4 czerwca Wiaczesław Wołodin przedstawił w Telegramie swoją odpowiedź na pytanie propagandowego Russia Today o relacje z Polską. Jego stanowisko zostało opublikowane na oficjalnej stronie Dumy Państwowej. Przewodniczący rosyjskiego parlamentu stwierdził, że w czasach marszałka Piłsudskiego "popełniono potworne zbrodnie przeciwko ludzkości". "W latach 1919-1921 rozstrzelano i torturowano ponad 30 tysięcy naszych żołnierzy i oficerów. Ludzie umierali z powodu ciągłego głodu, zimna i chorób. Polskie obozy jenieckie były takie same jak nazistowskie" - ocenił polityk. Sprawdzamy, ile w tych tezach jest prawdy. Armia Czerwona w obozach jenieckich Sprawa dotyczy obozów jenieckich w czasie wojny polsko-bolszewickiej, którą Rosja przegrała i w konsekwencji tysiące jej żołnierzy dostały się do niewoli. Według Wołodina Polska "zaprzecza istnieniu w kraju obozów zagłady i eksterminacji wziętych do niewoli żołnierzy Armii Czerwonej". Polityk wezwał też Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej i Prokuraturę Generalną do "kompleksowego śledztwa w sprawie okoliczności śmierci naszych żołnierzy". Sprawa odbiła się szerokim echem w Rosji. Depesze o stanowisku Wołodina przygotowały agencje TASS i RIA Novosti, a na ich podstawie artykuły na ten temat opublikowano w innych rosyjskich mediach. Wołodin zapomina jednak lub raczej celowo pomija fakt, że sprawa obozów jenieckich była już badana. Co więcej, w pracach brali udział rosyjscy historycy. - Sprawa jest znana i wraca regularnie od końca lat 80., przy okazji dyskusji o Katyniu. Moim zdaniem jest absolutnie dęta, jest elementem propagandy - zaznacza w rozmowie z Interią dr hab. Tadeusz Rutkowski, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i naukowiec Wydziału Historii UW. Historyk był uczniem Mariana Wojciechowskiego, który na przełomie lat 80. i 90. był szefem Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych oraz członkiem polsko-sowieckiej komisji ds. badania białych plam. W schyłkowym okresie PRL zaczęto analizować sprawę Katynia - mordu polskich oficerów na polecenie Stalina. Wtedy Rosjanie podnieśli sprawę obozów jenieckich. - Zachowała się bardzo obszerna i dosyć kompletna dokumentacja dotycząca tych obozów, która była badana przez polskich historyków, także we współpracy z historykami rosyjskimi - wskazuje profesor Rutkowski. - Wojciechowski zgodnie z intencjami ówczesnych władz skserował te dokumenty i wysłał do Moskwy. Sprawa na jakiś czas się zamknęła - wspomina historyk. Fakty o rosyjskich jeńcach Na transparentność działań strony polskiej zwraca też uwagę profesor Uniwersytetu Warszawskiego, dr hab. Agnieszka Bieńczyk-Missala, wykładowczyni na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych. - Polska ma za mocne karty, jeśli chodzi o kwestię jeńców. Rosja nie dysponuje dowodami na swoje tezy. Polska zawsze była transparentna, ujawniała dane. Minister Władysław Bartoszewski w 2000 roku przekazał Rosji archiwum dotyczące tych obozów - zaznacza w rozmowie z Interią. - Istnieją także raporty Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, który wizytował te obozy i nie miał zastrzeżeń do traktowania jeńców - dodaje Bieńczyk-Missala. - Dużo więcej polskich jeńców zginęło w tamtym czasie w sowieckich obozach, około 40 procent przetrzymywanych osób. Jeżeli chodzi o Polskę, to tutaj historycy mają różne dane, ale to jest między 17 a 19 procent jeńców rosyjskich, a śmierć była spowodowana przede wszystkim epidemiami - wskazuje