Poczet premierów III RP
Mija 15 lat od pierwszych prawie demokratycznych wyborów w naszej części Europy, które miały kluczowe znaczenie dla upadku komunizmu i narodzin III RP. Od tego czasu Polska miała 10 rządów, a jesteśmy świadkami powstawania 11.
Jest to swoisty rekord w Europie, a porównywać możemy się chyba tylko z Włochami. Przypomnijmy sobie premierów III Rzeczypospolitej.
Wybory czerwcowe nie były do końca wolne i demokratyczne. Ordynacja zapewniała kandydatom wywodzącym się z obozu rządzącego 299 miejsc w Sejmie. Dodatkowo władze mogły wysunąć własnych (byle bezpartyjnych) kandydatów do walki o pozostałe 161 mandatów, na uzyskanie których szansę miała "Solidarność".
Wyboru stu senatorów miano dokonać w 49 okręgach, których granice pokrywały się z obszarem województw, z tym, że w okręgu katowickim i warszawskim wybierano po 3 senatorów. Wybory do Senatu zgodnie z postanowieniami "Okrągłego Stołu" miały być wolne, a przynależność partyjna kandydata nie miała znaczenia.
Pierwsza tura wyborów odbyła się 4 czerwca 1989 roku, a druga 18 czerwca. Kierownictwu PZPR bardzo zależało na przeprowadzeniu wyborów w jak najkrótszym terminie. Chciano w ten sposób wykorzystać szybko topniejące poparcie części społeczeństwa dla rządu Rakowskiego oraz dać opozycji jak najmniej czasu na zorganizowanie kampanii.
W pierwszej turze kandydaci Komitetu Obywatelskiego do Sejmu uzyskali 160 ze 161 możliwych do zdobycia miejsc w Sejmie. W wyborach do Senatu reprezentanci "Solidarności" zdobyli 92 mandaty, a ośmiu innych, którym zabrakło wymaganej większości głosów, weszło do drugiej tury.
W drugiej turze "Solidarność" zdobyła jedyny brakujący jej mandat poselski oraz 7 z 8 pozostałych jeszcze do obsadzenia mandatów senatorskich. Jako jedyny kandydat KO przegrał wybory Piotr Baumgart, startujący w województwie pilskim. Pokonał go miejscowy przedsiębiorca Henryk Stokłosa, występujący jako kandydat niezależny, faktycznie jednak powiązany z obozem władzy.
Po wyborach powstał pozapartyjny gabinet, na czele którego stanął pierwszy niekomunistyczny premier w Europie Środkowo-Wschodniej. Zgodnie z zaproponowaną formułą "wasz prezydent, nasz premier", na wniosek prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego 24 sierpnia 1989 roku Sejm powołał Tadeusza Mazowieckiego na prezesa Rady Ministrów.
Tadeusz Mazowiecki pełnił tę funkcję od 24 sierpnia 1989 do 14 grudnia 1990 roku. Stworzył koncepcję "grubej kreski", czyli pojednania i wybaczenia win przeszłości (ale nie przestępstw) obejmującą ludzi dawnego reżimu. Dziś krytykowaną przez szereg środowisk za brak rozliczenia byłych działaczy PZPR. Rząd Tadeusza Mazowieckiego zapoczątkował też reformy gospodarcze znane pod nazwą "planu Balcerowicza". Posłuchaj "radiowego portretu" Tadeusza Mazowieckiego przygotowanego przez Mirę Skórkę z RMF FM:
Mazowiecki jako kandydat w wyborach prezydenckich w 1990 roku, zajął trzecie miejsce za Lechem Wałęsą i Stanem Tymińskim. W efekcie na stanowisku premiera zastąpił go Jan Krzysztof Bielecki, który był szefem rządu przez niespełna rok, od 4 stycznia 1991 do 5 grudnia 1991 roku. Bielecki, wywodzący się ze środowiska gdańskich liberałów kontynuował trudne reformy ekonomiczne do następnych wyborów parlamentarnych.
