Duże poruszenie w Pałacu Prezydenckim wywołały nieoficjalne na razie informacje o tym, że to Radosław Sikorski miałby w rządzie Donalda Tuska objąć Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Zostało to odebrane jako wyraźny sygnał powrotu do polityki z lat 2007-2010, gdy Sikorski pełnił funkcję szefa MSZ, a głową państwa był Lech Kaczyński. - Wojna o krzesło, walki o samolot, umniejszanie roli prezydenta, deprecjonowanie jego pozycji, kompetencji. Pamiętamy, jak to wyglądało i przewidujemy, że będzie podobnie albo i mocniej - przewiduje jeden ze współpracowników prezydenta. Kohabitacja prezydenta z nową koalicją Pierwsze dni po wyborach, gdy było już jasne, że PiS nie będzie miał większości i to Donald Tusk ostatecznie stanie na czele nowej koalicji rządzącej, były czasem wyczekiwania na to, co zrobi druga strona. Tuskowi przypomniano jego słowa o tym, że "prezydentowi zmięknie rura", gdy to on stanie na czele rządu. Andrzej Duda w wywiadach odpowiadał, że "to Tuskowi zmiękła rura", gdy nie chciał zmierzyć się z nim w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Część polityków dawnej opozycji wierzyła, że prezydent Andrzej Duda powierzy Donaldowi Tuskowi misję tworzenia rządu z uwagi na to, że PiS nie ma w Sejmie większości. Prezydent nie zdecydował się jednak na złamanie parlamentarnego zwyczaju. - Nie chciał się zapisać w historii jako prezydent, który wyznaczył Donalda Tuska jako swojego kandydata na premiera. Niektórzy zapominają, że Andrzej Duda ma swoje porachunki z Tuskiem. To są rzeczy, których łatwo się nie zapomina i które pewnie będą rzutować na ich współpracę - zdradza jeden z dawnych współpracowników głowy państwa. Nawiązuje tym samym do czasu, gdy Andrzej Duda był ministrem w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i z bliska mógł obserwować kohabitację prezydenta z Donaldem Tuskiem, który stał wówczas na czele rządu PO-PSL. "Gdy prezydentem był Lech Kaczyński, premier Donald Tusk przychodził do pałacu prezydenckiego. Wówczas jako prezydencki minister byłem przy tych rozmowach. Co innego deklarował tutaj, przy tym stole, a co innego robił po wyjściu z pałacu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że od tamtego czasu się zmienił" - wspominał tamten czas w niedawnym wywiadzie dla tygodnika "Sieci". O samym Tusku powiedział zaś jasno, że "nie jest jego kandydatem na premiera". - W pierwszym kroku [procesu powołania nowego rządu] mówimy o wyborze prezydenckiego kandydata na premiera. Ja jestem prezydentem, ale Donald Tusk nie jest moim kandydatem na premiera - stwierdził Andrzej Duda. Donald Tusk odpowiada Andrzejowi Dudzie Na odpowiedź Donalda Tuska nie trzeba było długo czekać. "Potwierdzam. Nie będę" - napisał w mediach społecznościowych, nawiązując do zdania, które znalazło się na okładce tygodnika "Sieci", a które brzmiało: "Donald Tusk nie będzie moim premierem", czyli nieco inaczej niż dosłowny cytat prezydenta. Współpracownicy Andrzeja Dudy uważają, że od momentu, gdy jasne stało się, że prezydent powierzy misję tworzenia rządu w pierwszym kroku konstytucyjnym Mateuszowi Morawieckiemu, a nie kandydatowi KO, Trzeciej Drogi i Lewicy, ataki na głowę państwa ze strony dawnej opozycji mocno się zaostrzyły. - Ruszył "przemysł pogardy 2.0", ośmieszanie, wycinanie słów z kontekstu, robienie memów. Znamy to wszystko - wylicza jeden z naszych rozmówców. Marcin Kierwiński, poseł KO przymierzany do stanowiska szefa MSWiA, stwierdził ostatnio w rozmowie z wp.pl, że "nie ma wątpliwości, że Rafał Trzaskowski wygrał wybory prezydenckie". Stwierdził też, że wybory z 2020 roku nie były uczciwe, bo gdyby były, to dziś głową państwa byłby Trzaskowski. Do jego słów odniósł się na antenie Polsat News Marcin Mastalerek, szef gabinetu prezydenta. - Słyszałem dziś wypowiedzi przyszłego prawdopodobnie ministra spraw wewnętrznych i administracji Marcina Kierwińskiego o tym, że tak naprawdę prezydentem jest Rafał Trzaskowski. Więc jeżeli takie głosy będą się pojawiały, to dam im wtedy dobrą radę: idźcie do ratusza, niech was prezydent Trzaskowski zaprzysięgnie i wtedy będziecie mogli sobie jechać (na szczyt UE - red.). Oczywiście żartuję - powiedział. "To przemysł pogardy 2.0" Tego typu przepychanki słowne, mające podważać pozycję głowy państwa są dziś w Pałacu traktowane bardzo poważnie. Podobnie jak surrealistyczne propozycje odwołania prezydenta w referendum (z takim pomysłem wyszedł prawnik prof. Marek Chmaj, co podchwycili niektórzy politycy). - To krok po kroku podkopywanie pozycji Andrzeja Dudy jako prezydenta. Taki przemysł pogardy 2.0. "Silnym Razem" nie trzeba dwa razy powtarzać, oni już krzewią tę narrację dalej, za kilka chwil zacznie docierać do tzw. zwykłych ludzi i zakorzeniać się w ich świadomości. Nie można do tego dopuścić - mówi nam jeden ze współpracowników prezydenta. Nikt w Pałacu nie kryje, że tajną bronią na takie zagrywki wobec prezydenta ma być Marcin Mastalerek, który z początkiem listopada został szefem gabinetu prezydenta. Nasi rozmówcy z Pałacu przyznają, że Mastalerek wniósł do nieco zastygłego i skostniałego Pałacu nową energię i bojowy nastrój. Miał zaktywizować ministrów, namawia ich do większej obecności w mediach, tak by by głos prezydenta był mocniej słyszalny. - On sam jest bardzo bojowo nastawiony i gotowy do starcia, i ten jego entuzjazm się udziela. Cały czas powtarza, że to nie jest 2007 czy 2010 rok, że prawica też swoje lekcje odrobiła i nie da się łatwo rozgrywać, a Platforma i Tusk mocno nie doceniają Andrzeja Dudy, wierząc we własną propagandę na jego temat - relacjonuje nam jeden z pałacowych współpracowników. - To będzie trudny dla nas, ale i bardzo ciekawy czas - dodaje.