Bieńczyk-Missala. Wówczas w Europie szalała hiszpanka i czerwonka, które nie oszczędziły terenów Polski. To choroby były główną przyczyną zgonów jeńców wojennych, a nie jak uważa Wołodin - "mordy i tortury". Dlaczego zatem rosyjski polityk podnosi tę kwestię? Rosja szuka kontrargumentu i oczernia Polskę - Sądzę, że to jest element konsekwentnej polityki dezinformacyjnej Rosji. Częścią tej polityki jest oczernianie Polski, którą odgrywa ważną rolę w kontekście Ukrainy. Wspiera ją logistycznie, militarnie i przede wszystkim humanitarnie - zaznacza Bieńczyk-Missala. - Od kiedy zaczęła się wojna bardzo często pojawiają się wypowiedzi polityków rosyjskich, dotyczące roli Polski w historii. Mam na myśli insynuacje, że na przykład Polska była współodpowiedzialna razem z Niemcami za wybuch II wojny światowej - mówi dalej. - Po raz pierwszy sprawa jeńców pojawiła się, kiedy Polska już w 1989 roku zaczęła podnosić kwestię Katynia. To jest polityka Rosji polegająca na szukaniu kontrargumentu, jeśli chodzi o próby wyjaśniania przez Polskę różnych zbrodni sowieckich na Polakach - ocenia ekspertka. Podobnego zdania jest profesor Rutkowski. - To jest kwestia "anty-Katynia". Sprawa Katynia dla pamięci rosyjskiej jest bardzo obciążająca i jest negowana już od dłuższego czasu przez ekipę putinowską. Zamknęli akta śledztwa i od pewnego momentu zaczęli wręcz negować odpowiedzialność Rosji Sowieckiej za mord katyński - podkreśla w rozmowie z Interią. - Sprawa obozów jenieckich została podniesiona jako strategia: "myśmy mordowali, ale wy też nas mordowaliście". Echa tego sposobu myślenia to wyciągnięcie sprawy jeńców, żeby pokazać złą stronę Polski i powrócić do klisz propagandowych jeszcze z okresu sowieckiego - wskazuje profesor. Po co Wołodinowi śledztwo w sprawie Polski? Jednak stanowisko Wołodina od podobnych wystąpień rosyjskich elit odróżniają dwie sprawy. Po pierwsze wypowiedź opublikowała Duma Państwowa. Po drugie, polityk domaga się od rosyjskich organów śledztwa w sprawie rzekomych zbrodni. - To też jest oczywiście element polityki wewnętrznej, kreowania wizerunku Rosji jako państwa-ofiary. Na przykład Rosja też zawsze usprawiedliwia agresję na Ukrainę zagrożeniem faszyzmem - mówi profesor Bieńczyk-Missala. - Chodzi o to, żeby wywołać jakiś temat, który może się ciągnąć. Możemy sobie wyobrazić, że jakieś organy rosyjskie rozpoczną postępowania, one się będą ciągnęły latami. To będzie stały temat i problem w stosunkach polsko-rosyjskich, któremu Polska będzie musiała się jakoś przeciwstawiać - wyjaśnia. Agnieszka Bieńczyk-Missala zaznacza też, że w jej ocenie, na obecnym etapie polskie służby dyplomatyczne nie powinny reagować na wypowiedź Wołodina. - Natomiast jeżeli jakieś organy rzeczywiście wszczęłyby postępowanie, to wtedy na pewno powinna być reakcja - mówi Interii. W wypowiedzi Wołodina pojawia się stwierdzenie o "zbrodniach przeciwko ludzkości". - W przypadku obozów jenieckich, jeżeli można o jakichkolwiek zarzutach mówić, to o uchybieniach ze stron władz państwowych, które można w większym lub mniejszym stopniu tłumaczyć warunkami wojennymi. W tym czasie szalała hiszpanka, czerwonka i generalnie warunki funkcjonowania armii i ludności polskiej były wtedy bardzo złe - odpowiada profesor Rutkowski. - Tak że tutaj kategoria zbrodni przeciwko ludzkości nie ma zastosowania. W przeciwieństwie do sprawy katyńskiej, która była ewidentnie masowym mordem, wykonanym na polecenie władz państwa - podsumowuje historyk.