Nie było na tegorocznym Campusie Polska bardziej wyczekiwanego przez publiczność spotkania niż to z wicepremierem i szefem MON. Atmosfera jeszcze przed startem panelu była bliska wrzenia. Zanim Władysław Kosiniak-Kamysz w ogóle pojawił się na scenie Campus Areny, publiczność przez dłuższą chwilę skandowała: "Gdzie aborcja?!". Kiedy już Rafał Trzaskowski przedstawił swojego gościa, z widowni słychać było natomiast buczenie i gwizdy. - Bardzo was proszę o jedno, dlatego że Władysław Kosiniak-Kamysz był tutaj zawsze, jest najwierniejszym kampusowiczem. Zawsze stawał przed wami i należy mu się szacunek za to, że odpowiadał zawsze na wasze pytania i zawsze mówił otwarcie o swoich poglądach. Więc teraz bardzo was proszę o szacunek i o rozmowę, do której przywykliśmy na Campusie. Naszą tradycją jest to, żeby szanować swoich gości - apelował do zgromadzonych w olsztyńskim Kortowie prezydent Warszawy. Kosiniak-Kamysz nie dał się jednak zastraszyć czy speszyć. Do wrogo nastawionej publiczności wyszedł z otwartą przyłbicą. - Byłem tu zawsze. Jestem jedynym politykiem spoza PO, który był tu zawsze - zaczął wicepremier. I dodał: - Wiem, że jestem politykiem najbardziej po prawej stronie. Przyjeżdżam, by hasła, takie jak demokracja i konstytucja, które nas zjednoczyły 15 października, mogły zawsze wybrzmieć. Jak przyznał, "wiele osób odradzało mu przyjazd na Campus". - Większość osób ma tutaj inne poglądy, ale z szacunku do dialogu, który przywracamy, chcę, żeby to było fundamentem. Jestem tutaj z otwartością, mimo różnic - powiedział prezes PSL i za te słowa otrzymał już od publiczności brawa. W dalszej części swojego panelu pokazał, że zaprezentowana na początku odwaga nie była na pokaz. Ze spokojem i pewnością siebie odpowiadał na liczne trudne pytania - m.in. o aborcję, obniżenie składki zdrowotnej, push backi na polsko-białoruskiej granicy czy ultrakonserwatystów na listach wyborczych PSL - a z każdą kolejną minutą czuł się na scenie Campus Areny coraz pewniej i swobodniej. Z Olsztyna Kosiniak-Kamysz wyjeżdża z tarczą i poczuciem dobrze wykonanego zadania, a dla polskiej polityki i dla przyszłości koalicji rządzącej z jego występu na Campusie Polska płynie kilka ważnych wniosków. Po pierwsze: Konfrontacja Tuska z Kosiniakiem-Kamyszem coraz bliżej Występu Kosiniaka-Kamysza na Campusie Polska nie można rozpatrywać w oderwaniu od wcześniejszego występu Donalda Tuska. Premier bezpośrednio wskazał PSL jako hamulcowego progresywnych zmian w prawie, na które czekały miliony wyborczyń Koalicji 15 Października. Tusk przyznał, że po trudnych rozmowach zdołał przekonać Polskę 2050 do poparcia depenalizacji aborcji, ale z ludowcami mu się nie udało. - Do następnych wyborów większości w tym parlamencie dla legalnej aborcji, w pełnym tego słowa znaczeniu, nie będzie. Nie ma się co oszukiwać - powiedział młodym ludziom 23 sierpnia Tusk. Tym samym umył ręce od problemu z liberalizacją prawa aborcyjnego, pokazując, że co mógł, to w tej sprawie zrobił, a wina leży nie po jego stronie. Z kolei mając świadomość, że cztery dni później na Campusie pojawi się Kosiniak-Kamysz, wskazując palcem na PSL Tusk de facto rzucił wicepremiera na pożarcie młodej i bardzo progresywnej publiczności. Publiczności, dla której temat legalizacji aborcji jest jedną z najważniejszych kwestii. Kosiniak-Kamysz nie przestraszył się jednak ani fortelu Tuska, ani pułapki na PSL, ani wrogiej olsztyńskiej publiczności. Przyjechał i walczył - o swoją pozycję w rządzie, o swój wizerunek, o przyszłość PSL w koalicji rządzącej. Jak skończy się ta wojna, tego jeszcze nie wiemy, ale tę jedną bitwę prezes ludowców może zapisać po stronie swoich zwycięstw. A takich bitew z pewnością będzie więcej, bo postawa Kosiniaka-Kamysza nie jest jakimś nieprzemyślanym wyskokiem. To element większego politycznego planu. - Władek chce porzucić rolę młodszego brata. Jest ambitnym politykiem, nie pozwoli sobie na stawianie go do pionu. Nawet przez Tuska. Jest wicepremierem i szefem partii, bez której niczego nie uda się zrobić. To mocne narzędzia i on wreszcie ma odwagę z nich korzystać - mówił Interii pod koniec lipca polityk z władz PSL. W kierownictwie ludowców tajemnicą poliszynela jest, że Kosiniak-Kamysz chowa do Tuska urazę o to, jak został potraktowany przy okazji kryzysu na polsko-białoruskiej granicy. I nie zamierza pozwolić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. W swoich rękach ma mocne atuty. Jest pierwszym wicepremierem, szefem kluczowego resortu siłowego, nadzoruje politykę bezpieczeństwa, która jest fundamentem