespole było słychać jedynie o fotografii, która miała powstać w złym momencie podczas delegacji do Berlina - dodała. Kiedy sąd dopytywał, czy powód był informowany o zastrzeżeniach do swojej pracy, czy też padały one publicznie, jedna z pań przywołała sytuację, w której brał udział marszałek Tomasz Grodzki: - Byliśmy na jakimś wyjeździe, to nie było duże wydarzenie. Podczas powrotu dyrektor Anna Godzwon rozmawiała z marszałkiem i dyrektor Małgorzatą Daszczyk, oglądali jego zdjęcia - relacjonowała świadkini. - Wspólnie je komentowali: "zobacz, to się do niczego nie nadaje". Czasem bezpośrednio dostawał krytyczne uwagi na temat swojej pracy, a czasem trafiały wprost do marszałka Senatu, a on o tym nie wiedział - zeznała. "Płakała jeszcze bardziej" W zamyśle części kierownictwa Kancelarii Senatu, mobbowany fotograf miał być zwolniony przed Świętami Bożego Narodzenia 2021 r. Zgodnie z relacjami z sądu, przedłużono mu umowę o kilka tygodni ze względu na wstawiennictwo senatorów, którzy byli mu przychylni. O sprawie miała być także informowana wicemarszałek Gabriela Morawska-Stanecka. Niemniej, wyciek informacji dotyczących całej afery spotkał się z ostrą reakcją chociażby Adama Niemczewskiego. W lutym 2022 r. ujawniliśmy w Interii, że minister mścił się na Joannie Augustynowskiej, byłej posłance PO, która jako członek senackiej komisji antymobbingowej złożyła zdanie odrębne pod wnioskami z prac gremium. W ramach kary, minister "zesłał ją" do budynku przy ul. Smolnej 12, pozbawił podwyżki i obłożył pracą. Jak twierdzą świadkowie, podobnie traktował innych urzędników. - Kiedy Justyna złożyła wypowiedzenie, w TVP emitowano materiał o mobbingu w Kancelarii Senatu. Znalazły się tam m.in. informacje o dyrektor Małgorzacie Daszczyk, Annie Godzwon. Chociaż w mediach nie padła informacja, kto złożył to wypowiedzenie, cała jego treść była dostępna - wspominała Alicja. Jak zeznała, jej koleżanka się popłakała, bo "nie chciała afery wokół siebie". - Wtedy do pokoju wbiegł bardzo zdenerwowany minister Niemczewski. Szef Kancelarii Senatu dopytywał Justynę, jak mogła to (informacje - red.) przekazać do mediów, jak można tak stawiać Kancelarię Senatu - usłyszał sąd. - Zamiast jej wysłuchać, naskoczył na nią. Zaczęła płakać jeszcze bardziej. Wtedy zostałam wezwana, żebym odpowiedziała na pytanie, kto to przesłał (dziennikarzom - red.). Nie wiedziałam i nie wiem do tej pory - wyznała świadek. Wydaje się, że to wcale nie koniec rewelacji. Tylko przed sądem pracy mają jeszcze zeznawać ważni świadkowie. Na sali sądowej zjawi się m.in. Maciej Berek, były szef Centrum Informacyjnego Senatu i minister, który w rządzie Donalda Tuska sprawuje obecnie funkcję przewodniczącego Komitetu Stałego Rady Ministrów. - Biorąc pod uwagę okoliczności tej sprawy, tego jaką funkcję sprawował, jego zeznania będą kluczowe dla tego postępowania - przekazał Interii mec. Michał Rosa występujący w imieniu pokrzywdzonego fotografa. Radczyni prawna Katarzyna Iwicka, reprezentująca Kancelarię Senatu, odmówiła komentarza. Anna Godzwon odeszła z Kancelarii Senatu w połowie listopada. Jakub Szczepański