Trwa oficjalne otwarcie Małopolskiego Centrum Nauki Cogiteon w Krakowie. Inwestycja, która pochłonęła blisko 280 mln zł, to sztandarowy projekt władz województwa. Ma propagować naukę przez zabawę i eksperymenty. Na uroczystość przybywa wielu lokalnych polityków z różnych opcji. Wśród nich jest Iwona Gibas, członkini zarządu województwa małopolskiego odpowiedzialna za szeroko rozumianą kulturę i naukę. Polityczka związana jest z Prawem i Sprawiedliwością, a w przeszłości była dyrektorką biura poselskiego Beaty Szydło. W pewnym momencie Gibas podchodzi do kilku pracowników Cogiteonu. - Bądźcie cicho. Ściany mają uszy - rzuca i odchodzi. Nie mają żadnych wątpliwości, do czego nawiązuje. 1. O tym, że w Małopolskim Centrum Nauki "dzieje się coś złego", usłyszałem pierwszy raz kilka miesięcy temu od jednego z pracowników. Podążyliśmy za jego opowieścią. W ostatnich miesiącach spotkaliśmy się z częścią pracowników Cogiteonu i wysłuchaliśmy ich historii. Wyzwiska i przekleństwa wypowiadane publicznie do pracowników, wulgarne komentowanie ich wyglądu, poniżanie na oczach współpracowników, powoływanie się na polityczne znajomości, aby wywrzeć presję na pracowników, wyrywanie prywatnych przedmiotów z rąk - to sytuacje, z jakimi muszą się mierzyć. Za "nowatorski styl zarządzania" odpowiada wicedyrektorka Aneta Wądrzyk, która chętnie mówi o swoich politycznych koneksjach z politykami PiS. 2. W jednym z pomieszczeń Cogiteonu ochroniarz znajduje nieprzytomną kobietę. Próbuje ją ocucić, ta szepce mu, że połknęła tabletki i popiła alkoholem. Mężczyzna wzywa karetkę pogotowia, ta ostatecznie nie przyjeżdża. - Po tym zdarzeniu na jednym ze spotkań pani wicedyrektor powiedziała o niej: "p... alkoholiczka". Podkreślała, że to ona doprowadziła do tego, że karetka została odwołana. Chwaliła się tym. Powiedziała nam, że musiała ratować Cogiteon, bo byśmy jeszcze mieli prokuraturę na głowie, gdyby się dowiedziała, że taka rzecz się u nas stała - opowiada jeden z pracowników. Siedzimy w jednym z krakowskich parków w otoczeniu drzew, słychać dziecięcy gwar dochodzący z pobliskiego placu zabaw. Otoczenie zupełnie nie współgra z historią, którą opowiada mi mój rozmówca. - Najpierw ratujesz człowieka, a potem ewentualnie starasz się ustalić, co się stało. Aneta jednak chwaliła się tym, że uratowała Cogiteon, ale przed czym? Tego już nie powiedziała - dodaje. Chcę potwierdzić tę historię. Kontaktuję się z Krakowskim Pogotowiem Ratunkowym, które odsyła do urzędu wojewódzkiego. Rzecznik prasowa wojewody dr Joanna Paździo potwierdza, że rzeczywiście zgłoszenie miało miejsce. Łącznie wykonano cztery połączenia z numerem alarmowym. Najpierw z prośbą o przyjazd karetki, kolejne z pytaniem o czas oczekiwania, za trzecim razem z prośbą o odwołanie przyjazdu pogotowia. Dyspozytor nie mógł tego zrobić, ponieważ z taką informacją musiała zadzwonić ta sama osoba, która wezwała pomocy. Chwilę później z Cogiteonu wykonano czwarty telefon i skutecznie odwołano przyjazd ratowników. - Zgłoszenie zostało przyjęte. Chwilę po zadysponowaniu zespołu ratownictwa medycznego dyspozytornia medyczna otrzymała informację o braku konieczności pomocy medycznej dla osoby poszkodowanej. Dlatego też wyjazd został anulowany, a zespół ratownictwa medycznego skierowano do innego zdarzenia - wyjaśnia Interii rzeczniczka wojewody. 3. Aneta Wądrzyk jest niewysoką blondynką. W pierwszym kontakcie: miła, sympatyczna, otwarta, stwarzająca pozory profesjonalistki. Do Małopolskiego Centrum Nauki trafiła w 2023 r., choć jej zawodowa przeszłość budzi kontrowersje. Wądrzyk swoją urzędniczą karierę rozpoczęła w latach 90. ubiegłego wieku w Brzeszczach. To ta sama miejscowość, w której Beata Szydło była burmistrzem przez siedem lat. Za czasów Szydło kariera Wądrzyk nabrała rozpędu. Przez lata zajmowała kierownicze stanowisko centrum kultury, w ramach którego funkcjonowało lokalne kino. Urzędniczka odpowiadała za sprzedaż biletów. W tym okresie przywłaszczyła sobie blisko 70 tys. zł publicznych pieniędzy, co potwierdził sąd. Co ciekawe, w 2014 r. (kiedy trwała sądowa sprawa o przywłaszczenie), Wądrzyk objęła dyrektorskie stanowisko w centrum kultury i wypoczynku w Andrychowie. Ta nominacja wywołała sprzeciw części pracowników. Uważali, że osoba z zarzutami nie powinna pełnić tak ważnej funkcji. Kariera Wądrzyk w Andrychowie zakończyła się pod koniec 2017 r. skandalem. Radni odkryli bowiem, że w kasie centrum kultury brakuje pieniędzy na wypłaty dla pracowników. Z tego powodu w trybie pilnym trzeba było znaleźć w budżecie 660 tys. zł. Po tej sytuacji urzędniczka zrezygnowała z pracy. O zawodowej przeszłości wicedyrektor Wądrzyk i kontrowersjami z tym związanymi pisaliśmy w Interii we wrześniu 2023 r. 4. - Kiedy przyszła do centrum nauki, od razu zaczęła roztaczać aurę osoby, która zna wielu wpływowych ludzi i polityków. Podkreślała, jakie to ma wielkie osiągnięcia zawodowe, ale o szczegółach nie mówiła - opowiada jeden z pracowników, z którym spotykam się w redakcji Interii. Zanim wybudowano Cogiteon, pracownicy zajmowali pomieszczenia przy ulicy Lubelskiej. Niewielka przestrzeń, kilka pomieszczeń, w których siedziało po sześć-siedem osób. - Było dla nas zaskoczeniem, kiedy podchodziła do kogoś do biurka i zaczynała na niego krzyczeć, naszym zdaniem bez powodu - opowiada pracownik. Osoby poniżej 30. roku życia są dla niej "gówniarzami", o pracownikach publicznie mówi, że są "j... pe...". Do kobiet, które w jej mniemaniu ważą za dużo, mówi "wieloryby". Jedno ze spotkań już w nowej siedzibie Cogitonu, w sali jest ponad 10 osób. Jedna z osób proponuje, żeby twarzą Cogiteonu została jedna z pracownic. Wicedyrektor Wądrzyk krytykuje jej wygląd i to, że maluje usta na czerwono. Rzuca do zgromadzonych: "wygląda jak k...". Po wszystkim wybucha śmiechem, uznając to za dobry żart. Inna sytuacja. Spotkanie, w którym bierze udział kilka osób, przedłuża się. Jedna z kobiet mówi, że musi wyjść, żeby zająć się swoim małym dzieckiem. "Oddaj je do okna życia" - odpowiada wicedyrektorka i zaczyna się śmiać. - Brak szacunku ze strony wicedyrektorki widoczny jest na każdym kroku. Chyba że chodzi o osoby znane, w których blasku może się grzać. Wtedy jest miła. Kobieta o dwóch twarzach - opowiada pracownik, ten sam, z którym spotykam się w parku. - Jej taktyka jest prosta. Skłócać i kontrolować pracowników. Potrafiła jednego dnia przyjść do mnie i mówić okropne rzeczy na mojego kolegę z pracy. Po czym wyszła ode mnie i mówiła te same okropności o mnie wspomnianemu koledze - relacjonuje jeden z pracowników, z którym rozmawiam na początku maja. 5. Wybieram numer telefonu wicedyrektor Wądrzyk. Chcę umówić się z nią na spotkanie i porozmawiać o jej stylu zarządzania. Nie odbiera. Wysyłam wiadomości, dopytuję o spotkanie, chcę skonfrontować opowieści pracowników z wicedyrektorką. Kolejne próby nie przynoszą żadnych efektów. Opowiadam tę historię kilku swoim informatorom. - Gdyby pani Aneta swoje wymagania przyłożyła do samej siebie, to powinna odebrać od pana po pierwszym sygnale - mówi jeden z moich rozmówców i opowiada jedną z historii, którą już wcześniej słyszałem od kilku osób. W pewnych częściach centrum nauki jest problem z zasięgiem i nie zawsze można się dodzwonić. - Aneta próbowała dodzwonić się do jednego z pracowników. Kiedy ten nie odbiera, dzwoni do drugiego. Ten również jest poza zasięgiem. Kiedy żaden z nich nie odbiera, rzuca do stojących obok osób: idę ich rozp... - opowiada. - Bardzo lubi używać tego zwrotu. Kiedyś zrobiła karczemną awanturę kilku osobom. Po wszystkim przyszła do innego działu i mówi: ale ich rozp... - dodaje. 