Jakub Szczepański, Interia: Był pan jednym z najważniejszych uczestników "Gwieździstego Marszu na Warszawę". Jakie są pańskie odczucia? Wiesław Gryn, "Oszukana Wieś": - Rozmawialiśmy i w Sejmie, i w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W zasadzie, słowo "rozmowy" to nadużycie. Niezadowolenie rolników jest olbrzymie, nastroje są straszne, wręcz trudne do opanowania. Trudno wytłumaczyć ludziom, że od razu nie da się załatwić wszystkich problemów. W demokracji europejskiej wszystko się ślimaczy, a my nie mamy czasu. Ukraińcy nie pomagają nam uspokoić sytuacji, rząd się nie spieszy. Stąd klincz. Obecnie cierpi rolnictwo, przyjdzie czas na konsumenta. Jak pan ocenia rozmowę z marszałkiem Szymonem Hołownią? - Chce zrozumieć problem. Dużo nie może, ale chce być łącznikiem między ministerstwem, a rolnikami. Może wywierać naciski, perswadować, żeby resort czy koalicjanci szybko wzięli się za robotę. To najważniejsze. Gorzej, kiedy ktoś przytakuje, nic nie robi, nie rozumie nas. A Jan Grabiec, szef kancelarii premiera, który też z wami rozmawiał? - Nie może nic powiedzieć bez ustaleń z szefem. A Donald Tusk nic nie ustalił, miota się między Brukselą i Ukrainą. Tylko jest takie chłopskie powiedzenie: koszula bliższa ciału. Najpierw powinniśmy pilnować własnej gospodarki, a potem ukraińskiej. Żeby pomagać komuś, samemu trzeba być silnym. Jesteśmy w przededniu wojny, a sami się osłabiamy. W czwartek, dwa dni po marszu, spotkaliście się z samym premierem. Doszło do przełomu? - Do przełomu nie doszło. Wykazaliśmy panu premierowi, jakie są problemy i jakie są nasze progowe oczekiwania poniżej których nie ustąpimy. Zaskoczył nas tym, że poświęcił nam tak dużo czasu. Jeśli się tak zaangażował to myślę, że nie będzie chciał być twarzą porażki - niepowodzenia. Jak się patrzy z boku, musimy się przyzwyczaić, że "młyny brukselskie bardzo wolno mielą". Wyczekacie? - W takich realiach poruszają się premier i minister rolnictwa, a nasza polska natura jest bardziej "latino" i chcielibyśmy natychmiast. To trudne. Co do Zielonego Ładu, jestem dobrej myśli. To da się zmienić na akceptowalne dla rolników i dobre dla środowiska, ale odnośnie do nowej sytuacji rynkowej, będzie bardzo trudno. Rozwiązania systemowe będą polegały na tym, że to rolnictwo Unii Europejskiej będzie musiało się dostosować do rolnictwa globalnego. Inaczej przegramy. Na protestach pojawiają się skandaliczne transparenty. Chociażby flaga Związku Radzieckiego czy odezwa do Władimira Putina. Co pan na to? - W całej Europie rolnicy wychodzą na ulice, a pan widzi jeden incydent? Gdyby ktoś, jedna osoba, chodziła z gołym tyłkiem też by pan pewnie widział, co? Szkoda, że problemu pan nie widzi. Przed nami coraz więcej porównywania nas do nacjonalistów i innych takich. Jeden idiota z flagą chyba niczego nie zmienia? Nie pytam, bo nie widzę waszego problemu. Pytam, bo takie obrazki wykorzystuje propaganda Putina. - To w Rosji, a pan chce ugrać więcej, żeby to trwało. Żeby więcej o tym mówić. Wolałbym, żebyśmy nie musieli o tym mówić. - Wszystko w rękach strony rządowej, która jak najszybciej musi przeciąć spór. Tu nic nie zależy od rolników. Jeśli miliony rolników mówi, że Zielony Ład i nieoclone towary z Ukrainy są złe, trzeba zachować zdrowy rozsądek i to przyjąć. To jak u cioci na imieninach. Kiedy dwie trzecie stołu mówi, że prezes ma rację, trzeba zamknąć temat, żeby nie wyjść z imprezy. Tu