Łukasz Rogojsz, Interia: W niedawnym wywiadzie dla Interii Garri Kasparow powiedział: "Naród ukraiński został wykuty w ogniu tej wojny". Ma rację? Dr hab. Aleksandra Hnatiuk, prof. UW i Akademii Kijowsko-Mohylańskiej: - Naród ukraiński, jak każdy inny naród, wykuwał się przez wieki. Obecna wojna to nowy etap w procesie budowania tożsamości narodowej Ukraińców. Twierdzenie, że naród ukraiński został wykuty w ogniu tej wojny, nie jest słuszne, nie oddaje istoty rzeczy. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że naród polski został wykuty w ogniu drugiej wojny światowej, co też nie odpowiada prawdzie. Kształtowanie się narodu dokonuje się nieustannie i nie sposób go zakończyć. Chyba że przez "ostateczne rozwiązanie", do czego dążył Hitler wobec Żydów i do czego dziś dąży Putin, pragnąc unicestwienia Ukraińców. Skoro z tej wojny nie wyjdzie nowy naród ukraiński, to jaki? Zmieniony? - Zmieniony przez traumę wojenną. Powinniśmy rozumieć, że ten konflikt to nie tylko bohaterstwo. To przede wszystkim wojenna trauma, którą dotknięci zostali wszyscy Ukraińcy. Nie ma w Ukrainie regionu, który nie odczułby tej wojny. W największym stopniu odczuły ją regiony, które znalazły się na terenie działań wojennych. Widać to zwłaszcza na obszarach już wyzwolonych spod okupacji rosyjskiej: w północno-zachodnich okolicach Kijowa, w regionach czernihowskim i sumskim. Ta wojenna trauma będzie w narodzie ukraińskim obecna bardzo długo, podobnie jak długo w narodzie polskim była obecna trauma po drugiej wojnie światowej. Od końca drugiej wojny światowej minęło prawie 80 lat, a w Polsce nadal nie przepracowaliśmy tej traumy. Mamy chociażby bardzo silne resentymenty antyniemieckie i antyrosyjskie. Ta powojenna trauma miała olbrzymi wpływ na ostatnie kilkadziesiąt lat polskiej państwowości, polskiej tożsamości narodowej i losy polskiego społeczeństwa. - Ukraińców ta wojna również zmieniła pod względem stosunku wobec Rosji i Rosjan. Przed wojną znaczna część ukraińskiego społeczeństwa nie odczuwała wrogości, w tej chwili ta wrogość jest oczywista. W tym sensie, ale tylko w tym, Kasparow ma rację, że nowy naród ukraiński został wykuty w ogniu tej wojny. Nie ma już rozróżnienia między zwykłymi Rosjanami a Władimirem Putinem i polityką Kremla? - Problem nie polega na tym, co Ukraińcy sądzą o Rosjanach, tylko na tym, co Rosjanie robią, a może nawet bardziej na tym, czego nie robią. Niezależnie od tego, co sądziliby Ukraińcy na temat Rosji czy Rosjan, Rosjanie gremialnie popierają tę wojnę i zbrodniczą politykę Putina. Nie robią nic, żeby się temu przeciwstawić. To tu leży problem. Nie po stronie Ukraińców. Cytowany już Kasparow stwierdził, że aby możliwa była jakakolwiek naprawa relacji pomiędzy zwykłymi Ukraińcami i Rosjanami, warunkiem numer jeden jest, żeby ci drudzy wzięli odpowiedzialność za tę wojnę i jej okrucieństwa. To faktycznie najważniejsza kwestia? - Wolałabym, byśmy mniej oglądali się na tzw. rosyjskie autorytety. To dziedzictwo imperium - postrzeganie Ukrainy oczyma Rosjan, od którego powinni uwolnić się także Polacy. Jeśli chodzi o naprawę relacji rosyjsko-ukraińskich, to należy zacząć od natychmiastowego i bezwarunkowego zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Po to, by kiedyś, w przyszłości relacje stały się normalne, warunkiem jest wyrzeczenie się imperialnej tożsamości rosyjskiej przez Rosjan. - Żal - ale podkreślę: czynny żal - za popełnione zbrodnie to nie wszystko. Tutaj kluczowe jest osądzenie zbrodniarzy