6. Pracownicy, z którymi rozmawiam, słowo "kontrola" odmieniają przez wszystkie przypadki. - Rozmawiałam przez telefon. Podeszła wicedyrektorka i wyrwała mi go z ręki. Powiedziała do mojego rozmówcy, że ona jest tutaj kimś ważnym, a ja jestem nikim. I dodała, że na przyszłość ta osoba ma rozmawiać z nią, a nie ze mną - opowiada jedna z pracownic. - Poszedłem kiedyś do kadr, bo miałem jakiś dokument do podpisania. Nagle wpada Wądrzyk, bo kadry ją poinformowały, że przyjdę. Wyrywa mi dokument z ręki i zaczyna go czytać i dopytywać, co to jest - dodaje kolejny. - Jeśli widziała, że rozmawiamy z kimś z urzędu marszałkowskiego, to od razu podchodziła i pytała, o czym rozmawialiśmy. I dodawała: pamiętajcie, że musicie być lojalni - opowiada jeden z pracowników. 7. Na początku lipca dzwoni do mnie kilka osób pracujących w Cogiteonie. Opowiadają mi historię jednej z pracownic. Mają dość, a ta sytuacja to przekroczenie wszelkich granic. Ich opowieści pozwalają odtworzyć przebieg wydarzeń. W jednym z przeszklonych pomieszczeń Cogiteonu młoda pracownica rozmawia ze swoją koleżanką z pracy. W pewnym momencie do gabinetu wchodzi wicedyrektor Wądrzyk dopytuje, co się dzieje i zostaje z młodą pracownicą sam na sam. Wicedyrektor Wądrzyk domaga się wyjaśnień, dlaczego dziewczyny nie było w piątek w pracy. Twierdzi, że sprawdzała kamery, że pracownica jest nieodpowiedzialna, że nie można z nią pracować. Sęk w tym, że dziewczyna w piątek pracowała zdalnie, na co wcześniej dostała zgodę. Była obecna internetowo na zaplanowanych spotkaniach, odpisywała na wiadomości, wykonywała swoje obowiązki. Wądrzyk to nie przekonuje, nie odpuszcza i krzyczy nadal. Nagle do środka wchodzi jedna z pracownic, chce pomóc swojej koleżance. Pyta jej, czy wszystko w porządku. Młoda pracownica płacze, trzęsie się i kręci głową, że "nie". Wądrzyk podchodzi do drzwi, chce je zamknąć. Zapłakana dziewczyna pyta, czy może iść do łazienki, aby się uspokoić. Wądrzyk siada naprzeciwko niej, patrzy w oczy i mówi: "biedna dziewczynka, nie potrafi rozmawiać. Nie możesz iść, masz tu siedzieć". Wicedyrektor sugeruje, że mają jeszcze inne tematy do omówienia. W pewnym momencie Wądrzyk odbiera telefon od jednego z zewnętrznych partnerów, który informuje ją, że czeka przed wejściem do budynku. Po chwili Wądrzyk wraca do pokoju razem z nim. Jest miła i uśmiechnięta. Po chwili Wądrzyk bierze swojego rozmówcę i wychodzi z nim z pokoju. Po całym zdarzeniu jedna z pracownic działu kadr mówi, że takie zdarzenie należy zgłosić, ale bez nagrania nie ma najmniejszego sensu, bo i tak nic nie da się zrobić. - Tę całą scenę widziało z 20 osób - mówi jeden z pracowników. 8. - Nie próbowaliście zgłaszać tego wszystkiego dyrektorowi? - dopytuję. Jeden mówi, że podjął dwie próby. Przyszedł i poinformował dyrektora, że wicedyrektorka mówi o nim, że jest: "głupim idiotą", "sk...", "j... frajerem". Dyrektor odpowiedział, że gdyby przejmował się wszystkim, co o nim ktoś mówi, nie mógłby być dyrektorem. Jak wyglądała druga próba? - Wchodzę do gabinetu dyrektora i mówię, że mam ważną sprawę. Dyrektor odpowiada, że jeśli to sprawa pani Wądrzyk, to nie ma sensu zaczynać rozmowy. O stylu zarządzania pani Wądrzyk chcę porozmawiać z dyrektorem Piotrem Szymańskim. "Nie widzę potrzeby spotkania z panem redaktorem w tej sprawie" - odpisuje. Dopytuję, jakie działania podjęto w tej kwestii. "Żaden z pracowników nie poinformował pracodawcy o sytuacjach mogących świadczyć o niewłaściwym stylu zarządzania