Jeszcze w lipcu prezydent Andrzej Duda, udając się do Waszyngtonu na jubileuszowy szczyt w 75. rocznicę NATO, podkreślał, że w sprawach bezpieczeństwa rząd i Pałac Prezydencki "mówią jednym głosem", a "stanowisko rządu jest całkowicie zbieżne z prowadzoną dotychczas przez nas polityką". Po czym Duda uściślił, że mówiąc "nas" ma na myśli siebie i poprzedni rząd. Podobne komunikaty płynęły także z rządu. - W sprawach bezpieczeństwa, stosunku do Rosji, do Ukrainy, jeśli chodzi o więzi transatlantyckie, tutaj jest w Polsce prawie pełny konsensus. Ja będę tego pilnował, bo to jest nasz skarb - mówił Donald Tusk podczas wizyty u Joe Bidena, na którą został zaproszony razem z prezydentem Dudą. Zmiana w stanowisku rządu i prezydenta wobec Ukrainy? Porównując tamte wypowiedzi z tymi, które padają w ostatnich dniach i tygodniach, można mieć wrażenie, że już nie ma jednego wspólnego stanowiska, lecz jest wyraźny rozdźwięk, coraz mocniej artykułowany przez obie strony. Jak trwała to zmiana i z czego wynika? Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier i szef MON to jedna z niewielu osób w rządzie, z którymi prezydent Andrzej Duda ma dobre, a nawet bardzo dobre relacje. Obaj regularnie się spotykają i jak słychać z otoczenia i głowy państwa, i wicepremiera, świetnie rozumieją się w wielu sprawach. Poza tym obaj są z Krakowa i znają się długo. Tym bardziej może dziwić ich publiczny spór o podejście do Ukrainy i sprawy Wołynia. Kosiniak-Kamysz stwierdził w rozmowie z Polsat News, że "bez wyjaśnienia wielu spraw z przeszłości (...) nie ma mowy o przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej". - Moim zdaniem nie ma mowy bez wyjaśnienia wielu spraw z przeszłości, bez uhonorowania także sprawiedliwych Ukraińców, którzy pomagali wtedy, ale przede wszystkim ekshumacji i oddania czci naszym rodakom, nie ma mowy o przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej - powiedział wicepremier Kosiniak-Kamysz. Choć słowa szefa MON były odpowiedzią na kontrowersyjną wypowiedź Dmytro Kułeby, byłego już szefa ukraińskiej dyplomacji, to i tak wywołały bardzo ostrą reakcję prezydenta. - Jeżeli ktoś mówi, że będzie blokował dostęp Ukrainy do Unii Europejskiej, to tym samym wpisuje się w politykę Władimira Putina. No nie wiem, czy taka jest intencja obecnie rządzących - stwierdził Andrzej Duda w wywiadzie również dla Polsat News. Prezydent Andrzej Duda mówi o "gorszącym szantażu" Gdy pytamy o te słowa ludzi z otoczenia głowy państwa, to odpowiadają, że nie chodzi tu o Kosiniaka-Kamysza, lecz o kierunek, który zaczyna być forsowany przez cały rząd, w tym premiera i szefa MSZ, a który to kierunek nie podoba się prezydentowi. Małgorzata Paprocka, szefowa Kancelarii Prezydenta przyznaje w rozmowie z Interią, że w tym, co mówi prezydent, nie ma nic osobistego. - Prezydent ma bardzo konsekwentny pogląd na sprawę prawdy historycznej i zawsze dbał o jasne postawienie sprawy Wołynia w rozmowach ze stroną ukraińską. Uważa, że ofiary mają prawo do godnego pochówku i to jest coś, o czym nie wolno nam zapominać. To temat podejmowany przez prezydenta niemal przy każdym spotkaniu z prezydentem Zełenskim. Zasługą prezydenta Andrzeja Dudy jest obecność Zełenskiego w katedrze w Łucku podczas obchodów 80. rocznicy rzezi wołyńskiej, gdzie obaj prezydenci oddali hołd ofiarom - wylicza Małgorzata Paprocka. - Prezydent nie zgadza się jednak na