jest tak samo. Jestem daleki od eskalacji, ale nastroje naprawdę są złe. Proszę mi wyjaśnić, skąd te emocje. - Przez ostatnie dwie, trzy dekady w sektorze rolnictwa niczego nie zrestrukturyzowaliśmy. Unia Europejska nie przygotowywała branży na zderzenie z rolnictwem globalnym. My mieliśmy prowadzić małe, rodzinne biznesy. Do tego Zielony Ład, który sztucznie podnosi koszty produkcji. Dlatego jesteśmy niekonkurencyjni. A Ukraina poradziła sobie bardzo dobrze, od strony gospodarczej są konkurencyjni dla całego świata. Mają ogrom dobrych ziem, niezły klimat. Jaka jest różnica między polskim, a ukraińskim rolnictwem? - U nas nie do przyjęcia są chociażby rośliny modyfikowane genetycznie. Możemy stosować połowę chemii, której używają nie tylko na Ukrainie, ale w innych krajach spoza Unii Europejskiej. Same obostrzenia. Kiedy konkurujemy, nie mamy szans. Co więcej, na Ukrainie działają wielkie holdingi rolnicze, do tego lepsze warunki w bankach. Nam dają oprocentowanie sięgające 8 proc., oni mają 2 proc. W Rumunii, przez rok, wybudowali odpowiednie nabrzeża i mogą przeładować 4 mln ton miesięcznie. My nie jesteśmy w stanie przeładować nawet miliona ton w tym czasie. Ukraińcy sprzedali dwie trzecie swojej produkcji, nam nie udało się upłynnić nawet jednej trzeciej. Do maja, czerwca pozbędą się wszystkiego. Jak pańskie życie zawodowe zmieniło się po rosyjskiej agresji z 24 lutego 2022 r.? - Przez ostatnią dekadę przed wojną mieliśmy stabilną produkcję, cenny były wyższe albo niższe. Wszystko szło w dobrą stronę, również dzięki funduszom unijnym. Konsumentów było stać na więcej, żywność była tańsza, nikt nie wydawał na nią połowy pensji. Ekonomicznie, gospodarstwa się rozwijały. Wiodło wam się? - Rolnikom na pewno. Nikogo żeśmy nie wytruli, nie było epidemii. Co roku na grilla statystyczny Kowalski mógł położyć coraz więcej. Nie brakuje wam spojrzenia drugiej strony? Wyjeżdżacie na protesty nowymi ciągnikami, Łukasz Martyn z "Oszukanej Wsi" powiedział mi, że na hektarze zarabiacie po 50 tys. zł. - Co? Tyle to można zarobić chyba na uprawie konopi. I to nie tych, o których obaj myślimy. Obecnie z hektara zbierze pan, przypuśćmy, 10 ton kukurydzy. Na sucho sprzeda pan to za 5,7 tys. zł netto. Koszty produkcji to 4,5 tys. zł. Proszę jeszcze doliczyć koszt suszenia na hektar, to 1,2 tys. zł. Wychodzi na zero. Za co przeżyć i utrzymać te piękne ciągniki, których pan nam tak zazdrości? A dlaczego miałbym zazdrościć? Przecież ja panu niczego nie żałuję. - Ciągników się zazdrości, a jak właściciel firmy transportowej ma dwadzieścia tirów to już nie ma o tym mowy. Jak ktoś kupi sobie piękną obrabiarkę numeryczną, też nikt nie zazdrości. Proszę mi podać jeden adres, gdzie mogę kupić brzydki traktor, takich dziś już się nie sprzedaje. Żeby zdroworozsądkowo produkować, sprzęt musi być powiązany z systemem rolnictwa precyzyjnego, mieć antenę satelitarną za 30 tys. zł. Tylko oprzyrządowanie to 50 tys. zł. Tak wyglądają realia, w które wpycha nas Unia Europejska. Czym jest rolnictwo precyzyjne? - Nie traktujemy całego pola jako jeden kawałek. W jednym miejscu dajemy więcej nawozu, w drugim mniej, w zależności od potrzeb. Podobnie jest na przykład z wysiewaniem nasion. To ileś elementów, które wprowadzamy. Mam 500 uli, a na każdym hektarze między trzy, a pięć ton dżdżownic. Znaczy, że nie ma u mnie mowy o chemii. Ale to kosztuje. Na starych Ursusach nie da się tego