Cotygodniowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazetTym razem przyglądamy się sytuacji w USA na dzień przed wyborami prezydenckimi"The Economist" wskazuje, że Unia Europejska może stać się geopolityczną ofiarą Donalda TrumpaBrytyjski tygodnik podkreśla długą listę problemów Unii i zwraca uwagę na kryzys przywództwa Europejscy liderzy nigdy tak naprawdę nie polubili George'a W. Busha. Jego konserwatywne poglądy, ludowy teksański styl bycia i zamiłowanie do nierozważnych wojen większość z nich uznała za odpychające. W styczniu 2017 r. nieco się do niego przekonali, gdy osiem lat po odejściu z urzędu miał krótko po przemowie inauguracyjnej Donalda Trumpa jako prezydenta USA powiedzieć w mało cenzuralny sposób: - To było jakieś dziwne g.... To lapidarne stwierdzenie współgrało z perspektywą liderów państw Unii Europejskiej po chaotycznym przemówieniu Trumpa tego styczniowego dnia, ale i następujących po nim czterech latach rządów multimiliardera w Białym Domu. I kiedy republikaninowi nie udało się uzyskać reelekcji w 2020 r., w niemal całej Europie było słychać jedno wielkie westchnienie ulgi. Udało się przetrwać cztery lata trumpizmu w jednym kawałku. Dlatego nikogo nie powinien dziwić strach na Starym Kontynencie przed powrotem Trumpa do władzy. Tym bardziej, że niespecjalnie udały się próby "wzmocnienia" autonomii strategicznej Europy względem USA, co było zresztą do przewidzenia. Europejscy liderzy są niczym sparaliżowany jeleń na drodze w chwili, gdy zbliża się do niego ogromna ciężarówka. Mają nadzieję, że kolos spod znaku Make America Great Again nagle skręci i nie staną się jego geopolityczną ofiarą. Donald Trump a gwarancje bezpieczeństwa Zwycięstwo Trumpa nie jest pewne. Z sondaży wynika, że w głosowaniu 5 listopada mogą wygrać zarówno republikanin, jak i demokratka Kamala Harris. I oczywistością będzie stwierdzenie, że niezależnie od wyniku, wybory będą miały znaczenie przede wszystkim dla Amerykanów. Ale rozstrzygnięcie za Oceanem ma także duże znaczenie dla Europejczyków. Poprzez NATO USA są gwarantem bezpieczeństwa Starego Kontynentu. USA i Europę łączą największe na świecie stosunki handlowe, w ramach których każdego roku przepływają między nimi towary i usługi o wartości ponad biliona dolarów. Wspólnie tworzą większość Zachodu, tj. nieco rozmytego pojęcia globalnych norm, których uosobieniem jest Unia Europejska. Izolacjonistyczny prezydent w Białym Domu, który wręcz emanuje protekcjonizmem i grozi wycofaniem się z największego na świecie sojuszu bezpieczeństwa, nie jest wymarzoną sytuacją. Gdy dodamy do tego wojnę w Ukrainie, problemy europejskiej gospodarki, uwikłanie poszczególnych liderów w politykę wewnętrzną swoich krajów, obraz staje się jeszcze mniej ciekawy. Pozytywny impuls dla Europy? Ale czy druga dawka Trumpa i jego polityki spod znaku MAGA naprawdę musi być taka zła? Kontrargumentem, słyszanym czasami w unijnych kręgach, jest to, że pierwsze cztery lata multimiliardera w Białym Domu paradoksalnie pozytywnie wstrząsnęły Europą. Przykłady? Na froncie gospodarczym selektywne cła nałożone przez Trumpa na import były problematyczne, ale wskutek rozgrzania amerykańskiej gospodarki republikanin pomógł europejskim firmom sprzedawać jeszcze więcej towarów za Atlantykiem. Nie inaczej było w polityce obronnej. Groźby Trumpa w sprawie wycofania się USA z NATO - prezydent Francji, Emmanuel Macron, posunął się nawet do stwierdzenia o "śmierci mózgowej Sojuszu" - spowodowały bardzo potrzebny wzrost wydatków na obronność, który okazał się przydatny w świetle późniejszych wydarzeń. Ale to nie koniec. Powtarzające się ostrzeżenia republikanina, że Niemcy są niebezpiecznie zależne od rosyjskiego gazu oraz sugestie, że ich dobrobyt zależy od przymilania się do Chin, były wprawdzie ignorowane w Berlinie, ale czas pokazał, że Trump się nie pomylił. "Nic dwa razy się nie zdarza" Być może niektórzy mają nadzieję, że nowa dawka trumpizmu popchnie Europę w jeszcze lepszym