i traktowania ludzi przez panią Anetę Wądrzyk" - odpowiada. Na moją sugestię, że o "stylu zarządzania" wie od co najmniej roku, odpisuje, że mam "błędne informacje". Kilkanaście godzin po tym, jak Interia wysłała oficjalne zapytania do Cogiteonu, pracownicy otrzymali maila od dyrektora. W przesłanej wiadomości pisze, że zadane pytania świadczą o tym, że kilku pracowników musiało przekazać informacje o sposobie funkcjonowania instytucji na zewnątrz. Prosi o bycie lojalnym i przypomina, że w kwestiach związanych ze sposobem funkcjonowania Cogiteonu należy informować pracodawcę. 9. - Dyrektor to dobry człowiek, ale boi się konfrontacji. Właściwie to jest tak samo traktowany przez panią Wądrzyk, jak pozostali pracownicy - mówi jeden z pracowników. - Dyrektor boi się tego, że Wądrzyk ma kontakty w PiS, który w Małopolsce rządzi - dodaje kolejny. O znajomościach Wądrzyk rozmawiam z lokalnymi działaczami PiS. - Nad nią parasol ochronny roztacza Iwona Gibas - mówi mi kilku polityków prawicy. Przypomnijmy, Iwona Gibas to członkini zarządu województwa małopolskiego odpowiedzialna za szeroko rozumianą kulturę i naukę, była szefowa biura poselskiego Beaty Szydło i osoba, która na otwarciu Cogiteonu podeszła do pracowników mówiąc im, że "ściany mają uszy". Z Iwoną Gibas na temat Wądrzyk chcę porozmawiać od września 2023 r. Jednak polityczka PiS nie odpowiada na wiadomości mailowe, ignoruje SMS-y, nie odbiera telefonu. Próby kontaktu przez jej sekretariat również kończą się niepowodzeniem. 10. Z naszych ustaleń wynika, że władze województwa od pewnego czasu mają sygnały, o tym, jak wygląda sytuacja w Małopolskim Centrum Nauki. O spotkanie i rozmowę proszę obecnego marszałka Łukasza Smółkę (w poprzedniej kadencji był wicemarszałkiem - przyp. red.) oraz wicemarszałka Witolda Kozłowskiego (w poprzedniej kadencji był marszałkiem - przyp. red.). Kilkukrotne próby kontaktu nie przynoszą efektu. Panowie nie odbierają telefonu, nie odpisują na wiadomości. Przesłane do urzędu marszałkowskiego zapytanie do momentu publikacji pozostały bez odpowiedzi. Oficjalnie żaden z pracowników nie złożył skargi. Najpierw liczyli, że uda im się sprawą zainteresować dyrektora. Potem od osób "z kadr" słyszeli, że zgłoszenie "nic nie da". Następnie mieli nadzieję, że zmienią się władze województwa i skończy się parasol ochronny nad wicedyrektorką. Kilka dni temu pracownicy przesłali do marszałka województwa pismo, w którym proszą o interwencję, pomoc i zajęcie się sprawą. Chcesz porozmaiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły. --- SPROSTOWANIE --- "Nawiązując do materiału prasowego pt. "Krzyki, wyzwiska, niewybredne żarty. Tak rządzi nominatka PiS" zamieszczonego w dniu 23 lipca 2024 roku na portalu internetowym Interia, informujemy, że zawierał on następujące nieścisłe informacje: 1) informacja wskazująca na to, że Aneta Wądrzyk jest byłą współpracowniczką Beaty Szydło stanowi informację nieścisłą, ponieważ sugeruje długotrwałe działanie Beaty Szydło i Anety Wądrzyk przy realizacji wspólnych celów i przedsięwzięć, podczas gdy - odnosząc się do faktów - jedynie w latach 1997-1998, kiedy Beata Szydło była dyrektorem ośrodka kultury w Brzeszczach, Aneta Wądrzyk pracowała w działającym w tym ośrodku kinie, a później od objęcia stanowiska burmistrza w Brzeszczach w 1998 roku Beata Szydło w żadnym stopniu nie współpracowała z Anetą Wądrzyk, 2) sformułowanie "za czasów Szydło kariera Wądrzyk nabrała rozpędu" stanowi informację nieścisłą, ponieważ sugeruje ono, że Beata Szydło miała jakikolwiek wpływ na rozwój kariery zawodowej Anety Wądrzyk, podczas gdy w rzeczywistości Beata Szydło nigdy nie miała żadnego wpływu na jej karierę zawodową. Beata Szydło"