W pierwszych całkowicie wolnych wyborach, które odbyły się 27 października 1991 roku, największą ilość mandatów w Sejmie zdobyły Unia Demokratyczna (62), SLD (60), KPN (51), PSL (50), WAK (50) PC (44), KLD (37), PL (28), NSZZ "Solidarność" (27), PPPP - (16). Czternaście innych komitetów wyborczych wprowadziło do Sejmu mniej niż dziesięciu posłów, z czego 7 po zaledwie jednym. Sto mandatów senatorskich zostało podzielonych w następujący sposób: UD - 21, NSZZ "Solidarność" - 12, WAK - 9, POC - 9, PSL-SP - 9, PL - 7, KLD - 6, KPN - 4, SLD - 4, PChD - 3, ChD - 1, Unia Wielkopolan - 1, Mniejszość Niemiecka - 1, kandydaci mniejszych komitetów (tj. nie posiadających reprezentacji w Sejmie) oraz niezależni - 13.
Formalnym zwycięzcą była Unia Demokratyczna, ale było to zwycięstwo - szczególne na tle przedwyborczych sondaży - pyrrusowe i osiągnięte raczej dzięki silnemu rozbiciu obozu Wałęsy z wyborów prezydenckich, niż utrzymaniu elektoratu Mazowieckiego. Mimo, że w UD znalazł się prawie w całości obóz Mazowieckiego z 1990 r., otrzymała ona zaledwie 46 proc. głosów zdobytych przed niespełna rokiem przez premiera w wyborach prezydenckich.
Tak duże rozproszenie mandatów było powodem kłopotów z uformowaniem nowego rządu. Dopiero po dwóch miesiącach powstał rząd Jana Olszewskiego (6 grudnia 1991 - czerwiec 1992).
5 czerwca 1992 roku na wniosek prezydenta Lecha Wałęsy Sejm odwołał rząd Jana Olszewskiego. Na funkcję premiera prezydent desygnował Waldemara Pawlaka, który zrezygnował jednak z misji utworzenia rządu, a wówczas - dzięki mediacji posłów "Solidarności" - powstał rząd Hanny Suchockiej.
Funkcję premiera pełniła niespełna rok. W wyniku ujawnienia przez Jarosława Kaczyńskiego tajnej instrukcji UOP (nr 0015/92), dotyczącej zakładania podsłuchów i inwigilacji partii politycznych, 28 maja 1993 roku Sejm przyjął (jednym głosem przewagi) wniosek Solidarności o wotum nieufności wobec rządu Hanny Suchockiej.
W efekcie prezydent rozwiązał parlament i zarządził przedterminowe wybory. Wybory z września 1993 roku były sporym zaskoczeniem. Do władzy doszły ugrupowania postkomunistyczne - SLD i PSL.
26 października 1993 roku Sejm powołał na stanowisko premiera rządu koalicyjnego SLD-PSL Waldemara Pawlaka. Wprawdzie w lutym 1995 podał się do dymisji. Ale koalicja rządziła do wyborów w 1997 roku. O jego karierze opowiada Tomasz Skory z RMF FM:
W lutym 1995 roku Waldemar Pawlak podał się do dymisji. W jego miejsce, 1 marca 1995, Sejm powołał Józefa Oleksego z SLD. Jednak premier Oleksy długo nie pozostał na stanowisku. Tuż po wyborach prezydenckich, 21 grudnia 1995 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski, najpierw na spotkaniu u prezydenta Lecha Wałęsy, a potem w Sejmie, oskarżył premiera Józefa Oleksego o działalność agenturalną na rzecz Rosji. Oleksy miał według niego, pod pseudonimem "Olin", współpracować z rezydentami KGB w Polsce - Ałganowem i Jakimiszynem.
24 stycznia 1996 Józef Oleksy złożył dymisję, a następnie, nieco demonstracyjnie, został wybrany szefem SdRP. Sprawa została w końcu umorzona, choć śledztwo trwało 3 lata. Dziennikarze polityczni RMF nazywają Józefa Oleksego jednym słowem: "niezatapialny":
W lutym 1996 roku Sejm powołał na stanowisko premiera Włodzimierza Cimoszewicza, który zasłynął ze swej niefortunnej wypowiedzi w czasie wielkiej powodzi, jaka nawiedziła południe Polski w lecie 1997 roku (premier miał wtedy powiedzieć, że poszkodowani w powodzi powinni się byli ubezpieczyć). W efekcie w wyborach do Sejmu i Senatu, które odbyły się 21 września 1997 roku wygrała opozycyjna AWS.