zrobić. Przy swoim gospodarstwie włożyłem ok. miliona złotych w sam system rolnictwa precyzyjnego. Do tego trzeba wiedzy, doświadczenia. To jak z dentystą. Czyli jak? - Kiedyś stomatolog siedział w gabinecie, miał tam silnik jak z pralki do wiercenia. Dzisiaj wszystko wygląda jak fotel kosmiczny. Sprawa nie rozbija się o traktor z klimatyzacją, proszę mi wierzyć. Rolnictwo jest całkiem inne niż kiedyś, a z nas wciąż robi się chłopów w gumofilcach, którzy nic nie wiedzą i tylko krzyczą. Jest zupełnie inaczej. Przykładem choćby nasze negocjacje w Zosinie z ministrem rolnictwa Czesławem Siekierskim. Dlaczego pan tak uważa? - Zorganizowaliśmy to i poprowadziliśmy lepiej jak w resorcie. Żadnego bałaganu, krzyku. Mieliśmy chłopaka, który jak marszałek Sejmu prowadził dyskusję. Był człowiek odgrywający rolę posła-sprawozdawcy, referujący każdy temat. Minister odpowiadał, a potem padały dodatkowe pytania z sali. Na miejscu młodzi ludzie, 90 proc. magistrów, w swetrach i żółtych kamizelkach. Po drugiej stronie garnitury. Ale wiadomo, ci z krawatami zawsze wiedzą lepiej. A my, poza wiedzą krawaciarzy, dysponujemy też doświadczeniem. Wróćmy do tych gumofilców. Chce mi pan powiedzieć, że wszyscy rolnicy są doskonałymi biznesmenami i na wsi nie ma biedy? - Jednemu wiedzie się lepiej, drugiemu gorzej. Tym drugim też trzeba pomóc. Z czasem wygaszą produkcję, zestarzeją się. Tylko trzeba było się tym zajmować od trzydziestu lat. Potrzeba było zmian w rolnictwie, nie konserwacji. Sam szkolę co roku przynajmniej 2 tys. rolników z nowych technologii w branży. Zielony Ład można wprowadzić, ale wszystko musi być akceptowalne, a nawet sprzyjać produkcji. Ile pan traci na wojnie z Ukrainą? - Całe życie inwestowałem w gospodarstwo, a w tym roku zamkniemy się praktycznie na zero. A ja prawie nie wydaję na siebie. Myślę, że gdyby to sprawdzić, wydawałbym kwotę poniżej średniej krajowej. Gospodarstwo prowadzimy od 1785 r., pod tym samym adresem. Dożyliśmy historycznej chwili, kiedy rolnictwo trzeba zmieniać ekonomicznie i mentalnie. Wszystko musimy ogarnąć w rok czy dwa. Szło dobrze, ale Unia Europejska zagrała w rosyjską grę. Mamy tego skutki. Kto przy zdrowych zmysłach, przed wybuchem wojny, nie robi embarga na produkty z wrogiego kraju? Chodzi panu o rosyjskie zboże? - Ciągle rozmawiamy o tym ukraińskim, a na rosyjski produkt nie ma embarga. To cynizm, gdzie tu zdrowy rozsądek? Mamy wojnę gospodarek, ekonomii. Władimir Putin chce wszystko zdestabilizować. Tarza się ze śmiechu, kiedy ogląda nasze protesty. Rząd w Warszawie i w Brukseli bierze udział w chocholim tańcu. Im dłużej to będzie trwało, tym koszty będą większe. Wróćmy do strat rolników. - "Rolnik biednie żyje, ale bogato umiera". Mówiliśmy tak na wsi jeszcze zanim wybuchła II wojna światowa. Bo gospodarz zostawia po sobie drogie gospodarstwo. Tylko proszę popatrzeć, kto protestuje w całej Europie: spracowani ludzie ze zniszczonymi dłońmi, którzy siedzą w drogich ciągnikach. Żeby mieć gospodarstwo warte miliony, trzeba pracować. Dlatego swoje opryskuję i koszę z synem sam. Ile jest prawdy, że za protestami rolników stoją potentaci w branży? Pan, Szczepan Wójcik, który jest jednym z najsilniejszych graczy w branży futerkowej? - Szczepan Wójcik nie powinien się tak eksponować, to faux pas z jego strony. Postulaty dotyczące branży futerkowej nie przynoszą nam chwały. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!