W środę w Sejmie odbywają się pierwsze czytania projektów - rządowego i poselskiego - ustawy o zmianie ustaw w celu wsparcia odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła. Projekt rządowy referowała minister klimatu i środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska. Zakłada on przedłużenie na cały 2024 r. zamrożonych cen energii na poziomie cen i stawek taryfowych z 2022 r. Kosztować ma to w sumie ponad 31 mld zł. Źródłem finansowania jest budżet państwa. - Rząd swoimi działaniami z ostatnich dwóch kadencji pokazał, że bezpieczeństwo Polaków jest kluczowe - podkreśliła Łukaszewska-Trzeciakowska. Dodała, że Polska staje się też coraz bardziej atrakcyjnym krajem dla inwestycji w OZE. - Od 2015 r. w OZE zainstalowana moc wzrosła trzykrotnie osiągając 27 GW - wskazała. Minister przypomniała, że w zeszłym roku Polska mierzyła się z agresją Rosji na Ukrainę, co spowodowało, że rząd musiał podjąć środki nadzwyczajne, ograniczające wysokość ceny energii, ciepła i gazu. Zwróciła uwagę, że niwelowały one efekty wojny i jednocześnie zdejmowały z przedsiębiorstw "wojenną dywidendę". Zaznaczyła, że tą dywidendą przedsiębiorstwa produkujące i wytwarzające energię "podzieliły" się z obywatelami w ramach obniżenia rachunków i rekompensat. - Ta ochrona pozwoliła przejść nam suchą stopą przez kryzys energetyczny i się sprawdziła. Te kompleksowe uregulowania okazały się skuteczne, adekwatne i sprawiedliwe (...). Widzimy to w wynikach ekonomicznych. Przedłużamy je na kolejny rok, tak by wszyscy obywatele, podmioty wrażliwe i samorządy mogły być pewne ile zapłacą za energię elektryczną, ciepło i gaz i że na pewno nie zapłacą więcej niż do tej pory - podkreśliła minister. Podobny projekt złożyła w Sejmie Koalicja Obywatelska. Z tą różnicą, że proponuje ona zamrożenie cen energii nie do końca przyszłego roku, a do 30 czerwca. Minister Łukaszewska-Trzeciakowska oceniła, że ograniczenie wsparcia do pół roku "wzbudza niepokój w polskich rodzinach". Sejm: Paulina Hennig-Kloska na mównicy W trakcie prezentowania stanowisk klubów i kół parlamentarnych do projektu rządu, na mównicę wyszła Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050. To ona jest kojarzona z ustawą KO i posłów Szymona Hołowni, którzy w swojej wersji projektu zawarli przepisy liberalizujące stawianie farm wiatrowych i wiatraków w Polsce. Projekt przewidywał umożliwienie budowy cichych wiatraków w odległości od 300 m od zabudowań. Dokument spotkał się z krytyką m.in. polityków PiS. We wtorek wieczorem na stronach Sejmu pojawiła się informacja o wniesieniu autopoprawki do projektu. Wykreślono z niego przepisy dotyczące elektrowni wiatrowych. Całe zamieszanie miało jednak kosztować Paulinę Hennig-Kloskę obiecanej teki ministra. Zgodnie z porozumieniem liderów sejmowej większości, była ona dotychczas typowana na nową minister klimatu i środowiska. W wyniku "afery wiatrakowej" - jak zamieszanie nazwali politycy PiS - szefem tego resortu ma zostać jednak Michał Gramatyka. - To jest piąty rok, kiedy Sejm zbiera się w grudniu, żeby ustawami przeciwdziałać wzrostowi cen, z którymi musimy się zmagać od nowego roku - zaczęła swoje wystąpienie w Sejmie Hennig-Kloska. - Zostawiacie Polskę w sytuacji, w której Polakom grożą wzrosty cen energii o 76 proc. - mówiła. - Nie potraficie powiedzieć Polakom, jakie będą ceny. Kto powinien powiedzieć Polakom, jakie ceny dostaną od 1 stycznia? Wy! A tego nie potraficie. My chcemy dostarczyć Polakom czysty prąd - dodała. Paulina Hennig-Kloska dostała kwiaty w Sejmie Posłanka Polski 2050 zarzuciła obecnej minister, że nie jest w stanie powiedzieć, jakie taryfy cen energii będą obowiązywały od 1 stycznia dla małych i średnich przedsiębiorstw. W swoim przemówieniu nawiązała również do odnawialnych źródeł energii. - Kogo interesy reprezentują ludzie, którzy nadal chcą wstrzymywać transformację energetyczną w naszym kraju? Niech każdy odpowie sobie sam - zakończyła swoje wystąpienie. Po zejściu Hennig-Kloski z mównicy, poseł Adam Luboński z Polski 2050 wręczył jej kwiaty, a pozostali politycy tej formacji bili jej brawa na stojąco. W tym czasie politycy PiS reagowali okrzykami "hańba". Poseł Wojciech Dolata, drwiącym tonem, krzyczał z kolei: "Brawo! Brawo! Brawo!". *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!