wojennych, w następnej kolejności - wypłacenie reparacji wojennych, zwrot zagrabionych terytoriów i zrabowanych dóbr kultury oraz dóbr materialnych, a także bardzo wiele innych rzeczy. Nie sądzę jednak, żeby do tej rozmowy, do prób pojednania i naprawy relacji między narodami ukraińskim i rosyjskim, mogło dojść wcześniej niż za kilkadziesiąt lat. A to i tak wyłącznie w sytuacji, gdy warunki, o których powiedziałam, zostaną spełnione. Co, jeśli Rosja nie odejdzie od imperialnej polityki nawet w razie porażki? Ukraińcy będą żyć w poczuciu ciągłego zagrożenia swojej niepodległości albo wręcz egzystencji? - Chciałabym wierzyć, że Rosjanie, którzy tak chlubią się swoją kulturą i wielkością, okażą się zdolni do zmian. Na razie jednak nic na to nie wskazuje. Tyle że w 1942 roku też niewiele wskazywało na duchową przemianę narodu niemieckiego. Klęska, jaką ponieśli, wszystko zmieniła. Niemcy wyrzekli się imperializmu. Proces denazyfikacji, choć bardzo niedoskonały, przeobraził niemieckie społeczeństwo. Natomiast brak rozliczenia zbrodni komunistycznych tylko rozzuchwalił przywódców Rosji i Rosjan, którzy uwierzyli w bajania o potędze i wyjątkowości narodu rosyjskiego. To swoisty rosyjski mesjanizm. Świecki, oczywiście. I pozbawiony jakichkolwiek racjonalnych podstaw. - Wracając do prognoz, o które pan pyta - nie jestem prorokiem, w odróżnieniu od rosyjskich propagandzistów. Moje przewidywania to równanie z wieloma niewiadomymi: postawa Unii Europejskiej jako takiej i poszczególnych krajów członkowskich, polityka Stanów Zjednoczonych, polityka Wielkiej Brytanii. Jedno tylko jestem w stanie przewidzieć: Ukraińcy nie poddadzą się. Jeśli chodzi o zagrożenie egzystencji, to Rosja prowadzi wojnę na obszarze Ukrainy, lecz prowadzi ją przeciwko zachodniej cywilizacji i demokracji. Tak więc to zagrożenie dla całego naszego świata, a nie jedynie dla ukraińskiej niepodległości. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku padło słynne zdanie: nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. Dziś nadal jest ono prawdziwe, jednak najwyższy czas je przeformułować: nie będzie demokratycznej Europy bez niepodległej Ukrainy. Wspomniane przez panią wyrzeczenie się przez Rosję imperialnej polityki to jedno, ale ważne jest też chyba to, żeby Putina nie zastąpił inny krwawy dyktator. - Dlatego niezbędna jest klęska Rosji w tej wojnie. Bez niej ani zmiany lidera, ani zmiany systemu władzy, ani zwłaszcza zmiany rosyjskiej tożsamości z pewnością nie będzie. A bez tego nic w relacjach Rosji ze światem i w spojrzeniu Rosji na świat się nie zmieni. Kilka miesięcy temu rosyjski socjolog prof. Grigorij Judin, pytany o kwestię naprawy relacji między Rosjanami i Ukraińcami, powiedział mi: "Będzie potrzeba kompletnej zmiany, restrukturyzacji i wymyślenia na nowo Rosji, żeby znaleźć inną drogę, inne podejście do Ukraińców". To właściwa droga? - Mieliśmy rozmawiać o Ukrainie, nie o Rosji. Męczy mnie powoływanie się na rosyjskie autorytety, tak jakby byli ostateczną instancją w sprawie Ukrainy. Nie byli, nie są i nie będą. Rosjanie muszą znaleźć inne podejście do samych siebie, zająć się przede wszystkim samymi sobą i swoim społeczeństwem, a nie leczeniem innych. Imperializm był i jest integralną częścią rosyjskiej tożsamości narodowej. Dopóki to się nie zmieni, o niczym innym nie warto nawet rozmawiać. - Raz jeszcze powtórzę: nie wolno popełniać częstego w Polsce i na Zachodzie błędu, a mianowicie postrzegania Ukrainy przez pryzmat Rosji. To