politycznej strategii Tuska, jest także prezesem partii, bez której Koalicja 15 Października nie może przegłosować żadnych kluczowych zmian. Im silniejszy będzie Kosiniak-Kamysz, tym większy będzie problem Tuska z utrzymywaniem pełnej kontroli nad koalicją rządzącą. Nie od dziś wiadomo, że Tusk nie lubi dzielić się władzą i miejscem na pierwszym planie. Z prezesem PSL ma zaś ten problem, że po wielu latach w polityce Kosiniak-Kamysz najwyraźniej wreszcie dorósł do tego, żeby grać swoją grę, a nie tylko być pionkiem w grze innych (zwłaszcza Tuska). To w oczywisty sposób rodzi natomiast konflikt politycznych interesów. I zapowiada starcie, z którego zwycięsko wyjdzie tylko jeden z nich. Po drugie: Ostra walka o przyszłość PSL Kosiniak-Kamysz w konfrontacji z Tuskiem i Koalicją Obywatelską nie odstawi nogi z jeszcze jednego arcyważnego powodu: walczy o przyszłość i polityczne przeżycie PSL. Wynik wyborów parlamentarnych (14,4 proc.) uśpił czujność ludowców. Wynik wyborów samorządowych - Trzecia Droga uzyskała w nich dobry wynik (14,25 proc.), ale PSL względem 2018 roku straciło dużo na każdym poziomie samorządu - był lampką ostrzegawczą. Z kolei wynik wyborów europejskich (6,91 proc.) to już głośno wyjąca syrena alarmowa. PSL walczy dzisiaj o przeżycie i o to, żeby w 2027 roku ponownie znaleźć się w parlamencie. Niekoniecznie razem z Polską 2050 w ramach Trzeciej Drogi, bo ostatni wynik wyborczy pokazał, że najlepsze chwile ten sojusz może mieć już za sobą. Dlatego PSL robi, co tylko może, żeby odróżnić się od swoich koalicjantów, pokazać podmiotowość w ramach rządu i wywiązać ze złożonych wyborcom obietnic (polityczna sprawczość!). Bierność oznaczałaby zdanie się na łaskę Tuska i Koalicji Obywatelskiej i niechybny kurs na zostanie kolejną Nowoczesną czy Inicjatywą Polska. Kosiniak-Kamysz, jako prezes partii i szef mający silną pozycję w swojej formacji, dostał od partii oraz peeselowskiego aktywu upoważnienie i wsparcie, żeby o interesy ludowców grać ostro i bez skrupułów. W Koalicji Obywatelskiej widzą tę zmianę i najłagodniej będzie powiedzieć, że im się ona niespecjalnie podoba. Dotychczas głównym problemem Tuska i KO w koalicji rządzącej był Szymon Hołownia i Polska 2050. Jednak od późnej wiosny tego roku ich miejsce zaczęli zajmować ludowcy. - PSL stało się u nas tematem. W partii słychać skrajne opinie. Z jednej strony, żeby też im pokazać siłę i ustawić ich do pionu; z drugiej - żeby ulegać, przeczekać ten kryzys i myśleć o przyszłości koalicji - tak pod koniec lipca stan gry diagnozowało nasze źródło z władz Platformy Obywatelskiej. - Kosiniak-Kamysz nie jest problematyczny, to PSL jest problematyczne ze swoją roszczeniowością. Kosiniak-Kamysz jest zakładnikiem własnych ludzi i wszystkich tych, którzy chcą na jego plecach zrobić własne kariery. On sam nie poradził sobie w MON, nie poradził sobie w wyborach europejskich i teraz jakoś próbuje z tego wybrnąć. To polityka - dodała osoba, z którą wówczas rozmawialiśmy. Bliski współpracownik Kosiniaka-Kamysza mówił nam wówczas tak: - Władek odreagowuje też końcówkę kampanii europejskiej, gdzie Tusk się z nim nie p... To na pewno we Władku zostało i dało mu siłę. On ma mocną pozycję w PSL, politycznie dorósł do rozegrania własnej agendy. Także tej osobistej, w rządzie. Po trzecie: Czerwone flagi dla koalicji rządzącej Prezes PSL wspomnianą własną agendę rozgrywa. I to coraz wyraźniej. A tej jesieni na koalicyjnym stole znajdzie się kilka tematów, które zdecydują o tym, na ile ta gra okaże się skuteczna. Te tematy to aborcja (projekt depenalizacji najpewniej już we wrześniu wróci do Sejmu), związki partnerskie (PSL chce przeforsować własną, alternatywną ustawę o statusie osoby najbliższej), obniżenie składki zdrowotnej (w koalicji nie ma na razie zgody co do finalnego kształtu projektu) czy wychowanie patriotyczne (to oczko w głowie Kosiniaka-Kamysza, ale ostre weto jego pomysłom postawiła szefowa MEN Barbara Nowacka). To pokazuje, że przed koalicją trudne rozmowy, burzliwe miesiące i realne ryzyko pogrążenia się w politycznym imposybilizmie. Temperaturę dodatkowo podkręci natomiast start kampanii prezydenckiej, której końcowy wynik zaważy na tym, czy i co Koalicja 15 Października będzie w stanie zrobić w tej kadencji parlamentu. Tu Kosiniak-Kamysz ma akurat spokojną głowę, bo kandydować nie zamierza. To z kolei daje mu większy margines błędu i możliwość przerzucenia presji na stronę Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. Idealne okoliczności, żeby zagrać va banque i zerwać ze statusem "młodszego brata" Tuska.