to, by próbować grać tym tematem w formie szantażu. To Andrzej Duda jako pierwszy wyszedł z pomysłem przystąpienia Ukrainy do UE, by Ukraina jak najszybciej i jak najmocniej skręcała w stronę Zachodu, więc tym bardziej nie podoba mu się takie stawianie sprawy. Prezydent uważa, że to nie służy ani Polsce, ani polskiej racji stanu - dodaje. Także inni nasi pałacowi rozmówcy przyznają, że "nie chodzi tu o Kosiniaka, a o sprawę" i o to, że prezydent jest przekonany, że radykalizacja języka i "gorszący szantaż", jak go Andrzej Duda określił, sprawią, że Ukraina tym bardziej się usztywni i jeszcze trudniej będzie z nią rozmawiać. - Ukraińcy są specyficzni w rozmowach, a rozmowy z nimi są zawsze trudne. Prezydent stara się podchodzić do tego ze zrozumieniem, wiedząc, że to przyniesie lepszy efekt niż stawianie żądań. Jest też przekonany, że skłócenie Polski i Ukrainy leży dziś w interesie Rosji i nie wolno temu ulec - zdradza jeden z naszych rozmówców. - To nie jest dobry sposób stawiania wartości - mówił w piątek w Polsat News Andrzej Duda, odnosząc się do słów Kosiniaka-Kamysza. - Tę sprawę trzeba załatwić inaczej, nie poprzez grożenie integracji Ukrainy z Zachodem. Zablokowanie integracji Ukrainy z Zachodem jest jednym z powodów, dla których Putin zaatakował Ukrainę - dodał. PSL ostro odpowiada prezydentowi Co na to druga strona? Politycy PSL, z którymi rozmawiała Interia, podtrzymują, że sprawa wejścia Ukrainy do Unii powinna być warunkowana rozwiązaniem kwestii ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej - Uważamy, że można mówić o wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej po spełnieniu wszystkich przesłanek, ale podstawową kwestią jest wyjaśnienie i rozwiązanie spraw związanych z rzezią wołyńską. Co konkretnie? To wszystkie elementy związane z godnością człowieka, która została wdeptana, w sposób dosłowny, w ziemię - mówił Łukaszowi Szpyrce poseł Adam Dziedzic, podkreślając, że to stanowisko całego PSL. - Ile lat próbujemy wyjaśnić tę sprawę i nadać jej odpowiedni status w historii i polityce? Ile mamy jeszcze czekać? Albo trzeba wykorzystać siłę argumentów, albo argument siły. Dzisiaj pomagamy Ukrainie i jeszcze mamy czekać na klęczniku? Na szczęście polityka zagraniczna nie leży w rękach pana prezydenta - podkreślał poseł Dziedzic. Relacje na linii Polska - Ukraina. Zwrot w polityce rządu? Jan Piekło, były ambasador Polski w Kijowie, jest zdania, że wypowiedź Kosiniaka-Kamysza i stanowisko PSL to nie żaden wypadek przy pracy. Uważa, że mamy do czynienia ze zwrotem w całej polityce rządu, jeśli chodzi o stosunek do Ukrainy. - To nie jest wyłącznie stanowisko MON czy szefa MON, ale całego rządu. Nie wprost, ale w podobnym tonie wypowiada się Donald Tusk, także minister Sikorski na wielu różnych odcinkach prezentuje podobną postawę - stwierdza Jan Piekło. I dodaje, że słyszy w tych słowach fałszywy ton. - Pamiętam, jak jeszcze niedawno, gdy Donald Tusk nie był premierem, on i inni politycy PO deklarowali oficjalnie wsparcie dla akcesji Ukrainy do Unii. Co więcej, minister Sikorski mówił nawet, że Polska wystąpi w ramach NATO o pozwolenie na zestrzeliwanie rosyjskich rakiet na terytorium Ukrainy, że powstanie ukraińska brygada szkolona w Polsce. Niewiele z tego dziś zostało - wylicza, nawiązując do niedawnych słów Donalda Tuska, który powiedział, że "Ukraina nie będzie członkiem Unii Europejskiej bez