jest właśnie myślenie w kategoriach imperialnych. Ukraina ma swoją podmiotowość, swoją historię i nie jest to historia ograniczająca się do ostatnich 30 lat, tylko historia sięgająca IX wieku. Jeśli chodzi o chrzest Rusi Kijowskiej - Rosja nie ma z tym nic wspólnego, to nie jej dziedzictwo - to jest X wiek, zaledwie 20 lat po chrzcie Polski. Podobna historia, która ma jednak inny finał. Dlaczego? - Historie Polski i Ukrainy potoczyły się inaczej nie tylko wskutek upadku największego organizmu państwowego późnego średniowiecza, czyli Rusi Kijowskiej, w połowie XIII wieku, ale także błędów popełnionych w okresie I Rzeczypospolitej i niezdolności do uznania odrębności ziem ukraińskich - zarówno w sensie politycznym, jak też religijnym. Dość wspomnieć o nieurzeczywistnionych postanowieniach Unii Hadziackiej, o wcześniejszej Unii Brzeskiej z 1596 roku i delegalizacji Kościoła prawosławnego, traktowaniu unitów jako potencjalnych katolików, o powstaniach kozackich, które przez kilkadziesiąt lat wstrząsały Rzeczpospolitą. Podział ziem ukraińskich między Rzeczpospolitą i Carstwem Moskiewskim był początkiem końca I Rzeczypospolitej i autonomii kozackiej. - Od tamtej pory można mówić o powstaniu imperium rosyjskiego. Na gruzach polsko-ukraińskiego (czy ściślej - kozackiego) porozumienia. W XVIII wieku wyrżnięto elitę kozacką i zlikwidowano resztki autonomii. System pańszczyźniany, który trwał do początku lat 60. XIX wieku, był rodzajem niewolnictwa, a beneficjentami tego systemu na ziemiach ukraińskich, pomimo zaborów, byli przede wszystkim Polacy. W wiek XIX, w którym w Europie powstawały nowoczesne narody, Polacy i Ukraińcy wchodzili z innym potencjałem, jeśli chodzi o elity. Powstaniu narodu ukraińskiego przeszkadzał nie tylko rosyjski czy austriacki zaborca, ale przede wszystkim polski właściciel ziemski, który dbał o to, by jego poddany pozostawał ciemny i nieoświecony, a jego włości - niedotknięte przez procesy modernizacyjne. Zgoda, ale Ukraińcy nie budowali na tym swojej tożsamości narodowej, kiedy odzyskali niepodległość po upadku ZSRR. Nie było to dziedzictwo, które spajałoby całe społeczeństwo. To społeczeństwo było mocno podzielone. Dlatego zastanawiam się, czy doświadczenie wojny i rosyjskiej inwazji może być takim czynnikiem scalającym. - Społeczeństwo ukraińskie okazało jedność w obliczu śmiertelnego zagrożenia i to nie doświadczenie inwazji jest czynnikiem scalającym - społeczeństwo było zgodne co do jednego: chcą żyć w wolnym i demokratycznym kraju. Myślę, że popełniamy w Polsce bardzo poważny błąd patrząc na Ukrainę i ukraińskie społeczeństwo przez polskie okulary i przez polską formułę tożsamości opartej na wspólnym języku, wspólnej kulturze, wspólnej historii. Jeśli chodzi o Ukraińców, to tożsamość narodowa była budowana zupełnie inaczej. Wspólny język czy wspólna religia nie mają tutaj specjalnego znaczenia. A co je ma? - Oddanie wartościom demokratycznym i uznanie za wartość podstawową własnej niepodległości. To jednoczy Ukraińców. Dzisiejsi żołnierze ukraińscy wcale nie muszą mówić po ukraińsku, żeby walczyć o niepodległość Ukrainy. Dla patriotyzmu w rozumieniu ukraińskim naprawdę nie ma znaczenia, kto w jakim języku mówi. Nasze, polskie myślenie o tym, czym jest ukraińska tożsamość, o tym, że jest niespójna, o tym, że naród ukraiński jest podzielony, jest błędne. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że polskie społeczeństwo jest podzielone. Tutaj chyba nie mamy żadnych wątpliwości. Jest to zauważalne gołym okiem. - Przy czym jest to bardzo głęboki podział, jeśli chodzi o wartości. Można mówić po polsku i można czytać Mickiewicza albo Słowackiego, ale to nie zamyka sprawy. Bo już odpowiedzi na pytanie, czy czytamy Tokarczuk, czy Rymkiewicza pokazują podziały w polskim społeczeństwie. Ale to jednak podkreśla znaczenie historii i kultury w budowaniu tożsamości narodowej. W Polsce dwa wrogie obozy widzą historię i kulturę zupełnie inaczej, mają wręcz już swoje ich wersje. - W Ukrainie jest podobnie. Niemniej część społeczeństwa, która uważa, że tożsamość powinna być budowana wyłącznie wokół ukraińskiej historii i ukraińskiego języka, nie posuwa się tak daleko, żeby twierdzić, że tylko etniczni Ukraińcy mogą być pełnoprawnymi obywatelami. Nic takiego nie przychodzi nawet nikomu do głowy. Proszę przypomnieć sobie, jak wyglądał początek protestu na Majdanie w 2013 roku. Do wyjścia na ulice i protestowania nawoływał na platformie Vkontaktie Mustafa Najem - ukraiński dziennikarz i prezenter telewizyjny pochodzenia afgańskiego. Proszę sobie wyobrazić, że taki Mustafa z Afganistanu albo Syrii nawołuje polskie społeczeństwo, żeby wyszło demonstrować przeciwko ograniczaniu swobód obywatelskich w Polsce. Ile osób posłuchałoby takiego apelu? Jest pani przekonana, że tak niewiele? - Jestem. Dlatego, że polska tożsamość narodowa jest zbudowana zupełnie inaczej niż ukraińska. Ukraińska tożsamość jest tożsamością obywatelską, otwartą, gotową akceptować ludzi różnego pochodzenia i różnych języków. Jedynym warunkiem jest oddanie wartościom demokratycznym i najważniejszej idei spajającej społeczeństwo ukraińskie, a więc niepodległości jako wartości nadrzędnej wobec wszystkiego innego. Zatem wbrew obiegowej obecnie opinii tożsamość narodowa Ukraińców jest bardziej tożsamością pro (prodemokratyczną i proniepodległościową) niż anty (antyrosyjską)? - Oczywiście, że tak. Ona nigdy nie była budowana na bazie antyrosyjskości. Kształtowała się zupełnie inaczej. Ale teraz ta antyrosyjskość odgrywa istotną rolę. - Antyrosyjskość występuje w ukraińskiej tożsamości narodowej w tym sensie, że ta tożsamość nie akceptuje rosyjskiego imperializmu, w którym Ukraińcy mają być podporządkowani i pozbawieni jakichkolwiek praw. Tutaj pamięć historyczna, nawet tak spłaszczona, jak to ma miejsce w przypadku Ukrainy, jest kwestią zasadniczą. Ukraińcy pamiętają o Wielkim Głodzie czy tragedii drugiej wojny światowej. Pamiętają, że w trakcie drugiej wojny światowej Ukraina była przedmiotem wojny, a nie zwycięską stroną, chociaż formalnie należała w całości do Związku Radzieckiego. Co z dwiema opowieściami - o "ruskim mirze" i słowiańskim braterstwie - które stanowiły ideologiczną bazę imperialnej polityki Kremla? Po tej wojnie ktokolwiek w naszym regionie jeszcze w to uwierzy? - Niewątpliwie tak długo, jak istnieje imperialna Rosja, tak długo Kreml będzie dążyć do podbijania nowych terytoriów, kolejnych państw. Cały panslawizm i bajki o braterstwie słowiańskim to tylko i wyłącznie przykrywka dla imperialnej polityki rosyjskiej. Polacy się na to nie nabrali, natomiast Czesi już tak. Ukraińcy też się nie nabrali. - Ci, którzy się nabrali, przestali być Ukraińcami. Taka jest natura rosyjskiego imperializmu, którego spoiwem jest rosyjski szowinizm. Ci Ukraińcy, którzy się nie nabrali - stworzyli własną wersję mesjanizmu, własną wersję tożsamości narodowej. Kiedy Adam Mickiewicz pisze "Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego", to ukraiński historyk