Łukasz Szpyrka, Interia: W jaki sposób Polska ma ułożyć relacje z administracją Donalda Trumpa? Marcin Bosacki, poseł KO: - Trzeba absolutnie się starać, by relacje były na podobnym poziomie co z administracją Joe Bidena. Interesy obu krajów się nie zmieniają. W mojej ocenie zostaną one nieco inaczej zdefiniowane. Z całą pewnością administracja amerykańska spróbuje zakończyć wojnę w Ukrainie - pytanie, czy za wszelką cenę, co wywoływałoby obawy, a może w sposób, w którym Zachód nie przegrałby tego konfliktu - po to, by w większym stopniu zaangażować się na głównym wyzwaniu, czyli rywalizacji z Chinami. Słychać już, jak miałby wyglądać ten rozejm. Ukraina strefą buforową, linia rozejmu wzdłuż obecnie zajętych terenów i ograniczenie zapędów ukraińskich do NATO. - Zapowiadał to sam Donald Trump, a większy zarys koncepcji rozejmu nakreślił jego wiceprezydent J.D. Vance. Już mamy pierwsze przecieki, jak miałoby to wyglądać. To nie jest idealne, bo jeśli Putin nie zostanie za wojnę w Ukrainie poważnie skarcony, to wszelkie układy z nim są tylko przerwą przed jego kolejną agresją. Jeśli damy mu gwarancję, że Ukraina nie wejdzie do NATO, to będzie właściwie wypełnienie powodu, dla którego on zaczął tę wojnę. To jaka jest tu rola Polski? Co może zrobić polska dyplomacja? - Musimy starać się, by w nowej administracji mieć jak najlepsze stosunki, przekonywać ich do naszych planów, wrażliwości, obaw. To jest zadanie dla polskiej dyplomacji. Ale czy my już to robimy? Radosław Sikorski przed wyborami zapewniał, że utrzymuje kontakty z dwiema stronami. Niedawno szef BBN Jacek Siewiera mówił, że środowisko prezydenta zna republikanów, współpracowało, że wszyscy mają do siebie numery telefonów. Wy też je macie? - Mamy numery telefonów do republikanów. Radosław Sikorski także. Moim zdaniem minister ma bieżący kontakt z najbliższymi ludźmi Trumpa. Proszę pamiętać, że on 20 lat temu był poważnym ekspertem jednego z dwóch najważniejszych konserwatywnych think tanków w Waszyngtonie, czyli w American Enterprise Institute. Jestem spokojny, że utrzymuje odpowiednie stosunki z republikanami. Utrzymanie atencji na naszym regionie i niedawanie Putinowi wszystkiego, czego chce, to jedna część zadania stojącego przed Polską. Trzeba o tym z Amerykanami rozmawiać, a im bliższe będą stosunki, tym bardziej będą nas słuchać. Oczywiście jest sporo innych spraw, jak zakupy sprzętu wojskowego, budowa elektrowni i innych zależności gospodarczych, w które nie wchodzę. O wszystkim, w pakiecie, trzeba rozmawiać z nową administracją. Czy powinniśmy wykonać jakiś pierwszy krok w kierunku nowej administracji? Jakiś zauważalny gest? - Nie. Powinniśmy być blisko, ale nie powinniśmy wykonywać nerwowych, służalczych gestów, których symbolem było skandowanie w polskim Sejmie nazwiska obcego przywódcy przez ponad 40 proc. posłów. To niewłaściwe. Nie wracać z pomysłem budowy Fortu Trump? - To było absurdalne. Mamy już amerykańskie bazy w Polsce: w Redzikowie, Poznaniu, Krzesinach. To się po prostu dzieje i bardzo dobrze, że się dzieje. Nie trzeba było opowiadania takich przymilnych, lizusowskich historii. Mówił pan, że przed Polską stoją dwa zadania. - Drugą rzeczą, która jest absolutnie konieczna dla przyszłości bezpieczeństwa Polski to budowa silniejszych więzi strategicznych wewnątrz Europy. Musi to obejmować nie tylko UE, ale też Wielką Brytanię i na tyle, na ile się da, Ukrainę, która ma w tej chwili najsilniejszą armię w Europie. Rolą polskiej dyplomacji musi być koordynowanie wysiłków na zwiększenie bezpieczeństwa. Nie znaczy to, że Polska musi dawać Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa, bo to niemożliwe, a jeżeli ktoś ma je dawać to powinno to być NATO i USA. Czy wybór Trumpa to "koniec świata", jak mówią niektórzy politycy w Polsce? - Absolutnie tak nie uważam. Nie powinniśmy panikować. Nie wiemy, jaka będzie jego polityka. Im bliżej będziemy jego administracji, tym większą wiedzę będziemy mieli. Nie powinniśmy też wpadać w takie osobiste, chaotyczne, lizusowskie gesty, bo naprawdę jesteśmy poważnym krajem, z którym wszyscy na świecie muszą się liczyć, włącznie ze Stanami Zjednoczonymi. W naszym interesie jest bycie sojusznikiem USA, a nie wchodzenie w rolę wasala jednego z amerykańskich polityków. Georgette Mosbacher wróci do Polski w roli ambasadora? - Nie sądzę, by pani Mosbacher wróciła. Wydaje mi się, że będzie to ktoś inny. Bardzo rzadko zdarzają się takie historie, by ktoś, kto był ambasadorem, wracał w te same buty. A polski ambasador w Waszyngtonie? Bogdan Klich wciąż jest najlepszym wyborem? - Nie uważam, że powinniśmy cokolwiek zmieniać, bo nasze suwerenne wybory powinny odzwierciedlać to, jak się zmienia nasz rząd, a nie rząd w państwie, do którego przychodzi ambasador. Znam Bogdana Klicha, współpracowałem z nim w senackiej komisji. To stonowany, spokojny człowiek, profesjonalny. Myślę, że dobrze sobie poradzi. Byłem z nim w Waszyngtonie dwa lata temu i on też ma, podobnie jak ja czy wielu polityków naszego obozu, dobre kontakty po stronie republikańskiej. Nie mam obaw. Czy wybory w USA wymuszają na obozie Platformy Obywatelskiej inne myślenie o Pałacu Prezydenckim? Innymi słowy: lepszym partnerem do rozmowy dla Trumpa byłby Rafał Trzaskowski czy Radosław Sikorski? - Wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych zwiększył czynnik niepewności, nieprzewidywalności w naszym otoczeniu międzynarodowym. Zmiana będzie większa niż w przypadku wyboru Kamali Harris, która kontynuowałaby politykę Bidena. W związku z tym ważniejsze są wybory w Polsce, bo prezydent ma do powiedzenie więcej niż trzy grosze w sprawach obronności i spraw zagranicznych. Uważam, że mamy dwóch sprawnych i przygotowanych do tej roli kandydatów, ale rzeczywiście - również z racji tego, że go znam bardzo dobrze - uważam, że Radek Sikorski jest do tej roli przygotowany, jak na te niebezpieczne i niepewne czasy, niezwykle dobrze. Rozmawiał Łukasz Szpyrka Więcej informacji na temat wyborów w naszym raporcie specjalnym - WYBORY PREZYDENCKIE W USA 2024 ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!