polskiej zgody" i że będzie musiała "sprostać polskim oczekiwaniom, jeśli chodzi o nie tyle grzebanie w historii, tylko ułożenie naszej relacji na podstawie prawdy o tej historii". Rząd chce wymóc na Ukrainie działania w sprawie Wołynia Także ostatnia scysja Radosława Sikorskiego podczas spotkania z Wołodymyrem Zełenskim (co opisał Witold Jurasz w Onecie) pokazuje, że coś w polityce Polski wobec Ukrainy ulega zasadniczej zmianie. Ile w tym "winy" strony ukraińskiej, a ile kalkulacji politycznej polskich polityków, trudno dziś ocenić. Z relacji Jurasza wynika, że styl rozmowy Ukraińców podczas spotkania z Sikorskim był mocno roszczeniowy, co z kolei zaskoczyło polską delegację. Warto przypomnieć, że także poprzedni rząd miewał swoje problemy w relacjach z ukraińskimi partnerami. Polscy dyplomaci w nieoficjalnych rozmowach często narzekali na postawę swoich ukraińskich odpowiedników. Do dziś wspominają, jak Ukraina wezwała na dywanik polskiego ambasadora w kontekście nałożenia i chęci przedłużania przez Polskę embarga na ukraińskie zboże. Wówczas premier Mateusz Morawiecki nazwał to błędem i stwierdził, że "biorąc pod uwagę ogrom wsparcia, jakiego Polska udzieliła Ukrainie, takie błędy nie powinny się zdarzać", co również zostało źle odebrane na Ukrainie. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja - Dużo można zarzucić Sikorskiemu, ale ilekroć obserwowałem go podczas rozmów z zagranicznymi partnerami, potrafił w nich zachowywać się bardzo asertywnie. Nie wszyscy polscy dyplomaci to potrafią, wielu z nich przyjmuje często postawę przepraszającą, wynikającą z jakichś kompleksów. Sikorski, który sam ma o sobie bardzo wysokie mniemanie, nie ma tego problemu. Dlatego ofensywna postawa Ukraińców dodatkowo go utwardziła - analizuje w rozmowie z Interią dyplomata, którego trudno posądzić o sympatię wobec Sikorskiego. Polityka wschodnia ofiarą polityki krajowej? Z rządu coraz mocniej płyną sygnały, że Polska chce wykorzystać zbliżającą się prezydencję w Unii do uzyskania od Ukrainy konkretnych działań w sprawie ekshumacji - w zamian za podjęcie kroków dotyczących przyszłej obecności Ukrainy w Unii. Ukraina oczekuje, że polska prezydencja przybliży ją do celu, polski rząd zdaje się odpowiadać, że "coś za coś". Były ambasador w Kijowie Jan Piekło jest jednak zdania, że "używanie tematu Wołynia jako szantażu wobec Ukrainy to bardzo niebezpieczna gra". - W tym względzie zgadzam się ze stanowiskiem pana prezydenta i jestem mu wdzięczny za to, co powiedział. Rząd i minister Sikorski wpadają w koleiny, w których już byli. W czasie dramatycznych wydarzeń Rewolucji Godności w 2014 roku minister mówił Ukraińcom, że albo zgodzą się na rozejm albo "wszyscy zginiecie". To jest analogiczna sytuacja i analogiczny szantaż. No coż, Sikorski nie ma szczęśliwej ręki do Ukrainy - uważa.Piekło ma także swoją teorię na temat tego, dlaczego tak się dzieje. Jego zdaniem polityka wschodnia pada ofiarą polityki krajowej, a także ambicji prezydenckich samego Sikorskiego, który "tym, co robi, gra o pozyskanie sympatii skrajnej prawicy, która ma sceptyczny stosunek do pomocy Ukrainie". - To, co się dzieje wokół relacji polsko-ukraińskich ostatnio, nie jest korzystne ani dla Polski, ani dla Ukrainy ani dla NATO, ani dla Unii Europejskiej - podsumowuje były ambasador RP w Kijowie.Kamila Baranowska ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!