rosyjskiego pochodzenia Mykoła Kostomarow - patrząc na jego pochodzenie znowu widzimy otwartą ukraińską tożsamość - pisze "Księgi rodzaju narodu ukraińskiego", gdzie to Ukraina okazuje się tym krajem, który niesie ideę wolności zniewolonym narodom. Wszystko to dzieje się w połowie XIX wieku, równolegle z powstaniem polskiego mesjanizmu. W przypadku Polski na kształtowanie naszej tożsamości narodowej w ostatnich dekadach wielki wpływ miała chęć dołączenia do Zachodu - do NATO i Unii Europejskiej - i stania się częścią cywilizacji zachodniej. W przypadku Ukrainy obecna wojna też swój początek wzięła stąd, że Ukraińcy wybrali Zachód (UE), a nie Rosję. Dla Ukraińców tożsamościowo pogoń za Zachodem będzie tak ważna jak dla Polaków? - Ta pogoń odgrywa na pewno fundamentalną rolę. Zresztą nie tylko polityczną, ale również kulturową. Właśnie stąd wziął się protest na Majdanie w 2013 roku. Ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE, która dawała społeczeństwu ukraińskiemu perspektywę europejską. Nikt nie miał złudzeń, że Ukraina nazajutrz wejdzie do UE, wszyscy wiedzieli, że będzie to długa i trudna droga, ale chodziło o nadzieję na lepszą przyszłość, o stanie się częścią Zachodu. Dlatego jest jasne, że im bardziej imperialną politykę prowadzi Rosja, tym szybciej Ukraińcy będą od tego uciekać. Dziwię się rosyjskim politykom, że tego nie rozumieją, ale to jest ich problem, a nie nasz. Mają już chyba świadomość, że z rosyjskiej strefy wpływów Ukraina wypadła na dobre. Trwająca od pół roku wojna miała raczej zapobiec dołączeniu Ukrainy do Zachodu. - Dzisiaj wiemy już, że im się to nie udało. Zresztą to nie jest kwestia ostatniego półrocza, bo Putin decyzję o inwazji podjął co najmniej rok temu. W lipcu ubiegłego roku napisał ohydny tekst "O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców", w którym odmawiał Ukraińcom prawa do własnej tożsamości. Jesienią 2021 roku Dmitrij Miedwiediew, były prezydent Rosji, posunął się do antysemickich inwektyw pod adresem ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Było jasne, że decyzja o wojnie została już podjęta, a trwają jedynie przygotowywania - oczyszczanie przedpola w Rosji i rozmiękczanie Zachodu na płaszczyźnie ekonomicznej, politycznej i ideologicznej. - Późnym latem i jesienią 2021 roku rozpoczęto operację specjalną na białorusko-polskiej granicy, która pokazała bardzo wyraźnie, że w razie ataku i kryzysu uchodźczego Ukraina nie może liczyć na wsparcie Zachodu. To dodatkowo zachęciło Kreml do inwazji. Jednak wszystkie rachuby Putina wzięły w łeb, bowiem Ukraińcy okazali się gotowi bronić swojej niepodległości do ostatniej kropli krwi, a Polacy jako obywatele i Polska jako państwo okazali nadzwyczajnie solidarną postawę. Putin mówił bez ogródek o wymazaniu narodu ukraińskiego z mapy Europy, więc dla Ukraińców to była sytuacja zerojedynkowa: życie albo śmierć. - Mamy tutaj wyraźną analogię do drugiej wojny światowej. Tekst Putina, o którym wspomniałam, to było rosyjskie "Mein Kampf" Hitlera. Od tamtej pory nie ulega najmniejszych wątpliwości, jaki jest cel Putina: unicestwienie narodu ukraińskiego. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to znaczy, że daje wiarę rosyjskiej propagandzie. Na szczęście Ukraińcy rozumieją to doskonale. Zbrodnie w Buczy, w obwodzie czernihowskim, w Mariupolu czy na innych okupowanych terenach, do tego obozy filtracyjne i koncentracyjne - to wszystko doskonale pokazuje, że działania Rosji niczym nie różnią się od polityki Hitlera wobec Żydów i podbitych terytoriów. Wróćmy jeszcze na koniec do wątku europejskiego. Droga do UE będzie dla Ukrainy długa i kręta, Ukraina napotka na niej wiele przeszkód. Starczy jej cierpliwości, wiary i determinacji, żeby dojść do końca tej drogi? Zwłaszcza wobec tego, co już wycierpieli w ostatnich latach. Ukraińcy nie poczują się opuszczeni i odrzuceni przez Zachód? - Wiary na pewno Ukraińcom nie zabraknie. Problem leży nie po stronie ukraińskiej, a po stronie UE. Stworzenie Ukrainie perspektywy europejskiej przynajmniej w 2004 roku sprawiłoby, że losy nie tylko Ukrainy, ale i Europy potoczyłyby się zupełnie inaczej. To był zasadniczy błąd ze strony UE. Rok 2004 to nie tylko rozszerzenie UE i przystąpienie do niej Polski, ale także pierwsza fala wielkich protestów w Ukrainie - wystąpienie w obronie demokracji oraz przeciwko sfałszowanym wyborom i próbą narzucenia rosyjskiego kandydata Wiktora Janukowycza. Gdyby wtedy stworzono Ukrainie europejską perspektywę - apelowali o to ukraińscy intelektualiści i politycy, którzy wyjątkowo mówili w tej kwestii jednym głosem - losy Ukrainy wyglądałyby zupełnie inaczej. Niestety ten apel nie został wysłuchany. Nikt nie chciał mówić o europejskiej perspektywie, zaproponowano zamiast tego "partnerstwo wschodnie". Dzisiaj mamy tego skutki. Oczywiście można było jeszcze ratować sytuację w końcu 2013 roku bardziej zdecydowaną postawą, ale wówczas UE była już tak rozmiękczona polityką rosyjską, że po prostu nie była gotowa do tego rodzaju gestów. Dzisiaj jest gotowa? - Tylko częściowo. To jak zachowują się liderzy tak znaczących państw jak Francja czy Niemcy wyraźnie świadczy, że próbują prowadzić politykę jeśli nie appeasementu, to w myśl przysłowia, żeby wilk był syty i owca cała. Tyle że tak się nie da. Dziś Europa i świat zachodni stoją w obliczu najpoważniejszego od czasów drugiej wojny światowej wyzwania. Powtórka z Monachium z 1938 roku oznaczać będzie zagładę zachodniego świata. Kiedy chodzi o wartości zasadnicze, takie jak prawda czy demokracja, nie ma miejsca na kompromis. Trzeba wykazać się męstwem i oddaniem tym wartościom. Klasyk mawiał, że trzeba być przyzwoitym. - Dokładnie. Kiedy nie wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie. Jednak tutaj nie chodzi tylko o samą przyzwoitość. Chodzi o to, że jeśli bierze się na sztandary tak fundamentalne wartości, to należy coś dla nich zrobić, kiedy przychodzi moment próby. Putin cały czas dowodzi, że to tylko i wyłącznie fasada, a tak naprawdę na Zachodzie w te wartości nie wierzymy. Jeśli Putinowi uda się dopiąć swego i udowodnić, że Europejczycy przestali wierzyć w swoje wartości i demokrację, że nie są gotowi ich bronić, to odniesie wielkie zwycięstwo. Tyle że wtedy rosyjskie czołgi będą pod wieżą Eiffla, o czym nikt dzisiaj nie myśli albo nie chce myśleć. *** Aleksandra Hnatiuk - ukrainistka, tłumaczka i popularyzatorka literatury ukraińskiej w Polsce; doktor habilitowana nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajna w Studium Europy Wschodniej Wydziału Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, profesor nadzwyczajna Akademii Kijowsko-Mohylańskiej; jej rozprawa habilitacyjna "Pożegnanie z imperium. Ukraińskie dyskusje o tożsamości" (2003) została wyróżniona Nagrodą "Przeglądu Wschodniego" (2003) i Nagrodą im. Jerzego Giedroycia (2004); w latach 2006-10 radca Ambasady RP w Kijowie; wiceprezeska ukraińskiego PEN Clubu; odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2012).