Czy w warszawskim przemówieniu Joe Bidena zabrakło konkretów? Jeśli ktoś oczekiwał zapowiedzi umieszczenia stałych baz USA w Polsce, transferu uzbrojenia, ustanowienia strefy zakazu lotów nad Ukrainą - mógł wyjść rozczarowany. Amerykański prezydent, choć energiczny i dobrze czytający emocje słuchaczy, faktycznie nie powiedział niczego, czego nie słyszelibyśmy z ust amerykańskich polityków od pierwszych dni wojny w Ukrainie. Jeśli jednak przyjmiemy inny punkt widzenia i odczytamy jego przesłanie przez pryzmat prognozowanych geopolitycznych trendów oraz fragmentów skierowanych bezpośrednio do Rosji, Polski i świata Zachodu - bilans wizyty jest mimo wszystko dodatni. Prezydent Biden - zarówno na Zamku Królewskim jak i podczas wcześniejszych części wizyty, potwierdził najważniejsze zobowiązanie, jakie Ameryka powzięła wobec innych sojuszników Paktu Północnoatlantyckiego. Chodzi o "świętość art. 5 NATO", czyli obietnicy obrony każdego centymetra kwadratowego ziemi państw członkowskich jak swojego. Wcześniej to samo przesłanie przekazał w wywiadzie z Interią ambasador Mark Brzezinski. Do tej pory podobne zapewnienia mogliśmy słyszeć od każdego z przywódców Ameryki, który odwiedzał tę część Europy, ale po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny mają one realne odzwierciedlenie w faktach. Obecnie w Europie stacjonuje ponad 100 tys. amerykańskich żołnierzy, polskie niebo pełne jest amerykańskich samolotów transportowych i myśliwców, w Rzeszowie stacjonują dwie baterie systemu Patriot. Jeśli Władimir Putin zdecyduje się naruszyć integralność terytorialną Polski, zapłaci za to cenę kolektywnej odpowiedzi militarnej Sojuszu. Gdy Joe Biden powtarza to zapewnienie transmitowane na cały świat, zakładam, że nie rzuca słów na wiatr. Jego dwudniowa wizyta w Polsce miała zatem charakter nie tylko symboliczny, ale również realny od strony tzw. twardego bezpieczeństwa. Słynna już pizza z amerykańskimi żołnierzami stacjonującymi w Rzeszowie w rzeczywistości pokazywała, że to też miejsce - choć oddalone o tysiące kilometrów od Waszyngtonu - które największy członek NATO uważa za kluczowy element nowe architektury bezpieczeństwa w Europie. Joe Biden podkreślał w swoim przemówieniu w Warszawie właśnie tę dychotomię - demokracja kontra państwa autorytarne. Ukraina, kontra agresywna polityka Rosji Władimira Putina, która musi przegrać zarówno na froncie, jak i od strony gospodarczej. "Rubel to waluta śmieciowa" - stwierdził Biden przy owacji zgromadzonej publiczności. To ważne przesłanie pokazujące determinację w nakładaniu sankcji na Kreml. Na marginesie wizyty amerykańskiego prezydenta warto również zauważyć pojawiającą się wobec niej krytykę. Część ukraińskich oraz polskich mediów oraz komentatorów nie bez racji zaniepokoiło rozdzielenie Rosji od Putina. "Rosja to nie Putin" - mówił Biden, nawołując obywateli do wpłynięcia na swojego prezydenta w celu zakończenia wojny, która cofnie ich kraj do "ekonomicznego XIX wieku". Nie wiem, i nie wyczułem entuzjazmu zgromadzonych będąc na miejscu, czy właśnie tak Rosję postrzegają państwa, które z nią graniczą. Prawie 80 proc. poparcia w społeczeństwie rosyjskim wobec agresji na Ukrainę pokazuje, że to odpowiedzialność nie tylko jednego człowieka i części dowództwa armii. Wielu polityków i dziennikarzy spodziewało się po 26 marca rozdziału, który otworzy nowy odcinek polityki amerykańskiej. Czegoś na wzór słynnego przemówienia Johna F. Kennedy’ego w Berlinie. Te antycypacje - w moim odczuciu - nie zostały zaspokojone. Powiedzenie Putinowi twardego "nie" oraz odwołanie do papieża Jana Pawła II, Lecha Wałęsy, Solidarności i heroizmu obrońców Ukrainy to nadal mało w sytuacji, gdy nieliczni Ukraińcy na Zamku Królewskim wykrzyczeli na koniec przemówienia swoje oczekiwania - "zamknij niebo". Takie decyzje nie padły, ale o czym amerykańska dyplomacja rozmawiała poza światłami kamer z ukraińskim szefem MSZ oraz Ministerstwa Obrony, nie wiemy. Bez względu na to, jak chcielibyśmy aby zachował się prezydent USA w Polsce, dostaliśmy to, co jest w obecnym rozrachunku i układu sił możliwe. Gwarancje bezpieczeństwa, zapowiedź większego wsparcia humanitarnego, potwierdzenie obecności amerykańskich wojsk, rozwój energetyki jądrowej oraz transferu LNG, przełamanie do tej pory chłodnych relacji między polskim a amerykańskim rządem. Dużo, jak na dwa dni. Czy wystarczająco, wobec potrzeb Ukrainy, która płaci krwią za swoją niepodległość i bezpieczeństwo Zachodu? To osobne pytanie. Być może przemówienie warszawskie nie przejdzie do historii, ale nie przemówieniami - ale działaniem - pisze się historię. Marcin Makowski dla Wydarzeń Interii