Na czele nowego rządu dość nieoczekiwanie stanął prof. Jerzy Buzek, desygnowany przez Mariana Krzaklewskiego, który nie zdecydował się na objęcie tej funkcji. Wicepremierem został szef Unii Wolności - Leszek Balcerowicz. Od początku tworzenia rządu między koalicjantami trwały spory co do podziału tek i proporcji wpływów.
Rząd Jerzego Buzka został zaprzysiężony 31 października 1997 roku. W wyniku tych wyborów ukształtował się w Polsce system dwóch partii dużych. Koalicja kontrolowała 56,5 proc. mandatów w Sejmie. Jednak trwało to tylko do 6 czerwca 2000 roku, kiedy koalicję opuściła Unia Wolności. Władzę sprawował więc mniejszościowy rząd AWS. Mimo to premier Jerzy Buzek był pierwszym premierem w historii III RP, który sprawował swą funkcję przez całą kadencję.
Wybory we wrześniu 2001 roku odbyły się w atmosferze zagrożenia terrorystycznego po atakach 11 września w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej w koalicji z Unią Pracy i Krajową Partią Emerytów i Rencistów.
Lewica uzyskała "tylko" 41 proc. głosów (216 mandatów), Platforma Obywatelska zdobyła prawie 13 proc. głosów (65 mandatów), Samoobrona 10 proc. (53 mandaty), PiS 9,5 proc. (44 mandaty), PSL prawie 9 proc. (42 mandaty), LPR 8 prawie proc. (38 mandatów).
W efekcie powstał rząd koalicyjny SLD-PSL, a premierem został Leszek Miller. Przed wyborami we wrześniu 2001 roku mówił o skompromitowanym rządzie Jerzego Buzka: "kończy się żałosna gra C-klasowej drużyny". Los spłatał mu jednak figla. Jego rząd pod koniec działalności miał nawet gorsze wyniki w sondażach opinii publicznej, SLD się rozpadło, a do ujawnionych afer (np. afera Rywina, starachowicka) wciąż dochodzą nowe, ujawniane przez dziennikarzy i byłych ministrów jego rządu (sprawa Orlenu).
Nie udało mu się zrealizować ambitnych zapowiedzi i obietnic przedwyborczych. Dzięki ministrowi Łapińskiemu dobito i tak już konającą służbę zdrowia, powiększyła się dziura budżetowa, na nic zdał się ratunkowy plan Hausnera. Polska nie zawarła też kontraktu na dostawy gazu z Norwegii, o czym przypomniał nam incydent z wyłączeniem dostaw dla Białorusi, i pośrednio Polski, przez Rosjan.
Sam Leszek Miller liczy na to, że w podręcznikach historii zostanie przedstawiony jako ten, który wprowadził Polskę do Unii Europejskiej. Jednak wyborcy nie tak go chyba zapamiętają. W końcu Leszek Miller był najbardziej niepopularnym premierem III RP. I chyba dobrze pasują tu pamiętne słowa samego Millera, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.
Marek Belka zaczyna
2 maja prezydent Aleksander Kwaśniewski odwołał ze stanowiska premiera Millera, a na to miejsce powołał ekonomistę, prof. Marka Belkę. Jego rząd jak dotąd nie uzyskał w Sejmie wotum zaufania. Ale, zgodnie z konstytucją, może on dostać jeszcze dwie szanse. Zarówno prezydent, jak i SLD, w dalszym ciągu nie widzą lepszego kandydata na premiera.
Teraz - zgodnie z konstytucją - inicjatywa powołania nowego gabinetu przechodzi w ręce Sejmu, który ma dwa tygodnie na wysunięcie własnego kandydata na szefa rządu i udzielenie jego gabinetowi wotum zaufania taką samą bezwzględną większością głosów.
Gdyby Izbie nie udało się na tym etapie wyłonić rządu, konstytucja przewiduje trzecie podejście, w którym inicjatywa wraca do prezydenta. Głowa państwa w ciągu dwóch tygodni ma wyznaczyć nowego premiera, następnie zaś w ciągu kolejnych dwóch tygodni prezes Rady Ministrów musi uzyskać wotum zaufania w Sejmie.
Na tym etapie posłowie poparcia nowemu rządowi udzielają zwykłą większością głosów (liczba wstrzymujących nie ma znaczenia) w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Jeśli jednak i w tym podejściu nie udałoby się utworzyć rządu, to prezydent jest zobligowany rozwiązać parlament i zarządzić przyspieszone wybory.