Mayon zdecydował się uciekać z rodzinnej Penyslwanii po tym, jak spalił samochód sędziemu, który prowadził jego sprawę. W Izraelu mył naczynia w barach, czasem pieniądze podsyłali mu rodzice. Poszukiwała go policja stanowa, federalna, wreszcie Interpol. Gdy sprawa się posypała, zaskoczeni byli wszyscy: od policji stanowej przez Interpol po izraelskie MSW i samego Mayona. - Mayon uciekł tam, gdzie, jak myślał, nikt nie będzie go szukał - mówiła Sabine Haddad - rzeczniczka izraelskiego MSW Naziści w Izraelu Nie bardzo wiadomo, jak wyglądały przemyślenia Mayona na temat Żydów i Izraela podczas jego dwuletniego pobytu w Tel-Awiwie. Czy miał żydowskich (lub arabskich) znajomych, czy czytał "Jerusalem Post", czy odwiedzali go koledzy z KKK, jak wyglądała jego izraelska codzienność, czy - być może - nawiązał kontakty z innymi skinheadami. Tak, tak - w Izraelu są bowiem skinheadzi. Swastyki z importu Są, są. Przyjechali z krajów dawnego ZSRR, przywiezieni przez rodziców, którzy przypomnieli sobie o żydowskim dziadku lub prababce, by wyemigrować do Izraela. Przypomnieli sobie, bądź sami stworzyli takiego papierowego dziadka bądź prababkę. W końcu na wybrzeżach Morza Śródziemnego bywa milej, niż w Irkucku, czy Tule. Ich dzieci, które nie czują się związane z kulturą i spuścizną nowej ojczyzny golą głowy na łyso, deklarują się jako antysemici, hebrajski wtłaczają im w głowy w szkołach, ale w domach i między sobą rozmawiają po rosyjsku. Biją ortodoksyjnych Żydów. Jak donosiło BBC, atakują także homoseksualistów i... cudzoziemców, choć tutaj pojawia się pytanie: dlaczego bronią przed cudzoziemcami państwa, którego nienawidzą? I w którym sami są w gruncie rzeczy cudzoziemcami? Problem wyszedł na światło dzienne w 2006 roku, kiedy to religijni Żydzi, wybierając się rano do synagogi w mieście Petach Tikwa, natknęła się na narysowaną na podłodze swastykę. Myślano z początku, że to "pamiątka" pozostawiona przez arabską młodzież, ale policja szybko ustaliła, że chodzić może o neonazistów. Mało kto w to wtedy wierzył. Neonaziści w Izraelu? W 2007 roku policja aresztowała jednak w Petach Tikwie ośmiu młodych obywateli Izraela, w wieku od 16 do 21 lat. Zarekwirowano im - oprócz noży, materiałów wybuchowych i broni palnej - portrety Adolfa Hitlera, nazistowskie mundury, a także filmy, na których skini nagrywali swoje ataki. Media uderzyły w najwyższe tony, opisywano znaczenie tatuaży aresztowanych, a ówczesny premier - Ehud Olmert - ogłosił ze smutkiem, że "państwo zawiodło w swojej misji edukacyjnej". Wielu Izraelczyków nawołuje do zmiany izraelskiego "Prawa o powrocie" - ustawy pozwalającej Żydom z całego świata osiedlać się w Izraelu i ubiegać się o jego obywatelstwo. Narodowy socjalizm w jurtowisku A spodziewalibyście się neonazistów w Mongolii? A jednak jak najbardziej są. Na zdjęciach znanego fotografa Jamesa Wassermana widzimy okraszone swastykami ulotki, antychińskie napisy na ścianach, a nawet na płocie okalającym jutrowisko w Ułan Bator. W Ułan Bator działają trzy grupy, które przyjęły nie tylko neonazistowski sposób myślenia, ale i neonazistowskie atrybuty: choćby swastykę, czy hitlerowski salut. Grupy te wpisane zostały na listy mongolskich organizacji pozarządowych. Młodzi mongolscy neonaziści tatuują sobie hakenkrojce na piersiach i na ramionach ignorując fakt, że ze swoimi skośnymi oczami i miedzianą karnacją raczej nie zostaliby przyjęci na rozpłodowców Lebensbornu. Zagas Erdenebileg, szef grupy "Dayar Mongol" (organizacja odwołująca się do idei "wszechmongolskości"), opowiadał dziennikarzowi "Time'a" o tym, że Mongolia nie przetrwa, jeśli "krew Mongołów zmiesza się z krwią obcokrajowców", i że to "Dżyngis Chan natchnął Adolfa Hitlera". Na pytanie dziennikarza o jego stosunek do hitlerowskiego reżimu, który w pierwszej kolejności rozstrzeliwał radzieckich jeńców o mongolskich rysach, Erdenebileg odpowiada, że nie ma to znaczenia. - Działamy w ten sam sposób - twierdzi. Wszechmongolskość Nazistowska estetyka staje się modna. W Ułan Bator działa klub "Tse", którego wystrój nawiązuje do nazizmu. Na ścianach wiszą portrety Himmlera, Goebbelsa i Goeringa, w gablotach stoją manekiny ubrane w stroje SS, na płytkach podłogowych wyobrażone są swastyki. Na zdjęciach Jamesa Wassermana Erdenebileg pozuje w tradycyjnym, mongolskim stroju i wojskowych, błyszczących butach. Nosi grzywkę, która powinna kojarzyć się dokładnie z tym, z kim się kojarzy. Shari Mingun-erden, przywódca Mongolskiej Unii Narodowej pręży do obiektywu pierś z wytatuowaną swastyką, ale odmawia pokazania twarzy. Zobacz fotoreportaż Jamesa Wassermana o mongolskich nazistach - Nienawidzimy Wietnamczyków, Chińczyków i Koreańczyków - tłumaczy dziennikarzowi "UB Post", anglojęzycznemu dziennikowi z Ułan Bator. - Ponieważ przemycają ludzi, sprzedają narkotyki, zarabiają na prostytucji. Chińczycy są "podwójnie źli", bo "żenią się z mongolskimi kobietami, chcąc zasymilować mongolski naród". Turkische Jugend Mimo, że nazwa tej organizacji brzmi jak szyderczy żart, taka grupa naprawdę istnieje. Niewiele, co prawda, o nich wiadomo, oprócz tego, że liczy ledwie kilkuset członków. Podobnie wygląda sytuacja z Narodowo Socjalistycznym Ruchem Turków. Obie organizacje inspirują się nazizmem i są wrogo nastawione do przebywających w Turcji obcokrajowców i członków mniejszości etnicznych. Wzorem większości skrajnie nacjonalistycznych organizacji nienawidzą Żydów.