kierunku. To jednak mało prawdopodobne. Pierwszym powodem do niepokoju jest Ukraina. Inaczej niż osiem lat temu, USA nie tylko podtrzymują historyczne zobowiązania w zakresie bezpieczeństwa, ale aktywnie pomagają władzom w Kijowie w wojnie, którą wielu Europejczyków postrzega jako ożywienie się rosyjskiego ekspansjonizmu. Trump obiecuje jednak zakończyć konflikt "w ciągu 24 godzin", i to prawdopodobnie na warunkach korzystnych dla Kremla. Czy zgodziłby się na przyjęcie Ukrainy do NATO w ramach jakiegoś porozumienia pokojowego? Czy taka gwarancja miałaby jakiekolwiek znaczenie, biorąc pod uwagę stosunek republikanina do Sojuszu, o którym zwykł mawiać, że jest niezbyt korzystny dla USA? Optymiści przypominają, że w pierwszej kadencji Trump polegał na doświadczonych doradcach, którzy łagodzili jego szalone pomysły. Jednak tym razem tak nie jest. Widmo trumponomiki nad UE Innym punktem zapalnym są stosunki gospodarcze. Europa ma dużą nadwyżkę handlową z Ameryką. Trump ma w zwyczaju nazywać to "kradzieżą naszych miejsc pracy". Skąd te słowa? Powód jest prozaiczny. Rozwijająca się amerykańska gospodarka pochłania coraz więcej towarów wyprodukowanych na Starym Kontynencie, i to nie tylko dlatego, że słaby wzrost obniżył europejską konsumpcję. Jeśli Trump ograniczy import - a powiedział, że po dojściu do władzy nałoży karne cła, które w przypadku produktów z Unii mogłoby wynieść 20 proc. lub więcej - kraje UE znajdą się w trudnym położeniu. Tarcia handlowe, zwłaszcza z Chinami, które zostały wywołane przez Trumpa, a następnie podsycone przez Joe Bidena, postawiły unijne kraje w jeszcze gorszej sytuacji. Gdy chiński eksport do Ameryki został zdławiony, spora jego część trafiała do państw UE. Ale i tutaj można się spodziewać eskalacji wojny handlowej. 4 października Unia ratyfikowała cła w wysokości do 45 proc. na chińskie auta elektryczne. Jeśli Trump wygra, należy spodziewać się znacznie więcej podobnych ruchów. Według banku Goldman Sachs program polityczny Trumpa, w przypadku jego zwycięstwa w wyborach, może obniżyć PKB strefy euro o około 1 proc. Kto odbierze telefon od Trumpa? Czy Europa mogła się lepiej przygotować? Pod hasłem "strategicznej autonomii" Emmanuel Macron dążył, by kraje UE stały się mniej zależne od podmiotów zewnętrznych, zarówno gospodarczo, jak i militarnie. Ale wielu przywódców UE jest sceptycznie nastawionych do programu gospodarza Pałacu Elizejskiego. Postrzegają te propozycje jako służące wyłącznie francuskim interesom, na przykład poprzez zastąpienie amerykańskiej broni francuską. A dla państw z Europy Środkowo-Wschodniej nawet tymczasowo zawodne USA są nadal lepszym zabezpieczeniem niż trwale zawodna "stara Europa" kierowana przez Paryż i Berlin. Nowe widmo strachu wiszące nad Europą dotyczy podziałów na kontynencie w przypadku wygranej republikanina. Premier Węgier Viktor Orbán zapowiedział już, że otworzy kilka butelek szampana, jeśli Donald Trump wygra wybory. I wydaje się, że będzie jednym z nielicznych. Jedność Europy w kontaktach z Trumpem od 2017 r. była głównie zasługą przywództwa kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Jej następca Olaf Scholz nie cieszy się takim szacunkiem i najprawdopodobniej za rok straci władzę. Z kolei Macron stracił autorytet po tym, jak jego stronnictwo przegrało niedawne wybory parlamentarne i został zmuszony do podzielenia się władzą w kraju. A instytucje UE? Nadal znajdują się w trybie przejściowym po wyborach europejskich i pozostaną w nim co najmniej do grudnia. Dlatego nawet jeśli Trump miałby ochotę zadzwonić do Europy, by rzucić kilkoma obelgami, nie jest jasne, kto byłby pod ręką, by odebrać telefon. ----- Więcej informacji na temat wyborów można znaleźć w naszym raporcie specjalnym - WYBORY PREZYDENCKIE W USA 2024. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! ----- Tekst przetłumaczony z "The Economist"© The Economist Newspaper Limited, London, 2024 Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji -----