Łukasz Rogojsz, Interia: Więźniowie lubią ironizować, że siedzą za niewinność, ale współosadzony z celi Piotra Mikołajczyka powiedział Interii: "W więzieniu mówi się, że wszyscy są niewinni, ale Piotr rzeczywiście jest niewinny". Dr hab. Adam Bodnar, prof. SWPS: - Cóż mogę powiedzieć? Trudno mi skomentować słowa tej czy innej osoby. Wierzy pan w jego niewinność? - Wierzę w dowody, bo na tym opiera się prawo. Co mówią panu dowody? - Że w tej sprawie jest wiele sprzeczności. Dlatego w 2018 roku złożyłem jako Rzecznik Praw Obywatelskich kasację do Sądu Najwyższego. Reportaż "Skazany za niewinność" Dawida Serafina o sprawie Piotra Mikołajczyka przeczytasz TUTAJ. SN ją odrzucił. - Niestety. A myślę, że przedstawiliśmy wiele merytorycznych argumentów na poparcie tej skargi. Sąd Najwyższy uznał, że to już druga kasacja w tej sprawie i nasze argumenty powtarzają się z tymi, które padały we wcześniejszych latach. Czytaj też: "Wieś wie, ale wieś milczy". Co naprawdę wydarzyło się w Tłokini Wielkiej? A powtarzały się? - Częściowo na pewno tak, ale wiele z nich było istotnym rozwinięciem argumentacji, która padała w sprawie wcześniej. Jednak Sąd Najwyższy nie podzielił naszego punktu widzenia. Szanuję tę decyzję, chociaż się z nią nie zgadzam. Po tych kilku latach zrobiłby pan coś inaczej? - Nie. Dzisiaj, kiedy znane są jeszcze inne fakty z tej sprawy, jeszcze bardziej niż wówczas uważam, że argumentacja, która przedstawiliśmy, broniła się i należało tę skargę rozpatrzeć pozytywnie. Kiedy złożyliście tamtą skargę, osoby zaangażowane w sprawę Piotra myślały, że pomyślne zakończenie sprawy to formalność. - To nigdy nie jest formalność. Musimy pamiętać, że Sąd Najwyższy nie jest sądem trzeciej instancji, nie przeprowadza całego postępowania od początku, tylko bada rzeczywiste naruszenie przepisów proceduralnych i prawa materialnego. Jeżeli podejmuje decyzję kasacyjną, to muszą występować pewne nadzwyczajne okoliczności - rażące naruszenia procedur, karygodne błędy merytoryczne. W naszym przypadku Sąd Najwyższy nie miał takiego przekonania i uznał argumentację przedstawioną przez sądy niższych instancji. Co pan wtedy pomyślał? - Pomyślałem, że ta sprawa najpewniej skończy się przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka (ETPC). W strasburskim sądzie przykładają ogromną wagę zwłaszcza do przesłuchań na pierwszym etapie postępowania, w tym przesłuchań osób nawet z lekką niepełnosprawnością. Dlatego uznałem, że niezachowanie względów proceduralnych - zwłaszcza brak adwokata i niezanotowanie pytań, które zadawał Piotrowi prokurator - może zadecydować o losie skargi do ETPC. Odrzucając skargę kasacyjną, sędzia Sądu Najwyższego argumentował: "Osoba niewinna nie przyznaje się do zbrodni". Powiedział tak, chociaż przyznanie się do winy było w trakcie całej sprawy wielokrotnie podważane, również przez biegłych sądowych. - W swoim postanowieniu Sąd Najwyższy ujął to nieco inaczej. Argumentował, że nie chodziło o sam fakt przyznania się do winy, ale o konsekwentne przyznawanie się do niej i opisywanie przebiegu wydarzeń w sposób, który jasno wskazywał, że autorem zeznań mógł być tylko faktyczny sprawca morderstwa. Chodziło o poziom detali, ułożenie ciał ofiar, narzędzie zbrodni. To na tej podstawie sądy niższych instancji wyprowadziły wniosek, że szczegółowość zeznań świadczy o tym, że to Piotr dokonał tej zbrodni. Oczywiście to jest wątły materiał dowodowy... Tym bardziej, że jego zeznania zmieniały się w trakcie śledztwa, podobnie zresztą jak zeznania przesłuchujących go policjantów. A żadnych innych dowodów - DNA, odcisków palców, narzędzia zbrodni, zeznań naocznych świadków - nie było i nie ma. - To prawda, niczego innego nie ma. Nawet na etapie skazywania Tomasza Komendy było więcej dowodów przeciwko niemu, przy czym potem okazało się, że te dowody zostały źle zinterpretowane lub też zafałszowane. Oczywiście każda sprawa jest inna, ale jednak uniewinnienie Tomasza Komendy powinno być wielką nauczką dla całego wymiaru sprawiedliwości - powinno skłaniać do szczególnej staranności w tego typu sprawach. Prof. Ewa Gruza, ceniona kryminalistyk z Uniwersytetu Warszawskiego, uzasadnienie SN dotyczące przyznania się Piotr do winy skomentowała bardzo dosadnie: "Zwaliło mnie to z nóg. Te słowa świadczyły o jakiejś niewiedzy, niekompetencji, jakiejś nonszalancji Sądu Najwyższego. Wystarczyło trochę zdrowego rozsądku i logiki". - Szanuję działalność naukową prof. Gruzy. Żałuję, że kiedy złożyliśmy kasację, to SN nie zmierzył się z tą sprawą. Najważniejsze jest, moim zdaniem, to, że nie do końca pod uwagę wzięto to, jakie mogły być okoliczności całej sytuacji. To znaczy? - Chodzi mi o to, że jeśli jest tego typu osoba jak Piotr, która niejako "pasuje" do okoliczności całej historii, to policjanci mają różne mechanizmy przymuszenia takiej osoby do określonych zeznań. Tutaj mamy odnotowane zeznanie Piotra, które jest napisane piękną, płynną polszczyzną, podczas gdy on, mając iloraz inteligencji 62, nie jest w stanie formułować myśli w taki sposób. Wielokrotnie potwierdzili to zresztą biegli sądowi. Mówiąc wprost: ktoś napisał za niego zeznania, na podstawie których dzisiaj odsiaduje wyrok 25 lat więzienia, i kazał mu się pod nimi podpisać. - Taki wniosek być może można z tego wysnuć. Ale pamiętajmy, że to tylko przypuszczenia. Nie wiemy, jak wyglądało przesłuchanie. Ciekawą obserwację poczyniła tutaj wspomniana prof. Gruza. Przeanalizowała 18 podobnych spraw z całej Polski. Spraw z wyrokiem skazującym, który później okazał się niesłuszny. Wyłonił się z tego pewien schemat - mała miejscowość, bulwersująca zbrodnia, ogromna presja społeczna na zatrzymanie sprawcy, a w końcu anonim albo donos, po którym organy ścigania porzucają dotychczasowe ustalenia i skupiają się na wskazanym "winowajcy". Efekt: niesłuszne skazane niewinnego człowieka. - Tu znowu pozwolę sobie wrócić do sprawy Tomasza Komendy. Tam również była gigantyczna presja społeczna na wyrok skazujący. Społeczeństwo chciało zatrzymania i skazania winnego. Ta presja przekładała się na działania organów wymiaru sprawiedliwości, które chciały ująć i skazać kogoś, nawet nie mając 100 proc. pewności, że jest to faktyczny sprawca. Bardzo wiele wskazuje, że z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w sprawie Piotra. Tomasz Komenda po wielu latach jednak doczekał się sprawiedliwości i zadośćuczynienia. Piotr nadal odsiaduje wyrok. Wierzy pan, że i w tej sprawie sprawiedliwość faktycznie zatriumfuje? - Jeżeli mimo upływu lat cały czas pojawiają się wątpliwości w sprawie, to trzeba je dalej badać i wyjaśniać, żeby nie było najmniejszych nawet wątpliwości co do tego, że osoba skazana rzeczywiście odsiaduje wyrok za swoje czyny. Po to także w niektórych państwach powołuje się komisje ds. niewinności, aby ponownie, kompleksowo analizować wątpliwe przypadki wyroków skazujących. Porozmawiajmy też o samym systemie. Sprawa Piotra przeszła przez wiele instancji, zajmowało się nią wielu biegłych i sędziów. Mimo tego dwukrotnie doszło do jego skazania, a dzisiaj odsiaduje wyrok, chociaż wszelkie dowody świadczą o tym, że to nie on zabił. W teorii wieloinstancyjność postępowania sądowego stworzono po to, żeby takie sytuacje nigdy nie miały miejsca. - Tutaj musimy jednak zaznaczyć, że Sąd Apelacyjny w Łodzi uchylił pierwszy wyrok dożywocia dla Piotra. Tyle że potem Sąd Okręgowy w Kaliszu ponownie poszedł tą samą ścieżką i ponownie wydał wyrok skazujący, tyle że dożywocie zamienił na 25 lat więzienia. - Sądy mają prawo zmieniać wyrok, natomiast wyrazem mojego zdziwienia była kasacja, którą złożyło Biuro RPO. To, co mnie bulwersuje w tej sprawie to fakt, że osoba zatrzymana nie powinna być rozpytywana jako świadek w sytuacji, kiedy policjanci podejrzewają ją o sprawstwo. Nie ma wówczas praktycznych gwarancji obecności adwokata bądź radcy prawnego na posterunku policji, a to, co powie - widzimy to po tej sprawie - może być kluczowe dla późniejszego przebiegu śledztwa i postępowania, może nawet zaważyć na wyroku jak w przypadku Piotra. Na każdym etapie śledztwa i postępowania trzeba gwarantować takiej osobie obrońcę, zwłaszcza jeśli mówimy o osobach z niepełnosprawnościami. Sprawa Piotra cały czas jest w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Trudno wyobrazić sobie, żeby EPTC nie dostrzegł rażących błędów polskiego wymiaru sprawiedliwości. Tylko, czy gdyby dzisiaj sprawa zaczęła się od początku, miałaby inny finał? - Absolutnie tak. Przepisy kodeksu postępowania karnego przewidują, że w przypadku wyroku stwierdzającego naruszenie art. 6. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do sądu, można żądać wznowienia postępowania w takiej sprawie albo ponownego przeprowadzenia takiego postępowania. Sprawa Piotra Mikołajczyka prowadzi do bardzo przygnębiającej konkluzji: jednostka, zwłaszcza nieświadoma swoich praw i niemogąca się bronić jak Piotr, nie ma szans w starciu z systemem. - Dlatego właśnie tak ważne są gwarancje instytucjonalne, zwłaszcza obecność adwokatów i radców prawnych przy pierwszym przesłuchaniu takich osób. To musimy pilnie zmienić. Choć organizacje społeczne, RPO, nawet Komisja Europejska od lat to postulują, to nic się nie zmieniło. Jak jesteś biedny czy należysz do grupy wykluczonej, to adwokata/radcy prawnego na pierwszym przesłuchaniu na policji na uświadczysz. Gdy w 2018 roku rozmawialiśmy o ułomnościach polskiego wymiaru sprawiedliwości po 1989 roku, powiedział pan: "Okazało się, że sądy nie wykonują dostatecznie dobrze pewnej usługi, której oczekują obywatele, czyli wymierzania sprawiedliwości w sposób rzetelny i szybki. To stało się idealnym paliwem dla tych, którzy sądy od dawna krytykowali, a w kwestii państwa prawa nie uznają żadnych reguł i świętości". Jak po takich sprawach jak ta Piotra odzyskać wiarę w sprawiedliwość i przede wszystkim w system? - Błędy w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości oraz pomyłki sądowe zawsze się zdarzają, w każdym państwie. Natomiast w tej sprawie mamy jedynie wątpliwości. Jakby na to nie patrzeć, doszło do skazania przez sądy dwóch instancji oraz do weryfikacji sprawy przez Sąd Najwyższy. Jeszcze na tym etapie nie możemy przesądzać, czy rzeczywiście doszło do niesprawiedliwości. Ale jeśli tak się okaże, będzie to kolejna nauczka dla polskich sądów. Dlatego powinniśmy cały czas myśleć systemowo - jak naprawiać poszczególne elementy całej układanki rzetelnego procesu tak, aby każda osoba miała pełne poszanowanie swoich praw procesowych, a sądy mogły koncentrować się tylko na analizie stanu faktycznego i prawnego.