- Ładnie to rozegrali. Najpierw podprowadzenie w postaci przypomnienia sprawy kilometrówek sprzed iluś lat, a potem zatrzymanie i zarzuty w zupełnie innej sprawie. I tak się akurat złożyło, że termin wyjątkowo politycznie wygodny - ironizuje w rozmowie z Interią jeden z polityków PiS. W partii Jarosława Kaczyńskiego nikt nie ma wątpliwości, że zatrzymanie Ryszarda Czarneckiego to "polityczny teatr". Tego sformułowania użył zresztą on sam wychodząc w środę w nocy z katowickiej prokuratury, gdzie składał wyjaśnienia. - Polityczny teatr. Władza robi igrzyska, bo nic innego nie umie - rzucił dziennikarzom Czarnecki. Przypomnijmy, Ryszard Czarnecki został zatrzymany przez agentów CBA w środę po południu na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina, gdy wracał z Tirany, gdzie brał udział w konferencji, organizowanej przez organizacje konserwatywne, w tym m.in. polskie Ordo Iuris. W tym samym czasie została zatrzymana także jego żona Emilia. Sprawa błyskawicznie wyciekła do mediów. Tylko czy faktycznie polityk powinien być zatrzymany na lotnisku, skoro wcale się nie ukrywał? - Ktoś wydał decyzję o zatrzymaniu, musiała być podstawa prawna. Każde zatrzymanie jest na dokumenty, tu nie ma nic na telefon. Kiedy robiliśmy realizacje bojowe, mieliśmy zleceniodawców. Finalnie sygnowali komórkę do realizacji. Prawda jest taka, że nie wiemy, co jest w materiale dowodowym - mówi nam jeden z byłych policyjnych antyterrorystów. - Jeśli napisano tam, że pan kombinował z łapówkami, żeby załatwiać dyplomy, mieli nawet prawo zakuć Czarneckiego w kajdanki. Nie musieli, ale mieli takie prawo. Nikt im nic nie udowodni, czy zrobili to słusznie, czy nie - podkreśla. Z informacji Interii wynika, że w trakcie pisania tego tekstu czynności w katowickiej prokuraturze krajowej cały czas trwały. Kiedy chcieliśmy dowiedzieć się o szczegółach od śledczych, odmówiono nam informacji. Wcześniej rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak poinformował, że były europoseł i jego żona zostali zatrzymani w ramach śledztwa prowadzonego przez śledczych dotyczącego nieprawidłowości w Collegium Humanum. O co chodzi w sprawie Collegium Humanum przeczytasz tutaj. Ryszard Czarnecki odejdzie z PiS? W poniedziałek "Gazeta Wyborcza" opublikowała tekst "Motorowerem przez Europę. Szokujące szczegóły 243 przestępstw Ryszarda Czarneckiego", w którym zarzucono, że Czarnecki, będąc europosłem składał fałszywe wnioski o zwrot kosztów podróży, wpisując m.in. nieprawdziwe dane pojazdów, którymi miał podróżować. O tę sprawę był pytany przez dziennikarzy w Sejmie Jarosław Kaczyński. - Jak zapadną odpowiednie wyroki, to oczywiście wtedy będziemy musieli z tego wyciągnąć wnioski. Tak jak zawsze wyciągamy w takich wypadkach. Natomiast wyroków na razie nie ma. Na razie jest rysunek w "Gazecie Wyborczej" - powiedział prezes PiS. Posłowie PiS, z którymi rozmawiamy przyznają, że kierownictwo partii ma kłopot z Ryszardem Czarneckim. Wszyscy pamiętają, że prezes osobiście wsparł go w kampanii wyborczej do PE i od lat ma z nim niezłe relacje, więc trudno będzie mu się od niego odciąć. W klubie jednak nie ma zbyt wielkiego entuzjazmu do obrony Ryszarda Czarneckiego. - Rysiek swoje za uszami może mieć, a sprawa Collegium Humanum jest rozwojowa - mówi nam jeden z posłów. - Nic dziwnego, że jest umiarkowana chęć, by go bronić - dodaje. Politycy PiS liczyli, że Ryszard Czarnecki sam usunie się w cień, być może rezygnując z członkostwa w partii do czasu wyjaśnienia sprawy. Ostatecznie, podczas Prezydium Komitetu Politycznego, zapadła decyzja o zawieszeniu polityka w prawach członka partii, co ogłosił tego samego dnia rzecznik partii Rafał Bochenek. - Prezes podchodzi do takich spraw bardzo pragmatycznie. Normalnie już dawno, by się od Ryśka odciął, ale teraz sytuacja jest o tyle bardziej skomplikowana, że nie wierzymy w niezależność prokuratury, więc trudno traktować jej działania poważnie. I taki przekaz obowiązuje: że sprawę trzeba wyjaśnić, ale powinna to zrobić niezależna prokuratura, a nie prokuratura Bodnara - mówi dobrze zorientowany rozmówca z PiS.W oficjalnym, opublikowanym w środę oświadczeniu Jarosław Kaczyński pisze m.in., że "zawsze byliśmy i jesteśmy zwolennikami wyjaśniania wszelkich nieprawidłowości". "Uważamy jednak, że muszą to czynić instytucje niezależne, obiektywne, a dziś takich nie ma" - czytamy w oświadczeniu prezesa PiS. Bo nawet ci politycy PiS, którzy entuzjastami kariery Czarneckiego nigdy nie byli, mówią dzisiaj, że sprawa jego zatrzymania może mieć drugie i trzecie dno. - Nie musieli tego robić, ale chcieli mieć pokazówkę. Nie dziwię się nawet. Rozliczenia słabo idą, żaden PiS-owiec nie siedzi w więzieniu, poza urzędniczkami i księdzem, więc trzeba było zrobić jakieś show. A przy okazji przykryć kompromitującą sprawę z wycofaniem kontrasygnaty premiera - uważa poseł PiS. I nie jest w tym odosobniony. To dość powszechna opinia w PiS, że termin zatrzymania nie był przypadkowy, lecz taki, który idealnie wpisywał się w aktualne polityczne potrzeby rządu. - Tak teraz będzie cały czas - przekonuje nasz rozmówca. Przemysław Czarnecki: Totalne zaskoczenie Próbowaliśmy się skontaktować z Ryszardem Czarneckim, był jednak nieuchwytny. Interii udało się jednak porozmawiać z jego synem, radnym PiS Przemysławem Czarneckim. Mówi nam, że w związku ze sprawą kilometrówek jego ojciec regularnie sprawdzał skrzynkę mailową, bo "nie chciał sytuacji, w której zostałby wezwany i miałby zostać posądzony o ukrywanie się czy nie stawianie się na wezwanie". Przyznaje jednocześnie, że "wątek Collegium Humanum jest zupełnie nowy". - Ojciec był prezydentem Konwentu - Rady Konsultacyjnej Biznesu tej uczelni i nigdy się z tym nie krył. Z pewnością zatrzymanie jest dużym zaskoczeniem, przede wszystkim jego okoliczności. Jako politycy jesteśmy winni wyborcom transparentność, powinno się nam patrzeć na ręce dwa razy dokładniej niż zwykłym biznesmenom. W końcu jesteśmy opłacani z publicznych pieniędzy. Nie mam problemu z formułowaniem zarzutów przez prokuraturę, od tego jest. Powinni je zebrać, jeżeli są przesłanki do aktu oskarżenia, niech go piszą. Tylko sposób, w jaki to wszystko się odbywa, jest zwyczajną hucpą. Teatrem politycznym, jak określił to mój ojciec. Mówimy o człowieku, który ma swoje lata, jest osobą publiczną, nie ukrywa się. Jego miejsce zamieszkania jest znane - przekonuje w rozmowie z Interią Przemysław Czarnecki. - Mój 13-letni brat wrócił ze szkoły, wszedł do domu i nikogo tam nie zastał. Musiał dowiedzieć się z internetu, co się wydarzyło. Został zupełnie sam. Na szczęście zaopiekowali się nim krewni, ale przecież nie było oczywiste, co się z nim stanie. To przekroczenie czysto ludzkich granic - nie kryje oburzenia syn Ryszarda Czarneckiego. Zarzuty dla Czarneckiego i jego żony Z doniesień medialnych m.in. TVN24 wynika, że zarzuty, jakie ciążą na Ryszardzie Czarneckim dotyczą lobbowania u władz Uzbekistanu na rzecz utworzenia filii Collegium Humanum w tym państwie. W zamian za to jego żona miała dostać doktorat i pracę na uczelni. - Jeżeli to byłaby prawda, że ojciec lobbował za polską uczelnią poza Polską, to chyba jako wyborcy powinniśmy tego oczekiwać? Żeby, szczególnie eurodeputowani, którzy mają większe możliwości niż przeciętny polski polityk, wykorzystywali swoje stanowisko do pracy na rzecz polskich przedsiębiorców - uważa Przemysław Czarnecki. Przyznaje też, że nie ma aktualnie kontaktu z ojcem. - Wydaje się, że mówimy jednak o sprawie wynikającej tylko i wyłącznie z oskarżeń przestępcy, który może powiedzieć wszystko. Jeśli tak będą stawiane zarzuty, współpraca polityków z biznesem będzie wyglądała gorzej niż do tej pory. A teraz, po decyzjach prokuratury, żaden polityk nie będzie chciał współpracować z przedsiębiorcami poza granicami Polski - uważa. Kamila Baranowska, Jakub Szczepański --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!